Zapchlony Tyłek
Nie Cze 30, 2019 9:54 pm Zapchlony Tyłek
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Najbiedniejsza i najbrudniejsza część Królewskiej Przystani, mieszkają tu głównie ludzie biedni i odrzuceni przez społeczeństwo, w tym także prostytutki i złodzieje.
Zapchlony Tyłek położony jest niemal w centrum miasta między ulicą Żelazną i Siostrzaną. Gromadzą się tam żebracy, bandyci i wszelkiego rodzaju społeczne męty. Okazjonalnie da się tutaj spotkać chlew, czy zapuszczoną stajnię, a głównym interesem w tym rejonie są garkuchnie zaopatrujące biedną klasę średnią w jedzenie.
Re: Zapchlony Tyłek
Nie Cze 30, 2019 11:19 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Karczma, do której skręcił, przemierzając pospiesznym krokiem uliczkę, była obskurna. Bezsprzecznie i przyznać musiał to nawet sam Aerion, na którym podobne miejsca nie wywierały już przecież wrażenia, jakie wywierać mogłyby na większości szlachetnie urodzonych osób. Owszem, może i był w jakimś stopniu przyzwyczajony do tego typu lokacji, jednak... trudno byłoby całkowicie zignorować bijący od wejścia smród - mieszaninę woni unoszących się od bywalców karczmy, czegoś, co właściciel najwyraźniej oferował swoim gościom jako posiłek i... prawdopodobnie lepiej było nie wnikać za bardzo. I pamiętać o tym, by nie brać zbyt głębokich oddechów. Choć nawet mimo tego przez moment Aerion poczuł, że zjedzony kilka godzin temu posiłek podsunął mu się niebezpiecznie do gardła.
Widok królewskiego potomka w miejscu takim jak to, mógłby prawdopodobnie niektórych szokować. Albo przynajmniej dziwić. Gdyby tylko nie fakt, że ten konkretny potomek w zasadzie dość często bywał w podobnych miejscach niecieszących się zbyt dobrą opinią. Nie widział więc sensu w zabawie w jakąkolwiek maskaradę, próby ukrycia się i dyskretnego przemknięcia do jednego z obskurnych stołów. I tak był widywany w podobnych okolicznościach wystarczająco wiele razy, by nikogo nie powinno specjalnie interesować, czy zjawił się tu w jakiejś godnej podsłuchania sprawie, czy może jednak dla własnej wątpliwej przyjemności. Przynajmniej zaś osobnik, z którym miał się w tej cuchnącej karczmie spotkać, nie powinien mieć większych problemów z wypatrzeniem wśród innych bywalców tego jednego, u którego nie sposób byłoby przeoczyć cech wyglądu charakterystycznych dla Targaryenów. Wyróżniali się, temu się nie dało zaprzeczyć. Jasne włosy, jasna karnacja i nietypowe fiołkowe tęczówki nie były raczej czymś, co miałoby umknąć komukolwiek, kto wykazywał się choćby minimalną spostrzegawczością. Nawet, jeśli akurat ten ostatni element wyglądu mógłby mimo wszystko z łatwością umknąć czyjejś uwadze - choćby przez wzgląd na skąpe oświetlenie wnętrza speluny albo też przez okoliczności niesprzyjające raczej głębokim spojrzeniom w czyjejś oczy. Mimo wszystko, choćby już sam fakt, że kolor włosów Aeriona dało się jednoznacznie określić i że nie trzeba było domyślać się go spod imponującej warstwy brudu - jak w przypadku większości innych bywalców - mógł już uchodzić za charakterystyczny.
Zanim podszedł do stołu, przy którym zamierzał zająć miejsce, zatrzymał się jeszcze przy jakimś kościstym mężczyźnie, który sączył szczyny zwane w tym miejscu piwem. Wymienił z nim kilka oszczędnych słów, upewniając się w ten sposób, że przynajmniej dowie się później, czy ktoś jednak nadmiernie zainteresował się rozmową, jaka miała mieć tu miejsce. Bo w końcu może i nie bawił się w paranoika, który miałby uciekać się do przebrań i przychodził tu dość otwarcie, jednak... na wszelki wypadek wolał wiedzieć chociaż, na kogo sam powinien zwrócić później szczególną uwagę.
Zrobiwszy zaś co należało, zajął miejsce, by spokojnie poczekać. Choć szczerze liczył na to, że nie będzie to zbyt długie oczekiwanie i że nie pożałuje, że właśnie tutaj miał spotkać się z kimś, kogo chęć spotkania przekazał mu serdeczny znajomy.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 01, 2019 8:59 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Królewska Przystań cuchnęła.
Od portu rybnego po Lwią Bramę, od wzgórza Rhaenys aż po Zapchlony Tyłek; woń skłębionej, ludzkiej masy snuła się uliczkami stolicy jak poranną mgiełka, wciskając w poły płaszcza niczym natrętna kochanka. Wszystkie miasta miały w sobie coś z wypachnionej kurtyzany lub podrzędnej kurwy: Braavos, Pentos, Volantis, Lannisport, Stare Miasto, nawet Gulltown – dziwiło jedynie to, że każde z nich cuchnęło na swój własny sposób.
Stolica Siedmiu Królestw miała woń rozkładu.
I kłamstw.
I niebezpieczeństwa.
A wszystko to kumulowało się w Zapchlonym Tyłku, gdzie żaden szlachetnie urodzony nie stawiał nogi częściej, niż było to konieczne – czyli zwykle nigdy. W wąskich, zamieszkanych przez biedotę uliczkach osiedliła się symfonia sprzeczności, kakofonia, chaos, kompozycja wariata. Psie gówna konkurowały o lepsze że słodkim odorem rzygowin. Tu i ówdzie (a także wszędzie) walał się trup kota, który wniosił niemały posag do palety wonności, a nad tym wszystkim czuwał człowiek i jego pot, krew oraz rozlane ale.
Zapachy, wszędzie zapachy – dziedzic Castamere czuł je wszystkie; każde uderzenie smrodliwej frazy, każde załamanie – smrody żrące się wzajem i znoszące, pasożytujące na sobie i współpracujące.
Tak się zawąchał, że omal nie zabłądził.
Kiedy dotarł do karczmy, jej wnętrze nie przyniosło oczekiwanego wytchnienia; wkraczając w zaciemnione trzewia sali natychmiast uderzyła go woń zsiadłego mleka, cienkiego wina, mętnego ale i rozlanej podczas bijatyk krwi.
Dopiero po chwili zauważył księcia.
Ciężko stwierdzić, co dziwiło bardziej – sam jego widok czy świadomość, że nie kryje się z własną obecnością pośród ludzi, którzy przy pierwszej okazji pozbawiliby go cieżaru sakiewki i, co prawdopodobne, również życia. Zdarzało się, że w Zapchlonym Tyłku ginęło znacznie więcej, niż pieniądze i jedyne, czego później zbywało, to mięsa w lokalnym gulaszu.
Piwo mają niezłe, o ile lubisz je przegryzać – kiedy wsunał się na ławe naprzeciwko Aeriona, nikt nie mogłby uznać, że smoczy książę ma do czynienia z kimś szlachetnie urodzonym; wytarty, podrożny płaszcz, którego kaptur szczelnie ukrywał złote włosy, lekko przygarbione plecy i nawet chód – Willem Reyne mogłby zasilić grupę komediantów z podobnym talentem do odgrywania epizodycznych ról.
Po królestwie krążą wieści.... które sam preparujesz, Reyne, przemknęło mu przez głowę, gdy karczmarz z hukiem postawił między nimi dzban ale – ... że nie wszyscy wiekowi członkowie Małej Rady mogą pochwalić się tak stalowym zdrowiem, jak miłościwie panujący.
W miejscu takim jak to byłoby nierozsądnym obsypywać się tytułami; Reyne był pewien, że Targaryen wybaczy mu brak jego książcej mości wętkniętej w co drugie słowo i że sam odbierze podobną taktykę – choć od powrotu z Essos minął już rok, nazwisko rodu z Castamere wciąż budziło niezdrowe podekscytowanie wśród prostaczków.
Ma niewolnicę, małpkę, złoto.
Zwłaszcza posiadanie tego ostatniego byliby skorzy sprawdzić.
To przykre kłamstwa... o ile to kłamstwa – dopiero teraz, gdy niespiesznie oparł się plecami o drewnianą ławe, pograżajac tym samym w połcieniu, odsunał nieco kaptur w tył, nie odrzucając go jednak całkowicie. Książę Aerion musiał zadowolić się widokiem oczu rozmówcy – tyle powinno mu wystarczyć.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 01, 2019 1:35 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Nie czuł potrzeby ukrywania się wśród otoczenia, któremu mimo wszystko nie należała się ani odrobina zaufania. A przynajmniej nie czuł takiej potrzeby tak długo, jak długo miał świadomość tego, że dla zdecydowanej większości tegoż otoczenia bardziej opłacalnym było długie i zdrowe życie sprzyjającego im księcia. Póki miał swój niemały wkład w rozwój pewnych szemranych interesów kwitnących w tej części stolicy, mimo swego urodzenia uznawany był w pewien sposób za swojego. Z pewnością wielu mieszkańcom Zapchlonego Tyłka żyłoby się znacznie trudniej, gdyby swój żywot miał przedwcześnie zakończyć Aerion.
Co więcej - paradoksalnie zwracał na siebie znacznie mniej uwagi, kiedy otwarcie pokazywał się w nieciekawych dzielnicach miasta. Gdyby zechciał bawić się w jakąś maskaradę, komuś mimo wszystko mogłoby rzucić się w oczy coś, co zdradziłoby jego tożsamość. Ludzie tutaj bywali nad wyraz spostrzegawczy, choć zwykle sami potrafili nie rzucać się za bardzo w oczy. Gdyby zaś Aerion próbował się wśród nich ukrywać, dawałby tym samym jasny przekaz, że jednocześnie ma do ukrycia nieco więcej niż jedynie swoją tożsamość. To natomiast budziło niepotrzebne zainteresowanie.
Był jednak w stanie zrozumieć maskaradę zaprezentowaną przez mężczyznę, który się do niego dosiadł, a którego obdarzył szybkim, badawczym spojrzeniem.
- I tylko pod warunkiem, że kierowany sentymentem chciałbyś w niedługim czasie zobaczyć ponownie swoje poprzednie posiłki - dodał w temacie tutejszego piwa, zdecydowanie dalekim będąc od polecania go komukolwiek. Były zdecydowanie lepsze i mniej drastyczne sposoby, by kogoś otruć.
- Po królestwie krąży wiele wieści. Cała sztuka polega na tym, żeby umieć zwracać uwagę na te mające jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości - stwierdził enigmatycznie, spojrzeniem odprowadziwszy karczmarza, kiedy ten zostawił na stole dzbanek wątpliwej jakości trunku. Zdecydowanie nie był w stanie znaleźć w sobie na tyle odwagi, by go próbować. Może i mógł przywyknąć do bywania w miejscach takich jak to, jednak nie sądził, by jego żołądek miał kiedykolwiek przyzwyczaić się do posiłków lub napojów oferowanych wśród zakamarków Zapchlonego Tyłka. Do tego akurat nie zamierzał nawet próbować się przyzwyczajać.
- Prawdopodobnie nie wszyscy są zadowoleni z tego stanu rzeczy, jednak obawiam się, że przynajmniej pod względem fizycznym wszyscy członkowie Małej Rady cieszą się wyjątkowo dobrym zdrowiem, niezależnie od wieku - zauważył, zatrzymując spojrzenie na swoim rozmówcy. - Niewykluczone za to, że niektórzy osiągnęli już wiek, w którym trudno zachować pełnię władz umysłowych. Takie przykre pogłoski rzeczywiście można usłyszeć dość często...
A jeśli nawet nie, to niewiele trzeba było, by takie zaczęły pojawiać się wśród ludu i powoli przenikały do szerszego grona. Do tych, do których powinny dotrzeć, by nabrać odpowiedniej mocy. I by mogły sprawić, żeby sprawy toczyły się torem jak najbardziej sprzyjającym księciu. Nie było się bowiem co oszukiwać, nadmierna dbałość o stan królewskiego skarbca niespecjalnie sprzyjała interesom najmłodszego z synów króla. Jeśli zaś chciał należycie je zabezpieczyć i do minimum zredukować obecność przypadku w dalszym rozwoju wydarzeń... prawdopodobnie warto było odpowiednio podejść do rozpoczętej właśnie rozmowy.
- Być może konieczne będzie rozważenie pewnych zmian, jeśli miałyby się one potwierdzić... - dodał, tonem zupełnie niezobowiązującym, jakby wcale nie zamierzał sugerować, że kierunek tych zmian warto byłoby jasno ustalić. I dołożyć starań, by rzeczywiście nie zboczyły one za bardzo z pożądanego toru.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 01, 2019 7:55 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Precyzyjnymi ruchami kreślił niewielkie okręgi na lepiącym się od bogowie wiedzą czego blacie; jeden ruch nadgarstka, później drugi, palec muskający stare drewno, kółko za kółkiem, jakby spodziewał się wytrzeć w brudzie symetryczne symbole, niewiele większe od złotego smoka. W toczonej dziś grze pozorów czaił się element komediowy, zupełnie jakby dwóch siedzących naprzeciwko siebie mężczyzn brało udział w braavoskiej farsie; książę i tajemniczy gość, spotkanie w bez mała nieromantycznej scenerii, szepty, zagadki i dzban piwa, którego wypicie oznaczałoby dzień spędzony w wychodku. Zachowywanie tej fasady nie było koniecznie.
Było ostrożne.
Smoczy książę mógł spowszechnieć mieszkańcom Zapchlonego Tyłka, ale tylko głupiec lub człowiek naiwny (albo – o zgrozo – jedno i drugie) sądziłby, że nikt nie zwróci na niego uwagi; kiedy wetkniesz rubin w gówno wciąż będzie lśnił, nieistotne, jak często tam lądował. Stąd cała ta ostrożność. Stąd kaptur. Stąd pozbawione rodowego pierścienia dłonie i wędrówka na piechotę przez ciasne zaułki stolicy. Gdyby dziedzic Castamere otwarcie pokazał się w obecności Targaryena (na dodatek w miejscu takim jak to), ktoś pochopnie mógłby uznać, że spiskują. Ktoś inny mógłby dopowiedzieć kilka słów. Ktoś, zwabiony brzękiem srebra, powtórzyłby komuś innemu i nim książę wróciłby do Czerwonej Twierdzy, o wszystkim usłyszałby kolejny ktoś.
Ktoś, kto nie powinien.
Kapłon z warzywami, nie tęsknię za nim – błądzący po blacie koniuszek palca zatrzymał się raptownie, dopiero po kilku długich, przesyconych ciszą sekundach podejmując niespieszną wędrówkę. Gdyby usiedli w karczmie i nie zamówili alkoholu, podszyte podejrzeniami spojrzenia pokładłyby się na nich jak długie, wścibskie cienie.
W każdej plotce jest ziarno prawdy – uniósł kącik ust, wychwytując w książęcych słowach zaskakującą oszczędność; nie chciał powiedzieć więcej i zdradzić zawodowych sekretów? Niecierpliwie wyczekiwał właściwego tematu spotkania? Spieszył się? Wolał szybko wrócić do zamku, nim zauważą jego nieobecność? Zbyt wiele pytań upchniętych w zbyt cuchnącej tawernie.
Na podobnych stanowiskach rzadko przydaje się miecz, bronią jest umysł. A kiedy on zaczyna szwankować… – niespieszne wzruszenie ramion było znacznie bardziej wymowne niż słowa, które mogłyby paść; najsłabsze ogniwo łańcucha świadczy o jego sile. Dziedzic Castamere o tym wiedział, smoczy książę również – niewypowiedziane, gorzkie prawdy zawisły między nimi jak katowski topór, wytrwale piłując ciszę na pół.
Ucierpi korona. Królestwo. Być może nawet pokój, w końcu pieniądze to drażliwy temat.
Nie zamierzał wypowiadać tego na głos, jakby groźba przemilczana mogła stracić na brutalności; skupił się na Targaryenie – na tym, jak unosi brew i nie odwraca wzroku, przejawiając tym pewien stopień determinacji.
Dobrze. Obojętność byłaby groźniejsza.
Zmiany bywają ryzykowne. Za Wąskim Morzem mawiają, że z ich powodu można wpaść z burdelu w rynsztok – dopiero teraz – docierając do sedna sprawy i drażniąc je ostrożnie jak wrażliwe, odsłonięte dziąsło – pochylił się niespiesznie nad stołem, sprawnie ignorując dzban ale i coś, co wyglądało jak szczurza łapka pływająca po powierzchni trunku. – Dlatego warto mieć nad nimi nadzór, coś… lub kogoś, komu można szczątkowo zaufać.
Szczątkowo wydawało się słowem na miejscu. Szczątkowe były możliwości i nadzieje; szczątkowo budowali porozumienie; w szczątki Reyne się zamieni, jeśli powie o słowo za dużo.
Nie wątpię w twoje umiejętności kontroli, co jednak z drugim aspektem? – myląco spokojnym, na wpół leniwym ruchem sięgnął do kieszeni płaszcza, wyławiając z niej okrągły, złoty pieniążek; moneta stuknęła cicho w zetknięciu z blatem i zaszurała nieśmiało, kiedy dziedzic Castamere przesunął ją w stronę smoczego księcia, osłaniając ją dłonią przed wścibskimi spojrzeniami.
Przyjrzyj się uważnie, mówiło jasne, upstrzone plamkami złota spojrzenie, to zaledwie jedna z setek tysięcy. Z milionów, które pozyskam.
Zaufasz czy zdasz się na przypadek?
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 01, 2019 9:06 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko do niego docierały najróżniejsze informacje z różnych zakątków Królewskiej Przystani. Był więc świadom tego, że jeszcze dziś do Czerwonej Twierdzy dotrze informacja o tym, że książę prowadził z kimś dłuższą pogawędkę w Zapchlonym Tyłku i że prawdopodobnie jej temat mógłby okazać się całkiem znaczący. Tak długo jednak, jak jeden z nich - ten, który zdecydowanie bardziej zwracałby tu na siebie uwagę - zachowywał pozory dzięki swoim przebierankom, przyczyna tego spotkania była banalna do wyjaśnienia. Na tym polegała przecież rola Aeriona. Zbierał informacje. A jeśli wymagało to porzucenia luksusów na rzecz chwili lub dwóch spędzonych w obskurnej karczmie w Zapchlonym Tyłku, gotów był znieść ten dyskomfort. I zdecydowanie nikogo podobne rozmowy nie powinny specjalnie dziwić, czy niepokoić.
Nawet, jeśli ta konkretna rzeczywiście mogłaby okazać się nieprzyjemna w skutkach zarówno dla księcia, jak i dla dziedzica Castamere, gdyby jej szczegóły trafiły do niewłaściwych uszu.
- To dość mylące, ale też całkiem wygodne przekonanie - zauważył, tą krótką wypowiedzią doskonale oddając całą naturę kwestii, o której właśnie rozprawiali. Trudno byłoby bowiem znaleźć lepszy przykład - obaj w końcu, gdyby chcieli być absolutnie szczerzy, musieliby przyznać przecież, że zarówno fizyczne, jak i psychiczne zdrowie członków Małej Rady nie pozostawiało wcale zbyt wiele do życzenia. Być może w tym temacie Aerion mógł orientować się nawet nieco lepiej, w końcu miał z nimi do czynienia regularnie, nie zauważał raczej, by umysł człowieka, którego w istocie dotyczyła ich rozmowa, miał zacząć szwankować. Był jednak swego rodzaju problemem. Trudnością, można było spróbować się pozbyć, jeśli już nadarzała się ku temu okazja. I w tym celu najwyraźniej obaj gotowi byliby posłużyć się pogłoskami, w których - wbrew przytoczonej przez Willema opinii - nie byłoby najmniejszego nawet ziarenka prawdy. Wiele takich krążyło już po świecie. A, co gorsza, przy odrobinie chęci mogły mieć one moc równą tej, z jaką działały pogłoski znacznie bardziej bliższe rzeczywistości.
- Prawdopodobnie warto mimo wszystko podejmować to ryzyko, kiedy w grę wchodzi dobro większej sprawy - prywatnej... lub dobro królestwa, jeśli tego chcieliby się trzymać i do czego prawdopodobnie pośrednio można byłoby się odwoływać.
- Muszę jednak przyznać, że nie lubię przypadków. Zbyt trudno przewidzieć ich rezultaty - przesunął spojrzenie w dół, na zabrudzony blat stołu, na którym połyskiwała złota moneta. Lekkie uniesienie jednego kącika ust i dość wymowne spojrzenie, które posłał swojemu rozmówcy, mogły zaś mówić dość wiele, jeszcze zanim Targaryen się odezwał lub wykonał jakikolwiek ruch.
I niekoniecznie miało to jakikolwiek związek z tym, że oto właśnie miałby zostać kupiony dzięki jednemu złotemu smokowi. Nawet, jeśli ta pojedyncza moneta była oczywistym przedsmakiem tego, czym rzeczywiście dysponował dziedzic Castamere. Sam mógłby wykonać podobny ruch, posłużywszy się przy tym własną monetą. To więc niewiele jeszcze znaczyło.
- Miewam też spore problemy z zaufaniem innym - położył jeden palec na monecie, zgrabnym ruchem przesuwając ją ponownie w stronę rozmówcy. - Zwłaszcza, kiedy nie do końca są mi znane ich motywacje.
Był w stanie obdarzyć siedzącego przed nim mężczyznę szczątkowym zaufaniem? Prawdopodobnie tak. O tym świadczyć mogła cała ta ich rozmowa. Kierującej nim motywacji mógł się natomiast domyślać, co wcale nie byłoby aż takie trudne. Mimo wszystko... ciekaw był odpowiedzi. I tylko ta ciekawość nakazywała mu wstrzymać się przed jednoznaczną decyzją ze swojej strony.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 08, 2019 7:11 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Czas uciekał.
Każde uderzenie serca było jak niemy kontrapunkt dla paraliżującej bezczynności, każdy oddech to kolejny krok w stronę zbędnego ryzyka, każde słowo to – być może – o słowo za dużo.
Czas uciekał, a między nimi wciąż nie padły żadne obietnice.
Zacisnął lewą dłoń w pięść i z trudem ukrył podstępny skurcz, gdy w nadgarstku odezwało się znajome echo dawnego bólu. Liczył, że z czasem zelżeje, ale im dłużej człowieka coś boli, tym bardziej mu to przeszkadza.  Przeklęty Blackwood miał rację – nic nie goi się zupełnie.
Czas uciekał; dla dziedzica Castamere znacznie szybciej, niż pragnął przyznać.
Krótkie spojrzenie na wnętrze pogrążonego w półmroku przybytku wystarczyło, by przekonać się, że zainteresowanie tym spotkaniem malało wprost proporcjonalnie do kufli ale wychylanych przez nielicznych gości. Mętny wzrok bywalców nie był zagrożeniem; najniebezpieczniejszy przeciwnik siedział naprzeciwko. Pod leciutką jak puch otoczką gładkich, niezobowiązujących słów ukrywała się zimna kalkulacja – księcia nie zdradzały usta, zapewne nawykłe do osładzania beczek pełnych dziegciu – ale oczy.
Nieruchome, zdeterminowane, o barwie, która nie potrafiła wzbudzić sympatii. Nie w tej części świata.
Niespiesznie poprawił rękaw płaszcza, pieczołowicie, niemal odruchowo naciągając ciężki materiał na lewy nadgarstek. Słowa księcia przedzierały się przez ciszę półszeptem, a Reyne dokładnie je obliczał; każdą sylabę, każdą samogłoskę, każdy oddech, który musiał zaczerpnąć przed kolejnym zdaniem.
Życie to synteza liczb.
Nie chodzi o dobro. Chodzi o zysk – podniósł wzrok nad pooranego czasem i setką ostrzy blatu, unosząc kąciki ust w imitacji uśmiechu. – Liczby są istotniejsze od wdzięczności, przynajmniej nie kłamią.
W przeciwieństwie do ludzi, książę.
Mógłby zacząć się zastanawiać, jak wiele łgarstw i niedopowiedzeń padło podczas organizacji tego spotkania, ilu ludzi powtarzało nic nieznaczące słowa, żeby tych dwóch, równie obojętnych sobie mężczyzn, mogło dziś usiąść twarzą w twarz – czy raczej, twarzą w kaptur. W mniemaniu Willema, zbyt wielu.
Szkoda – tym razem nie musiał niczego imitować; uśmiech był szczery, choć zbyt oszczędny, żeby nazwać go wesołym. – Szkoda, że wierzysz w przypadek. To dobre dla tych, którzy boją się ponosić konsekwencje własnych decyzji.
Sięgnął po jeden z dwóch, drewnianych kufli, które wyglądały tak, jakby pamiętały początki panowania Aegona Zdobywcy; mętne, żółte ale chlusnęło cicho, kiedy dłoń dziedzica Castamere sięgnęła po szczodrze napełniony dzban, wypełniając jego zawartością mniejsze naczynie.
Ostatnia rzecz, o którą chciałbym cię posądzać, to tchórzostwo – lwi uśmiech dotarł do oczu – na gładkiej skórze wokół nich pojawiły się przyjazne zmarszczki, gdy Reyne przesunął kufel w stronę Targaryena, zgarniając wprawnym gestem złotego smoka przesuwanego po stole jak pionek do cyvasse.
Może ryzykował zbyt wiele; jeśli otruje księcia szczynami, które właśnie mu zaserwował, z budowanej nici porozumienia powstanie żelazna pułapka, jednak…
Jeśli obawiał się podrzędnego piwa, jak mógłby podołać spiskowi?
Wszyscy czegoś chcemy. Chcemy być ważniejsi, silniejsi, bardziej poważani. Chcemy szacunku – strzepnął z palców kilka nieostrożnie rozlanych kropelek alkoholu, przypatrując się ich krótkiej, zakończonej tragicznie wędrówce ku brudnej jak portowa dziwka podłodze. – Chcemy poczuć smak ambicji i potęgi. Niektórzy pragną władzy, inni pieniędzy, a większość z nich zbyt często jednego i drugiego.
Jak wytłumaczyć laikowi, czym jest miłość do złota? Jak w kilku prostych słowach – niemal równie prostych jak karczemne ławy – wyjaśnić mu, że władza, poważanie, siła, nawet miłość, wszystko to, za czym tak usilnie gonią maluczcy, to części składowe czegoś, co zawsze ukrywa się w tle?
Że armie nie giną króla? Że kobiety nie krzyczą za pieniądze?
Giną za pieniądze. I kochają za złoto.
Zadajesz złe pytania. Nie pytaj, czego chcę – powoli otworzył dłoń, pośrodku której lśniła moneta. – Zacznij pytać, jak zamierzam to osiągnąć.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 08, 2019 10:20 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Nie spieszył się. Nie sprawiało mu najmniejszej przyjemności tkwienie w cuchnącej karczmie, jednak nie było to najwyraźniej aż tak uciążliwe, by skłaniać do podejmowania pochopnych decyzji.
Prawdopodobnie mógłby to zrobić. Mógłby obiecać swojemu rozmówcy wiele, ubrać swoje deklaracje w przekonujące słowa i zakończyć na tym spotkanie. Po wszystkim zaś mógłby na chłodno przemyśleć sprawę i wtedy dopiero podjąć decyzję. Czy nawiązanie współpracy z dziedzicem Castamere przyniosłoby więcej korzyści, czy może jednak strat? Zdecydowanie była to kwestia warta przemyślenia. I to nie później, w bardziej sprzyjających okolicznościach. Pierwszego osądu należało dokonać właśnie teraz, podczas tej rozmowy - póki jeszcze miał szansę na to, by wychwycić u swojego rozmówcy coś, co mogłoby pchnąć tę decyzję w jedną lub drugą stronę.
Nie spieszył się więc.
Zdawał sobie sprawę z tego, że przeciąganie całego tego spotkania było tak ryzykowne, jak i korzystne. Każdy był w stanie zachowywać pewne pozory przez krótki czas. Każdy był w stanie skorzystać z krótkiej chwili, by zaprezentować drugiej stronie tylko to, co chciał zaprezentować. I każdy też wreszcie popełniał jakieś błędy, odsłaniał się.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdybym wierzył przypadkom - sprostował, z uwagą i umiarkowanym zainteresowaniem przyglądając się poczynaniom siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny. Śledził spojrzeniem przelewany trunek, by następnie zmrużyć nieznacznie oczy, kiedy napełniony kufel został przesunięty w jego stronę. Swoją opinię na temat serwowanych w tym miejscu szczyn wyraził już na wstępie. Z kolei fakt, że wielu bywalców karczmy każdego dnia wlewało w siebie ich zastraszające ilości, nie był jeszcze wystarczającym, by przekonać księcia, że rzeczywiście tutejsze ale było zdatne do picia. Skoro jednak wyraźnie tego oczekiwał od niego jego towarzysz, zamierzał podjąć wyzwanie. Poniekąd.
- A jeżeli chodzi o konsekwencje własnych działań... Na pewno warto być ich świadomym. Przynajmniej na tyle, by w miarę możliwości unikać tych niezbyt przyjemnych - przechylił nieznacznie wciąż stojący na stole kufel, nawet nie starając się kryć zniesmaczenia, kiedy spojrzał w jego zawartość. - Na przykład zatrucia szczynami chcącymi aspirować do bycia ale.
Wbrew swoim słowom uniósł jednak nieznacznie kufel, przenosząc spojrzenie na siedzącego naprzeciwko rozmówcę. Również pozwolił sobie na lekki uśmiech, jednak ten dla odmiany nie zbliżył się nawet do fiołkowych oczu.
- Chociaż może i w pewnych sytuacjach warto wziąć na siebie i te niechciane. Zwłaszcza, kiedy nie wydają się być aż tak fatalne. Albo kiedy nadarza się okazja, żeby nie ponosić ich w pojedynkę...
W końcu to podobno lwy powinny stanowić ucieleśnienie odwagi. Zresztą, nie tylko tych konsekwencji Aerion nie zamierzał ponosić samodzielnie. Ich spotkanie również będzie jakieś za sobą niosło. Jeszcze więcej można było się spodziewać po wcieleniu jakichkolwiek działań w życie. W tym przypadku zatrucie kiepskiej jakości trunkiem mogło okazać się najłagodniejszym następstwem całej tej rozmowy. Z uniesionym kuflem zaczekał więc na ruch swojego towarzysza. W końcu... jeśli obawa przed wypiciem ohydnego napitku mogła poddawać w wątpliwość gotowość księcia do przystąpienia do jakiegokolwiek spisku, to czy braku chęci współdzielenia konsekwencji nie powinno traktować się podobnie?
Z pewną dozą zniecierpliwienia przewrócił za to oczami, słysząc kolejne wyliczenia Willema. Oczywiście, wszyscy czegoś chcieli. Przy czym było to najwyraźniej na tyle oczywiste, że wysłuchiwanie czegoś podobnego Aerion mógłby odebrać wręcz jako ujmowanie jego intelektowi.
Podobnie jak każdy inny, kto zdążył już wyrosnąć z okresu niemowlęctwa.
- Interesują mnie obie te kwestie - stwierdził, nie zdradzając jednak w swojej wypowiedzi jakiegoś palącego zainteresowania. Zdecydowanie nie brzmiał jak ktoś, kto nie mógłby obejść się bez odpowiedzi na swoje pytanie. - Przy czym mimo wszystko bardziej interesować może mnie sam cel. Droga do niego to już w głównej mierze twoje zmartwienie.
Nie do końca, jednak nie wszystko na raz. Zresztą... znając punkt, do którego ktoś zamierzał dotrzeć, poniekąd można było już oszacować drogę. Tymczasem w tym przypadku to właśnie koniec tej drogi zdawał się być tym zaciemnionym miejscem i brakującym elementem, który warto było odkryć.
Re: Zapchlony Tyłek
Wto Lip 09, 2019 7:13 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Wiedział, że jedno właściwe słowo zdoła przeciąć cały sznur sprzeciwów.
Chciał wierzyć, że siedzący naprzeciwko książę będzie osobą, która je wypowie.
I był świadomy, że w godzinie próby ten misternie usnuty pośród wonności Zapchlonego Tyłka plan może okazać się fiaskiem.
Nie przerwał jednak spotkania, nie wymówił się innymi zobowiązaniami, nawet przez chwilę nie myślał o tym, żeby się wycofać; krok w tył oznaczałby porażkę i zakrawał o tchórzostwo – o ile Reyne nie uważał się za bohatera, o tyle klęska była daniem, którego nie potrafiłby przełknąć.  Nawet tutaj, w Królewskiej Przystani, w mieście darzonym przez dziedzica Castamere skrajnie ambiwalentnymi uczuciami (nie cierpiał tłoku i uwielbiał ilość pieniędzy, jaką można dzięki niemu zarobić; nie przepadał za królewskim dworem i odczuwał przerażające go ciepło na myśl o jednej z jego przedstawicielek) potrafił odnaleźć grunt, na którym czuł się pewnie.
Nie zjawiłbyś się, gdybyś nie chciał we mnie wierzyć, przynajmniej częściowo – po raz kolejny okazało się, że Willem wszędzie umie znaleźć sobie miejsce; nawet tutaj, w podrzędnej karczmie sprawiał wrażenie stałego bywalca, któremu niestraszne pluskwy i choroby, jakie można odkryć długo później. – Niektórzy mogliby uznać, że nadmierna świadomość prowadzi do opieszałości.
Zadanie księcia polegało na tym, by szybko zrozumiał, że takiego kogoś dobrze było mieć blisko. Osobę, która wiedziała, czego chce, i była gotowa na to zapracować. Osobę, która robiła coś z niczego i naprawiała to, co się zepsuło. Kogoś, kto nie bał się odpowiedzieć na wyzwanie i napełnić drugi z kufli mętnym, zalatującym stęchlizną alkoholem.
Nie śmiałbym zostawić cię w niedoli – odparł spokojnie, odstawiając pusty do połowy dzban. Wystarczyło nie myśleć o tym, co właśnie zamierzało się zjeść; zrozumiał to w Qohorze, gdzie dieta składała się głównie z małpich móżdżków i w Volantis, na którego ulicach przysmakiem były smażone ogony słoni (za mało mięsa, za dużo kości i na domiar złego smakuje jak kurczak).
Ból dzielony na pół łatwiej przełknąć, podobnie jak… – nawet, jeśli zawahał się przed uniesieniem kufla do ust, niepewność trwała zbyt krótko, by smoczy książę mógł ją dostrzec – usta Willema przywarły do brzegu kufla, z którego pociągnął nie jeden, ale dwa, potężne łyki. – … to.
Jeśli książę czuł irytację faktem, że jego prowokacja spotkała się z takim odzewem– dobrze. Jeśli poczuł, że Reyne potraktował go protekcjonalnie poprzednim wywodem – jeszcze lepiej. Jeśli uznał, że dziedzic Castamere próbuje uniknąć tym bezpośredniej odpowiedzi – smoczy książę po raz pierwszy znalazł się wystarczająco blisko sedna prawy, by po omacku musnąć jej oślizgłą skorupkę.
Tylko głupiec obdarzyłby zaufaniem Starszego nad Szeptaczami, człowieka, który oddycha dzięki sekretom i który dzięki sekretom (oraz pochodzeniu) osiągnął tak wiele. Być może w życiu księcia było zbyt wiele kłamstw, być może zbyt długo brodził w dworskich łgarstwach, być może chciał jedynie poznać motywację  wspólnika, nim podejmie pierwsze kroki – cokolwiek nim nie kierowało, rozpaczliwie poszukiwał choćby przebłysku prawdy.
Czegoś, co zmyje śluz wszechobecnego fałszu.
Skoro zależy ci na szczerości, będę szczery – zakołysał drewnianym kuflem, ostrożnie balansując wątpliwej jakości trunkiem w naczyniu; nie miałby nic przeciwko wylaniu jego zawartości na podłogę, która wręcz prosiła się o kolejną porcję brudu. – Mój ojciec jest lojalny i łagodny jak koń pociągowy, a w braku spostrzegawczości wyznacza nowe horyzonty, ale nawet on ma dość – nawet, jeśli dotychczas uśmiechał się z pewną dozą sympatii, wszelkie jej przejawy zniknęły w półcieniu karczmy i ostrej jak brzytwa czujności. – Dość bycia drugim. Drugim majątkiem, drugą potęgą, drugim wyborem.
Wypowiedziane półszeptem słowa pozostawiły na języku nieprzyjemny posmak gorzkiej prawdy; przepłukanie ich mętnym piwem nie zdało się na wiele – gorczyca wsiąknęła już w krew, nieprzyjemnie drażniąc myśli, a wątpliwej jakości ale przelało czarę, wpędzając dziedzica w Castamere w na wpół grobowy nastrój.
Wspomnij dewizę mojego rodu – odsunął od siebie kufel z fascynującą dawką milczącej pogardy, jaką zdołał zawrzeć w tym jednym, zdawałoby się prostym geście; było to coś pomiędzy odganianiem natrętnej muchy a wbijaniem sztyletu w trzewia niewiernej kochanki. – Przykładamy wagę do słów, a mówiąc wszystko– złoty smok, dotychczas odgrywający rolę rekwizytu w tym małym, na wpół komedianckim spektaklu, zniknął w bezpiecznych otchłaniach kieszeni. – Mamy na myśli wszystko. Moja szczerość jest cenniejsza od złota, naciesz się nią – odległe echo bólu ponownie odezwało się w lewym nadgarstku, gdy Reyne splótł ze sobą palce,  opierając ciężko dłonie na stęsknionym za porządną dawką mycia, pooranym blacie. – Tej waluty nie używam zbyt często.
Jak więc będzie, książę?, zdawało się pytać jasne, wyzbyte z choćby cienia wątpliwości spojrzenie. Odpowiedź cię zadowoliła?
Uwierzyłeś?
Jeszcze dziś powtórzysz komuś tę historię?
Re: Zapchlony Tyłek
Czw Lip 11, 2019 11:53 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość

Tym razem nikły uśmiech księcia sięgnął oczu, jednak podobnie jak w wielu podobnych sytuacjach, nadało to spojrzeniu Targaryena nieco drwiące zabarwienie. Bawiła go pewność siebie rozmówcy? Czy może jednak to, jak celnie ten trafił swoją wypowiedzią w sedno?
- Częściowo. To słowo zdaje się tutaj doskonale pasować, warto będzie się go trzymać - zauważył, nie zaprzeczając jednak zasłyszanej wypowiedzi. Zaprzeczanie akurat i tak nie miałoby większego sensu. Oczywiście, że nie byłoby go tutaj, gdyby nie miał najmniejszej ochoty pokładać jakichkolwiek nadziei w Willemie.
Samo spotkanie nie było jednak jeszcze żadną obietnicą. O tym też obaj doskonale wiedzieli.
Jakże kusiło go przez moment, by w chwili, kiedy jego rozmówca upił nieco zawartości drugiego kufla, własny po prostu odstawić na stół. Jeszcze bardziej kusiło, by jego zawartością chlusnąć na podłogę. Właściwie... każde wyjście było po stokroć bardziej nęcące niźli wizja wlania sobie do gardła choćby odrobiny wątpliwej jakości trunku. I czy nie byłaby to idealna odpowiedź ze strony księcia w tej sytuacji? Byłaby. Niewątpliwie. Jednakże tylko wtedy, kiedy miałoby mu absolutnie nie zależeć na nawiązaniu choćby nawet dość kruchego porozumienia z dziedzicem Castamere.
Nigdy nie jadł małpiego móżdżku, czy też ogona słonia. Nie przypominał sobie również, by kiedykolwiek pokusił się spróbować czegokolwiek serwowanego w równie gustownych zakątkach Zapchlonego Tyłka. Albo w ogóle czegokolwiek serwowanego w dowolnym zakątku Zapchlonego Tyłka. Tym razem postanowił jednak stłumić pokusę i nie odstawił kufla. Przechylił go jednak na krótko - dość, by z niesmakiem przełknąć naprawdę niewielki łyk. Albo żeby podejrzewać, że cała ta degustacja podrzędnego ale w wykonaniu księcia zakończyła się ledwie zwilżeniem warg.
- Wszystko dla waszej dumy. Co za szczęście, że nie ma w waszej dewizie ani słowa na temat honoru... - bez trudu przywołał w pamięci słowa przypisane rodowi jego rozmówcy. Nie sądził również, by wypowiedzenie ich na głos - a raczej wciąż trzymając się przyciszonego tonu - miało dla kogokolwiek jakieś znaczenie. Większość z osób siedzących dookoła nich nie zorientowałaby się o kim mowa nawet w przypadku, gdyby książę zechciał w głos zakrzyknąć oczywistość z rzędu nadchodzącej zimy lub niechęci do siania. Prosty lud często nie zaprzątał sobie głowy zawołaniami największych rodów Westeros. Te przypisywane chorążym były dla nich jeszcze mniej znaczące.
- Uznajmy wobec tego, że tyle na tę chwilę mi wystarczy. Nie chciałbym zmuszać cię do nadużywania waluty, która może pozostawać ci bardziej obca niż złoto - tony podszyte drwiną zakradły się również do wypowiedzi księcia, utrudniając oszacowanie, czy rzeczywiście miałby uwierzyć w słowa Willema. Zdecydowanie sytuacja bycia drugim nie była mu obca. Był czwartym synem. Siódmym dzieckiem. Znajdował się tak daleko od władzy, jak to tylko było możliwe. Jednak... ta akurat nigdy go nie pociągała. A przynajmniej nie ta, którą dawało zasiadanie na Żelaznym Tronie.
Jednego zdecydowanie Reyne powinien być pewien - nie miał do czynienia z głupiutką dwórką, która zasłyszawszy jakąś plotkę, bezmyślnie przekazywała ją dalej. Bez potwierdzenia prawdziwości, bez zastanowienia i bez zwracania uwagi na to, komu właściwie ją przekazywała. Oczywiście, tą informacją prawdopodobnie Aerion mógłby wywołać niemałe poruszenie jeszcze tego samego dnia. Niezależnie od tego, czy była ona prawdziwa, czy też nie - to akurat miało najmniejsze znaczenie. Dziedzic rodu Reyne niemal wprost przyznał, że chciał zdradzić swojego suwerena. Ile osób można byłoby znaleźć w obrębie Królewskiej Przystani - ba, samej Czerwonej Twierdzy! - które mogłyby zainteresować się tym faktem?
Wiele. Naprawdę wiele.
Jakiekolwiek informacje miały jednak to do siebie, że ich wartość dość dynamicznie się zmieniała. Zależnie od tego komu, w jakim czasie i okolicznościach były przekazywane. Starszy nad Szeptaczami musiał to wiedzieć. Inaczej nie utrzymałby swojej pozycji zbyt długo. Paradoksalnie więc historia Willema była u niego bezpieczna.
Przynajmniej do czasu, gdy będzie musiał dojść do wniosku, że najkorzystniejszą opcją będzie podzielenie się nią z kimś.
- Sądzę, że wkrótce wieści o nadwątlonej psychice niektórych członków Małej Rady mogą dotrzeć do właściwych osób. Dobrze będzie, jeżeli w otoczeniu dworu znajdzie się odpowiedni następca - nie była to wprawdzie jednoznaczna deklaracja, jednak owszem, bez większego ryzyka można było traktować słowa księcia jako chęć podjęcia kroków w stronę wspólnego celu. Przynajmniej do momentu, gdy rzeczywiście był on wspólny. Nie była to oczywista obietnica pomocy, jednak takiego przekazu śmiało można było się doszukiwać.
Re: Zapchlony Tyłek
Pią Lip 12, 2019 8:01 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
To nie była kwestia zdrady.
To kwestia szacunku.
Złoty pazurek Casterly Rock co jakiś czas nadszarpywał cierpliwość Castamere, igrając z napiętymi jak postronki nerwami. Przez długie dekady pod uśmiechami i wspólnymi polowaniami ukrywały się ropiejące utarczki z przeszłości, dawno zapomniane preteksty oraz mylne przeświadczenia, które nie pozwalały zagoić się dawnym ranom. Duma nie pozwalała na szczerą rozmowę, upór wykluczał refleksję, a ciągłe roszczenia jedynie dolewały oliwy do ognia.
Przynajmniej do chwili zaręczyn, które miały być jak balsam na ślimaczące się obrażenia.
Według Willema były raczej jak wcierana w nie sól.
O nic więcej nie mógłbym ubiegać – gdzieś zniknęło pozorne ciepło w fiołkowym spojrzeniu smoczego księcia, gdzieś ulotniły się dotychczas utrzymywane pozory; Aerion Targaryen stracił kolejną warstewkę w noszonej zazwyczaj masce i na kilka uderzeń serca pokazał swemu rozmówcy przebłysk prawdziwego ja.
Dziedzicowi Castamere nie spodobała się ta twarz, poczuł jednak wobec niej przebłysk szacunku – to z kolei było istotniejsze od wszystkich walorów valyriańskiej urody, którą Willem tak skąpo doceniał (przynajmniej od Braavos, od dnia, w którym złożył na stosie pogrzebowym białe róże). Nawet wyraźna niechęć księcia wobec wizji upicia choćby łyka trunku budziła coś na wzór ponurej jedności w niedoli; w przeciwieństwie do przyszłego lorda Reyne, Aerion pozwolił sobie na chwilę namysłu i rezygnacji, a przez krótki, bardzo króciutki moment sprawiał wrażenie kogoś, kto albo zwymiotuje do kufla, albo najpierw wyleje jego zawartość i dopiero potem zwymiotuje.
W każdym razie gdzieś w tle wisiały nad nimi rzygi.
Książę się jednak przemógł i umoczył książęce usta w wątpliwej jakości trunku – ostrożnie, rozsądnie, bardzo zmyślnie, dzięki czemu wieczór najpewniej spędzi przy dzbanie złotego arborskiego, podczas gdy Reyne będzie walczył o życie w wychodku i przy odrobinie szczęścia opróżni kiszki z odrobiny złota.
Honor zostawiliśmy Dorzeczu. Widać, jak dobrze na nim wychodzą – kącik jego ust drgnął pod nagłym skurczem irytacji, był to jednak prędki, ulotny tik, który rozmył się w półcieniu zatęchłej karczmy. Nie insynuacja o braku honoru wywołała podobną reakcję (dlaczego by miała? On i pieniądze się przecież wykluczają), lecz fakt, że smoczy książę znalazł się zbyt blisko sedna sprawy.
Nieistotne, jak górnolotnych idei mieliby się wyrzec – znaczenie miał wyłącznie pełny skarbiec i złoto, więcej złota, złoto, które zaczęło się kończyć nie tylko w kopalniach Castamere.
A jednak to one w pierwszej kolejności będą musiały zapełnić się ponownie.
Twoja wspaniałomyślność niemal dorównuje odwadze – uśmiech, który zagościł na jego ustach, dotarł do usianych złotymi plamkami oczu, których spojrzenie zamarło na niemal nienaruszonym kuflu lokalnego piwa.
Właśnie o tej odwadze wspominał.
Gdzieś w książęcym tonie pobrzmiewały drwiące tony, które zapewne w innych okolicznościach wywołałyby w dziedzicu Castamere pewną dozę mściwego niezadowolenia; za podobną nieostrożność na Zachodzie płaciło się walutą znacznie cenniejszą niż szczerość – zdrowiem, córką, czasem życiem – lecz rozmowy z Targaryenami rządziły się innymi prawami.
Oni drwili ze wszystkiego, najczęściej zaś z siebie samych.
Rhaella dobitnie go w tym utwierdziła.
Ostrzegła go również przed swym młodszym bratem, zdradziła sposób, w jaki należy rozmawiać i obnażyła całą tę cichą zmyślność, jaka kryła się pod pozornie spokojnym obliczem smoczego księcia. Willem wiedział, że Aerion Targaryen nie jest głupi. Wiedział, że nie jest szalony – a przynajmniej mniej szalony od reszty rodzeństwa. Wiedział, że prędzej czy później może wykorzystać właśnie wypowiedziane słowa do tylko sobie znanych celów.
A jednak był gotów podjąć ryzyko, posiadając pewną przewagę, o której smoczy książę zdawał się zapominać.
Willem miał Ellyn.
A Ellyn miała swoje sposoby.
Z pewnością podobne wieści dotrą na Zachód i do Dorzecza, być może nawet w Reach odbiją się czkawką – wystukał koniuszkami palców na pobrużdżonym, drewnianym blacie tylko sobie znany rytm – coś pomiędzy balladą a wojennymi bębnami – z obojętnością przyglądając się niewielkiej muszce, która pływała na powierzchni piwa. – Najważniejsze, by nazwisko następcy pobrzmiewało w królewskich uszach wystarczająco często.
Tak często, żeby Jaerhaerys Targaryen budził się z imieniem dziedzica Castamere na ustach.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 15, 2019 10:40 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Możliwe, że już w tym momencie, jeszcze przed zakończeniem spotkania, Aerion doskonale wiedział kiedy i w jaki sposób wykorzysta pozyskaną informację. Możliwe też, że miał się nad tym dopiero zastanowić, póki co wiedząc jedynie tyle, że nie miało to nastąpić zbyt szybko. O ile oczywiście sprzyjające okoliczności nie skłonią go do zmiany zdania. Zdecydowanie jednak rzeczywiście słusznym było przypuszczenie, że prędzej czy później nastąpi moment, w którym Targaryen uzna za stosowne, by słowa Willema przekazać dalej. Ufanie, że cokolwiek, co dotarło do jego uszu, a jednocześnie miało jakąkolwiek wartość, książę zachowa jedynie dla siebie byłoby chyba skrajną głupotą i naiwnością. Starszemu nad Szeptaczami nie wolno było ufać. Aerionowi Targaryenowi nie wolno było ufać. A Reyne miał przynajmniej tę przewagę nad wieloma innymi, że został wcześniej odpowiednio poinstruowany przez siostrę księcia.
Czy jednak Aerion zdecydowałby się jakkolwiek zmienić przebieg spotkania, gdyby był świadom wcześniejszej rozmowy Willema z Rhaellą? Niekoniecznie. Potrafił mimo wszystko docenić inteligencję rozmówcy i w tym konkretnym wypadku nie wątpił, że do pewnych dość oczywistych wniosków Reyne mógłby dojść samodzielnie. Bez czyjejkolwiek pomocy.
Precyzyjnie dobrana maska prawdziwie opadła natomiast w momencie, gdy dziedzic Castamere po raz wtóry odwołał się w swojej wypowiedzi do odwagi. Wyjątkowo krótko trwał jednak moment, kiedy spojrzenie księcia nabrało głębszego odcienia fioletu i kiedy straciło ono zarówno fałszywie przyjazne zabarwienie, jak i drwiący błysk. Na krótką chwilę spojrzenie to zatrzymało się na rozmówcy, by już za moment również przesunąć się na niemal nietknięty kufel. Już bez cienia jakiejkolwiek irytacji, bez zdradzania momentu, w którym książę bliski mógłby być utraty cierpliwości.
Choć prawdopodobnie tylko kompletny idiota zaufałby uśmiechowi, jaki na jasnej twarzy Targaryena utworzyły minimalnie uniesione kąciki ust.
- Nader często za odwagę próbuje się brać coś, co jest tylko zwykłą głupotą - ani jedna fałszywa nuta nie powinna zdradzić ewentualnej irytacji w tej wypowiedzi, kiedy Aerion uniósł ponownie kufel. Nie po to jednak, by skosztować z niego choćby odrobinę więcej kiepskiego piwa. Zamiast skierować go bowiem do ust, książę w wyprostowanej ręce uniósł kufel poza obręb stołu, powoli przechylając go i pozwalając, by zawartość wąską strużką polała się na niemiłosiernie brudną podłogę.
Dźwięk nie był głośny. Nie powinien nawet przebijać się przez gwar, jaki panował dookoła nich. A jednak wystarczyło to, by co najmniej kilka par oczu zwróciło się ku nim. Z czego zresztą Aerion doskonale zdawał sobie sprawę. W tej chwili jednak... i tak nie robiło to większej różnicy.
- Jeżeli jednak jutrzejszego poranka ciągle będziesz chciał utrzymywać, że wlewanie w siebie czegokolwiek, czym zechcieliby cię ugościć w podobnych przybytkach jest przejawem odwagi, to chętnie wysłucham twojej historii - uśmiech na twarzy Targaryena poszerzył się nieznacznie, drewniane naczynie z głuchym stuknięciem wylądowało zaś na podłodze, kiedy już znalazła się tam cała jego zawartość. Kolejnych kilka głów zwróciło się ku nim, co jednak wciąż nie było szczególnie istotne.
Za to prawdopodobnie jak najbardziej przemyślane i celowe.
Najwyraźniej rozmowa i tak dobiegła końca, co Aerion oznajmił swoim podniesieniem się z miejsca. Nie dlatego oczywiście, że miałyby go jakoś szczególnie dotknąć aluzje tyczące się odwagi lub jej braku. Po prostu na chwilę obecną wszystko, co powinno, zostało już powiedziane.
- Usłyszy o tobie - dodał jeszcze w kontekście ostatniej wypowiedzi Willema. - Postaraj się w tym czasie zapracować na opinię, jaką dzięki temu mógłby sobie wyrobić.
Mógłby dodać również radę dotyczącą tego, by zbyt szybko Reyne nie pożegnał się z życiem, kiedy samotnie będzie się włóczył wśród malowniczych uliczek Zapchlonego Tyłka. Wciąż jednak był w stanie docenić inteligencję rozmówcy. Albo też starał się nie dopuszczać do siebie możliwości, że jakikolwiek wspólny plan mógłby wziąć w łeb jeszcze zanim najmniejsza jego część zostałaby wcielona w życie.
Zamiast więc dodawać cokolwiek, po prostu opuścił cuchnącą karczmę. Bez większej nadziei na to, że na zewnątrz jakkolwiek odpocznie od wszechobecnego smrodu.

/ zt.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 22, 2019 5:37 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
trzeci dzień, piątego księżyca, rok 98 pP.

Charakterystyczna mieszanka brudu, łajna, potu i innych ekskrementów ogarniała swoimi czułymi ramionami kilka ulic Królewskiej Przystani niczym matka tuląca do piersi swoje dziecko. Wystarczyło wejść w głąb pierwszej z brzegu ciasnej i biednej uliczki by zacząć chłonąć jej atmosferę nie tylko oczami i nosem, ale także przez pory w skórze. Jeśli zostać tu zbyt długo, można by przesiąknąć obskurnym miejscem na zawsze. Było to dobre miejsce zarówno do upodlenia się, jak i dowiedzenia kilku ciekawych rzeczy. Szczególnie teraz, przed Wielkim Turniejem, gdy do Królewskiej Przystani zjechało się tylu szlachetnych lodród oraz nadobnych dam - z dalekiej północy i piaszczystego południa, gawiedź była skłonna do plotek, rozmów i wydawania opinii na tematy wielako wszelakie. Mniej, bądź po małej zachęcie, bardziej wylewnie i odważnie.
Do Stolicy przybył całkiem niedawno. Zawędrował tu wiedziony mglistym wspomnieniem o Rudej Hildzie, która dłonie sprawne miała jak mało kto. Nie miał najmniejszej pewności, że to było tutaj. Ostatnim razem gdy przemierzał cuchnące uliczki Przystani widział podwójnie, a pijackim oddechem mógłby powalić byka. Po dłuższym zastanowieniu pewności nie miał nawet, czy Hilda była właśnie stąd. Humor Lockwood miał pomimo dłużących się poszukiwań iście szampański. Zdążył już sobie chlapnąć kilka kielichów wina jakie podano śmiałkom, mającym mierzyć się na turnieju. Wreszcie, znużony dalszym spacerem, widząc szyld podłej speluny postanowił wejść do środka. Hilda, o ile gdzieś tu jest, na pewno mu nie ucieknie.
- Piwa! - machnął ręką do kelnerki. Wyglądała na pyskatą i od razu mu się spodobała. Wyciągnął zza pazuchy garść miedziaków i rzucił je na stół nie bacząc na towarzyszące temu spojrzenia stałych bywalców lokalu. Po chwili otrzymał pełen kufel niskiej jakości trunku, który zaraz przechylił. Cienka strużka alkoholu pociekła Jacinthe po brodzie. Otarł usta dłonią i dopiero wtedy rozejrzał po lokalu. Standard nie przekraczał standardu przeciętnej, zamkowej stodoły. Kilka krzywych ław, przy których siedziało paru podejrzanych typów spod - niechybnie! - ciemnej gwiazdy, jakiś żylasty starzec, gruby i wąsaty karczmarz. Byłby przysiągł, że przez moment poczuł nawet zapach szczyn. W kącie siedział młody chłopaczek przygrywający na marnej giternie.

W Dolinie tej nocy rozprostowałem nogi zmęczone,
Ruszyłem następnego ranka wcześnie i radośnie,
Wokoło było cicho i zielono, więc łyknąłem trochę wina,
By nie zabrakło mi werwy i sił.
Goniłem zająca pośród szumiących traw!


Przysłuchiwał się skocznej melodii od czasu do czasu zerkając na roznoszącą piwo kelnerkę. Dobrze wiedział, że następnego dnia będzie cierpiał na okropne bóle głowy i niemałe suchości, jednak w tym momencie zupełnie nie przyswajał tego do wiadomości. Odrzucał tę myśl uporczywie dopóty, dopóki kobieta nie podeszła do niego ponownie by napełnić kufel pochylając się przy tym wymownie.
Re: Zapchlony Tyłek
Wto Lip 23, 2019 12:06 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
To nie tak, że Lovell przyjechał do Królewskiej Przystani jedynie pić, dupczyć i sprawiać kłopoty. Oczywiście, jego egzystencja w dużej mierze sprowadzała się do prostych i przynoszących dużo przyjemności czynności, tym bardziej że pobyt w stolicy niósł z sobą ogromną liczbę niezbadanych pokus, którym młody mężczyzna ulegał z rozkoszą.
Właściwie w Zapchlonym Tyłku czuł się dużo swobodniej niż pośród rozległych, zamkowych komnat. Nie wadziły mu zgniłe jabłka, cienki alkohol i zapach niezgorszy niż w stajni. A szczególnie podobały mu się wszystkie te kobiety, które uśmiechały się cudnie zza rogów, nieprzyzwoicie wypinały do przodu piersi i bezwstydnie go zaczepiały. Lubił nawet te zabrudzone dzieciaki, które na każdym kroku próbowały mu zwędzić sakiewkę.
Zagubił gdzieś kompanię chorążych swojego wuja, gdy ci poszli na spotkanie z kurwą o trzech piersiach wielkości głowy. Wymigał się, mamrocząc coś o tym, że nie takie rzeczy w swoim łożu widział i zniknął za najbliższym rogiem, planując samotne łowy na najpiękniejszą dziwkę w Królewskiej Przystani. Bajki opowiadali o tym, co tutejsze panny potrafią uczynić mężczyźnie. Odważnie wędrował przez labirynt przysadzistych budynków, zważał pod nogi, unikając cuchnących pułapek i krzykliwych handlarzy.
Gdy na drodze tej szalonej wyprawy w poszukiwaniu prawdziwego skarbu znalazł karczmę, biorąc to za dobry omen, wszedł do środka i nie odczuł zawodu. Większość gości miała gęby jak mordercy. Wszędzie cudnie cuchnęło, a kelnerki, roznosząc napoje, kołysały biodrami do taktu zaskakująco przyzwoitej piosenki.
Lovell głęboko odetchnął atmosferą tego miejsca i dziarskim krokiem ruszył przez lokal, z zamiarem zamówienia sobie kufle, kiedy niespodziewanie jego spojrzenie wychwyciło burzę charakterystycznych czarnych loków.
Zmrużył lekko oczy, zamiast do szynku, kierując swoje kroki w tamtym kierunku. I kiedy już nie miał żadnych wątpliwości, że trafił na tego zdrajcę i złodzieja, jego ciężka dłoń spadła niespodziewanie na ramię rycerza i mocno na nim zacisnęła, uniemożliwiając szybkie podniesienie się na równe nogi.
- No proszę. Najkrótszy miecz Westeros, krowojebca, fałszywy przyjaciel i złodziej kurew. Nawet nie wiesz, jak się raduję, że cię widzę!
Nie zwolnił uścisku, a w jego głosie przebrzmiewała fałszywa i nieco zbyt ogromna radość, doprawią gardłową nutą groźby, przypominająca niskie warczenie wilkora.
Re: Zapchlony Tyłek
Wto Lip 23, 2019 5:48 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Piosenka, którą podśpiewywał młody chłopaczek nie pasowała do tego miejsca. Jacinthe jednak nie zwracał na to uwagi. Słyszał już ją kiedyś, kiedy to sam poznał jednego z doliniarzy. To była dobra ballada, w sam raz na podróż. Zzezował w dekolt kelnerki gdy się nad nim pochylała. Obfity, ściśnięty, aż miał ochotę wsunąć miedziaka między te dwie półkule. Wpatrzył się w nie tak, że aż poczuł jak traci kilka punktów logiki.
Nie bacząc na to, kto właśnie wszedł do "Zapchlonego Tyłka" chwycił rześko gliniany kufel i uniósł go w górę wołając:
- Piwo dla wszystkich tu zebranych! - nie zastanawiał się nad tym, czy da radę za to zapłacić. Miał ze sobą określoną ilość pieniędzy, jak z resztą zawsze. Wydzielał sobie monety na podobne eskapady choć za każdym razem kończyły się tak samo. Rad ze swego pomysłu pociągnął srogi łyk trunku kiedy poczuł na ramieniu czyjeś ciężkie łapsko. Marszcząc brwi odwrócił się by spojrzeć kto to i wnet zakrztusił. Nie miał jak zerwać się na równe nogi choć najchętniej uczyniłby właśnie to. Lovell Arryn. Druh sprzed lat.
Walczyli kilka razy ramię w ramię, parę razy nawet osłaniając własne plecy. Nie znali się jak łyse konie, jednak to nie szkodziło by określić ich relację poprawną. Lockwood wrócił prędko wspomnieniem do felernego dnia, w którym to się widzieli ostatni raz. Zatrzymali się wówczas w jednej z oberży na kilka dni by odpocząć od podróży. Jedni odbić mieli później na Zachód, inni na Północ. Jenny była niezwykle urodziwa. O burzy loków jasnych jak łany zboża i policzkach rumianych jak płatki róży. Ustach pełnych i dużych, aż proszących się o pocałunek. Ci, którzy ją znali mówili, że smakowały jak miód. Od razu wpadła w Lovellowi w jego niebieskie oko. Uganiał się za dziewką cztery dni prawiąc jej najwymyślniejsze komplementy jakie tylko mógł wtedy ułożyć w swojej pijanej głowie. Przeoczył moment, w którym Jenny wymieniała ukradkowe spojrzenia i półuśmiechy z siedzącym gdzieś z boku Lockwoodem. A potem moment, w którym zniknęła z nim w stodole. Nie rozstali się Jacinthe z Lovellem w zgodzie i nie widzieli od tamtego czasu.
Aż do dziś.
- A jam Lockwood - powiedział nie mogąc powstrzymać języka przed odpyskowaniem, kiedy piwo już mu wyszło nosem. Mógł się spodziewać, że może tu na niego trafić. Niekoniecznie w tym konkretnym miejscu, lecz w Królewskiej Przystani ogólnie. W końcu, jakby nie było, to Arryn. - Brzydkiś jak zawsze!
Re: Zapchlony Tyłek
Sro Lip 24, 2019 3:00 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Należało przyznać, że w tamtych czasach Lockwood był bardziej doświadczony w miłosnych bojach. Lovell może miałby jakiekolwiek szanse, gdyby w ogóle raczył wytrzeźwieć, niestety jego końskie zaloty i cuchnące piwskiem pocałunki nie mogły mu zjednać serca damy, trzepoczącego w dorodnych piersiach już dla innego. Arryn nie mógł jednak spodziewać się, że jego przystojny druh, wierny towarzysz podróż i mąż, z którym razem uciekali przed niejednym wściekłym ojcem, zada mu cios w plecy. Ufny w męską solidarność i rycerski honor wierzył, że Jacinthe nie odbierze mu miłości tego księżyca.
Niestety, rycerz Lockwood okazał się zdrajcą i zwykłym kurwiarzem. A cudowna Jenny panną o kiepskim guście i kapryśnym usposobieniu. Ich romantyczna ucieczka okazała się tragicznym ciosem i końcem wesołej kompanii.
Gdy mężczyzna zaczął się krztusić trunkiem, Lovell szczodrze i z pełną mocą klepnął go po bratersku w plecy. Na tyle mocno, by ten wpadł na drewnianą ławę, a może nawet obił sobie kilka żeber i przez kilka dni wspomniał to urocze spotkanie przy kielichu.
- Głupiś jak zawsze, Lockwood – odpowiedział z szerokim uśmiechem, jeszcze raz zdrowo klepnął mężczyznę, choć ten zdążył już złapać oddech. – Głupiś jak mój koń. Stawiaj piwo, łajzo.
Rzekł po lordowsku z łaskawą wielkodusznością. Oczywiście, mógł spróbować złapać za gęste kudły i rozkwasić nos Jacinthe’a na stole, ale nie przyniosłoby mu to żadnego pożytku, dlatego też porzucił chwilowo ten kuszący pomysł. Wolał, żeby brat nie musiał wyciągać go z miejskich lochów, w których bez wątpienia wylądowałby za wszczynanie burd.
Re: Zapchlony Tyłek
Sro Lip 24, 2019 8:09 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
To, że Lockwood był kurwiarzem pospolitego sortu nie powinno dziwić. Była to wiedza powszechna a fakt znany jak ballada o krągłych jak melony piersiach lady Ellen, którą muzyczny rycerz ułożył swego czasu będąc w Lannisporcie.
Upadł ciężko tułowiem na blat ławy, aż stęknął ciężko. Denko glinianego kufla, który dzierżył w dłoni stuknęło o ławę a rozkołysane piwo rozlało się po bokach. Szkoda piwa pomyślałby, gdyby był obserwatorem spotkania. Niestety, na swoje nieszczęście był jego uczestnikiem. Podparł się ręką podnosząc do pionu i marszcząc nos z niesmakiem. Obił sobie boleśnie żebro i nie ochronił go nawet skórzany kubrak, który miał ubrany. Arryn zawsze miał ciężką łapę. Jacinthe zdążył o tym zapomnieć przez te parę lat. Nim zdążył jeszcze raz cokolwiek odszczekać i wymyślić kolejną ripostę dostał w plecy jeszcze raz, aż mu zmroczyło pijany umysł. Tym razem prawie uderzył czołem w drewniany, brudny blat. Piwo ponownie zakołysało się w kuflu i rozlało. Byłby przysiągł, że siedzący obok staruch aż westchnął z żalem na ten widok.
- Już nie jeździsz na kozie? - zapytał, gdy już upewnił się, że to koniec klepania. Profilaktycznie, żeby tym razem nie dostać w nos kiwnął na karczemną dziewkę by przyniosła jeszcze jeden napój. Co jak co, ale fundowanie napitku Lovellowi nie było czymś, co miał ochotę dziś robić. Uznał jednak, że dla bezpieczeństwa własnego nosa tak będzie najlepiej.
- Mógłbyś w końcu zapomnieć! - odezwał się kiedy kobieta postawiła przed nimi kolejną szklanice ciemnego sikacza, który tu wszyscy wlewali w siebie z zamiłowaniem, choć nie ze smakiem. - Tego kwiatu jest pół światu, a ty żeś musiał sobie akurat upatrzyć taki, co to miał dobry gust.
Domyślał się gdzieś w rozkołatanych myślach, że Arryn weźmie udział w turnieju i że spróbuje mu wlać legalnie, na oczach wszystkich. Wcale a wcale Lockwoodowi się ta wizja nie podobała. Będzie musiał z nią jednak żyć w najbliższym czasie.
- I gdzie... hik! - czknął pijacko. - Gdzie żeśś bywał?
Re: Zapchlony Tyłek
Pią Lip 26, 2019 11:01 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Opadł ciężko na ławę naprzeciw swojego niewiernego druha, z radością dostrzegając to nieco zamglone spojrzenie i słysząc, jak złośliwy język Jacinthe’a zaczyna się uroczo plątać. Nadarzyła mu się cudowna okazja do zemsty, wyglądało na to, że rycerz ma ogromną słabość nie tylko do kobiet, ale również trunków, nawet tych najgorszej jakości. Lovell podzielał jego pasję, ale duma nie pozwalała mu przejść nad zniewagą sprzed wielu lat do porządku dziennego.
Znów wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.
- Bracie, tydzień później pocieszałem się w ramionach pokojówki pewnej lady – puścił mu oczko znad spienionego trunku. Panowie uwielbiali się przechwalać swoimi podbojami, nie tylko zwycięstwami na placu boju, ale też w przytulnej alkowie. – Właściwie, zrobiłeś mi przysługę.
Nim kelnerka zdążyła uciec w kierunku wesołego tłumu, szybkie dłonie Arryna pochwyciły ją w połowie kroku i usadziły na kolanach dzielnego wojaka. Dziewczyna na początku próbowała oswobodzić się z pewnego uścisku mężczyzny, ale robiła to raczej z przekory niż przyzwoitości, w końcu pan Arryn wyglądał na nicponia, ale bogatego nicponia.
Panienka była zresztą dość ładna. Wyglądała na zdrową i energiczną dziewkę o wesołym usposobieniu. Dużo bardziej interesującą od dumnych i koszmarnie nudnych salonowych dam.
- Dolej panu, moja śliczna – wyszeptał czułe do jej ucha, zatapiając na moment twarz we włosach pachnących przede wszystkim dymem paleniska. Znad jej szczupłego ramienia obserwował, jak panna wypełnia z powrotem kufel mężczyzny spienionym, ciepłym trunkiem. Złapał za swoje naczynie, unosząc je lekko do góry w geście toastu i ignorując pytanie Lockwooda.
- Wypijmy za naszą piękną gospodynię! – Spojrzał jeszcze raz na pannę, która już nie próbowała uciekać z jego objęć, a następnie zanurzył usta w alkoholu, pociągając bardzo niewielki łyk. – Przyjechałeś na turniej?


Re: Zapchlony Tyłek
Nie Lip 28, 2019 3:13 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Wciąż łypał na Lovella podejrzliwym wzrokiem gotów w każdej chwili wykonać pijacki unik przed niezapowiedzianym ciosem w zęby. Z dwojga złego, pod jakim to kątem by nie patrzeć, lepiej było zlecieć z ławy niż mieć obity pięścią pysk.
- Winieneś mi więc podziękowanie! - dał się zbić na moment z pantałyku uśmiechem, który odczytał niewłaściwie. Zaraz jednak wszystko doń dotarło. Wystarczyło, że Arryn pochwycił karczemną dziewkę i przyciągnął do siebie. Podły lump i drań! pomyślał unosząc ze złością kufel do ust. Nie zdążył jej jeszcze nawet szepnąć na ucho ni jednego czułego słówka, ani najmniejszego komplemenciku sprezentować kiedy już została mu podłym podstępem skradziona, w dodatku na oczach wszystkich. Nie protestował jednak gdy dolewała mu piwa do szklanicy. Kobiet i alkoholu rzadko kiedy zwykł odmawiać. Czknął raz jeszcze, bo alkohol tu był podły, ale mocny. W dodatku od kilku chwil miał gorzki smak porażki.
- I na turniej i na kurwy, mości panie - odchylił się na ławie zakładając nogę na nogę jak panisko. Kostkę jednej oparł na kolanie drugiej. Posłał Arrynowi krótkie, zazdrosne i nadąsane spojrzenie. Walczył przez chwilę z sobą rozważając próbę rywalizacji, w dodatku na pewno nierównej. – Gaw hik! edzi dać rozrywkę, rozerwać się samemu i dać innym szansę na wygraną!
Lokwoodowi raz udało się wygrać pewien turniej jeździecki. Zawdzięczał triumf nie tyle własnym umiejętnościom – choć te wcale nie były takie znowu liche, ale w dużej mierze temu, że jeźdźcy struli się poprzedniego wieczoru na uczcie. Jacinthe’a kolacja ominęła, bowiem zajmował się pewną panną w zamtuzie. Nie spodziewał się powtórzyć tu tego sukcesu.
Siedzący w kącie chłopaczek wybrzdękiwał właśnie inną melodię, znaną wszystkim Żonę Dornijczyka.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Lip 29, 2019 7:45 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Zawsze był człowiekiem czynu. Wiedział, że jeśli pozwoli temu nicponiowi szeptać czułe bzdury do ucha panienki, ta na pewno da się zwieść wymyślnym komplementom serwowanym przez zawodowca. Na szczęście niektóre dziewki pozostawały wciąż uległe bardziej bezpośrednim zalotom i wprost wyrażonemu zainteresowaniu, w innym wypadku los Lovella byłby przesądzony. Teraz jednak czuł przyjemny ciężar panienki na kolanach, a nadąsana mina rycerza niemalże pozostawała dostateczną zapłatą za dawną zniewagę.
Usadził sobie kelnerkę wygodniej, jedną z dłoni kładąc gestem zdobywcy na jej udzie.
- Musicie mieć strasznie brzydkie baby w Dorne, skoro ciągle szukasz miłości na szlaku – puścił mu złośliwie oczko. Wyglądało na to, że przystojna buźka Lockwooda jest całkowicie bezpieczna. Arryn nie zamierzał robić scen, choć dobrą bitkę bez większego powodu lubił niemalże równie bardzo, jak rozwiązłe panny.
Ostatecznie, nawet lubił tego złodziejskiego durnia.
- Nie paskudź zbroi, Lockwood. Nie wpierdolę ci. Nie dzisiaj – tu zerknął ciekawie w dekolt panienki, oceniając swoją zdobycz. Dziewczyna spróbowała lekkim gestem, już bardziej się drocząc, niż szczerze broniąc cnoty, odepchnąć rycerza, więc ten skradł jej krótki pocałunek. Panna zachichotała w jego usta, rozlewając nieco piwa po stoliku.
Starzec siedzący niedaleko znów westchnął rozpaczliwie.
- Smakuje piwskiem – orzekł rozbawiony, przytrzymując nieco obrażoną gospodynię i posyłając jej przepraszający uśmiech. – A Jenny? Miała usta jak miód?
A może jednak wcale mu nie wybaczył? Może teraz pił z nim, tylko żeby za chwilę wrzucić go do rynsztoka, w towarzystwie wysokiego i przenikliwego chichotu kelnerki?
Re: Zapchlony Tyłek
Czw Sie 01, 2019 9:39 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Postawił sobie Jacinthe za punkt honoru by zapamiętać podstępną kradzież, jakiej dopuścił się na nim Arryn. Westchnął ostatni raz spoglądając na ściśnięte gorsecikiem piersi kelnerki oraz kibić, pociągnął żałośnie nosem i napił się piwa. Co gorsza, nie było tu żadnej innej kobiety, którą mógłby się zainteresować.
- Nie jestem z Dorne, tylko z Lannisssportu - rzucił siląc się na obojętność, chociaż ton głosu wciąż miał obrażony. - Tyś za to nie lepszy! W Dolinie macie w końcu same kozy!
Uniósł ręce by się przeciągnąć, zaraz potem uniósł obie nogi by uwalić je na stół. Nikt się tym nie przejął, nikt nie zwrócił mu uwagi. Drewniana deska miała styczność z dużo gorszymi rzeczami niż skórzane buty Jacinthe. Zapewnienie o braku lania sprawiła, że meżczyzna wyraźnie się rozluźnił. Uwierzył w słowa Arryna łykając je jak pelikan. Nie wziął pod uwagę, że to mógł być zwykły podstęp; może jedynie gdzieś przez krótką chwilę taka myśl zakołatała w jego pijanej głowie. Jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
- Jak miód - uśmiechnął się na wspomnienie kobiety. - Jak miód i leśna malina - pomyślał o jej jasnych włosach rozrzuconych na sianie, zarumienionych policzkach i ustach zaróżowionych od rozkosznego przygryzania. Zostawił ją w następnej karczmie i już więcej nigdy nie spotkał. Spieszno mu było wtedy wyjechać do Castamare w sprawie ważnych interesów. Tak jej, zdaje się, powiedział. Jak to powiadano, serce nie sługa, a serce Lockwooda przestało bić mocniej dla Jenny w momencie, gdy w drodze do następnej oberży wyrzuciła z siebie o kilka słów za dużo. Była nadto gadatliwa, a Jacinthe nie lubił tego typu konkurencji.
- Idziesz na kopie, czy na walkę grupową? O łucznictwo cię, hik! nie posądzam.
Re: Zapchlony Tyłek
Nie Sie 04, 2019 7:44 pm Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Szybko doszedł do wniosku, że dla Jacinthe’a wieczór musiał rozpocząć się dziś wyjątkowo wcześnie, a może ten wczorajszy jeszcze dla niego nie dobiegł końca. Widać los mu dziś sprzyjał, nie tylko z powodu nieobojętnej na jego bezpośrednie zaloty kelnerki, ale również z powodu stanu swojego drogiego druha. W końcu Lockwoodowi mógł zarzucić wiele rzeczy, ale na pewno nie słabą głowę.
Skradł jeszcze jednego całusa swojej pannie, obserwując jak jej policzki pokrywa jeszcze intensywniejszy rumieniec. Musiała pracować w tym miejscu od niedawna, skoro tak żywo reagowała na zachowanie Lovella i nie próbowała jeszcze na ucho wyszeptać swojej ceny. Chętnie zabrałby ją do pokoju na górze i nauczył, jak powinna traktować przystojnych klientów o zacnym urodzeniu, ale tym razem miał ważniejsze sprawy na głowie niż dziewki. A niewiele rzeczy było na świecie od nich ważniejszych.
- Przyjacielu, w turnieju interesuje mnie przede wszystkim uczta, ale mam nadzieję nakopać ci do rzyci w walce zbiorowej – wyszczerzył się zadowolony i znów podniósł kufel do ust, tylko po to, by nic z niego nie wypić. – A zresztą baby są wszędzie takie same. Słodkie pierwszej nocy, a prawdziwe utrapienie na resztę życia.
Kelnerka lekko trąciła go w szeroką pierś, dając wyraz oburzeniu, ale Lovell ją zignorował. Przyjemnie było usiąść i ponarzekać na płeć niewieścią, która, choć piękna, bywała też nieznośna.
- Chociaż podobno mają tutaj jeden… niezwykły przybytek – zawiesił głos w zapowiedzi niegrzecznego sekreciku, którym chętnie się z Lockwoodem podzieli.
Re: Zapchlony Tyłek
Nie Sie 18, 2019 8:07 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
// smocza paszcza

Prudence przemierzała uliczki Królewskiej Przystani całkiem szybkim tempem zważywszy na jej upojenie alkoholowe. Świeże powietrze dobrze jej zrobiło. Świat już aż tak bardzo jej się nie rozmazywał, nadal jednak nie była zbyt trzeźwa. Kto by się tam przejmował, nie miała nic ciekawszego do roboty od upijania się w Królewskiej Przystani. Najwyraźniej nie tylko ona, a również ta cała Północna delegacja, która gdzieś tam za nią podążała. W zasadzie, to nie wiedziała, czy zmierzają za nią, bo ani razu się nie odwróciła sprawdzić, czy ich przypadkiem nie zgubiła.

Nogi przyprowadziły ją do Zapchlonego Tyłka.Nie było tutaj jakoś specjalnie kolorowo, jednak Północ nie należała do wybrednych. Karczma, która pojawiła się tuż przed nią - normalnie znak, jakoś specjalnie nie zachęcała do wejścia, Prue jednak nie chciało się już dalej iść, a po tych kilku głębszych każde miejsce nadawało się na idealny wodopój. Także pewnym krokiem weszła do środka. Włosy miała nieco roztrzepane, widać było, że trochę już dzisiaj w siebie wlała, na policzkach pojawił jej się różane rumieńce.

- Witam - Rzekła gdy tylko przekroczyła próg tego przybytku i  od razu ruszyła w kierunku szynkwasu. Miała zamiar nie dopuścić do wytrzeźwienia. Oparła się o ladę i patrzyła na drzwi. Zaciekawiona, czy reszta Północy idzie za nią. W ręku już dzierżyła jakiś napój winopodobny delikatnie zabarwiony na różowo. Upiła spory łyk, smak może nie był najciekawszy, ale kopało, a to w tym momencie było najważniejsze.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Sie 19, 2019 10:25 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
|| początek, drugi dzień turnieju

Po spotkaniu w porcie musiał jeszcze zająć się sprawami o tyle ważnymi, co jego obecnie dzierżony ze sobą dobytek. Wszystkie izby i sienniki w Królewskiej Przystani były pozajmowane. Musiał się wcześniej porozumieć z kimś, kogo znał od dawna, a teraz prowadzi w stolicy intratny interes związany z handlem wszelakim żelastwem. Jako spóźnialski przyjezdny z Północy nie wziął udziału ani w inauguracji, ani modlitwie. Wydawać się mogło, że specjalnie ominął te części programu, jednak sprawa miała się zgoła inaczej. Z Białego Portu wyruszył w podroż nie dość, że później niż reszta, to jeszcze musiał zbłądzić w inną stronę niż wszyscy. Miał bowiem do przekazania korespondencję od ojca, do jednego z pomniejszych lordów. Nie miał zamiaru oponować, choć później gnał konia co sił w kopytach. W Królewskiej Przystani, na miejscu gdzie było mu dane odpocząć, odświeżył zbroję, naoliwił miecze i podkuł konia.

Przez Zapchlony Tyłek szedł w ciemnoturkusowej przeszywanicy, która sięgała mu kawałek za pas, a połowa wzmocniona została ciemną skórą, na lewej stronie piersi. Na to, zapewne, będzie chciał założyć kirys i resztę zbroi, kiedy już dojdzie do momentu walki na turnieju. Na walkę na kopie nie zdążył zajechać, w zawodach łuczniczych nie miał ochoty się sprawdzać, lecz jeśli marudna strona nie wyjdzie na wierzch, to sprawdzi się i w tej potyczce. Reszta zależała od pogody i humoru. Ten zaś zaprowadził Drusta w miejsce, które śmierdziało jeszcze gorzej niż cała Przystań. Nie wszedłby do środka gdyby nie mignęła mu chwiejna, zdaje się zapijaczona głowa kogoś, kogo wiele razy widział już w tym stanie. Przeszedł więc przez próg śmierdzącej płynną uryną karczmy, przecisnął się przez ludzi i zauważył, że wcale a wcale się nie mylił. Wpatrzało się w niego wprost to samo jak za dziecka, butne spojrzenie Niedźwiedzicy.

- Piękna dama tańczy sama? – sarknął, co w jego wykonaniu było dosyć ekwiwalentną walutą w ramach powitania. Podszedł do szynkwasu i poprosił o kufel czegoś, co oni twierdzili, że było piwem, a on mógłby przysiąc, że lali tam własne szczyny.
Re: Zapchlony Tyłek
Pon Sie 19, 2019 11:53 am Re: Zapchlony Tyłek
Gość
avatar
Gość
Prudence siedziała sobie zadowolona i czekała na resztę towarzystwa z Północy. Coś długo ich nie było. Nie wiedziała, czy im się zgubiła, czy o co chodziło. Może faktycznie poszli gdzieś do burdelu. Tylko bez niej? Nie zrobiliby tego. Tak jej się przynjamniej wydawało. Upijała zawartość swojego kielicha czekając, aż wreszcie nadejdą.
Wtedy drzwi się otworzyły. Prue dosyć uważnie je obserwowała licząc na to, że zaraz pojawi się jej towarzystwo. Jednak nie dostrzegła nikogo z kim spędzała ten wieczór, aczkolwiek osoba, która przekroczyła próg nie była jej aż tak obojętna. Znała tego faceta. Tylko, czy wcześniej była aż tak pijana, że nie zauważyła kolejnego z braci Manderly w poprzedniej karczmie, czy po prostu pojawił się tutaj. Cóż za zbieg okoliczności. No i ją poznał.
- Też się dziwię. - odparła z uśmiechem na twarzy. Tego, to się tutaj nie spodziewała.
- Zgubiłam gdzieś towarzystwo, na całe szczęście pojawił się rycerz, by wybawić mnie z opresji. Odparła z uśmiechem na twarzy. Wieczór robił się coraz ciekawszy.
Re: Zapchlony Tyłek
Sponsored content

Skocz do: