Wielka Sala
Nie Cze 30, 2019 8:59 pm Wielka Sala
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68

Wielka Sala jest salą tronową króla, znajduje się tam Żelazny Tron, na który prowadzą wysokie i wąskie schodki. Długi dywan rozciąga się od tronu do wielkich dębowych drzwi.
Sala sama w sobie jest ogromna, może się w niej zmieścić nawet tysiąc osób. Posiada wąskie okna na ścianach wschodniej i zachodniej.
Czasem odbywają się tu spotkania Małej Rady, częściej jednak Król przyjmuje audiencje oraz wszelkiego rodzaju hołdy; nierzadko towarzyszą mu wtedy członkowie rodziny i zaufani ludzie, a także oczywiście członkowie Gwardii.
Re: Wielka Sala
Czw Lip 18, 2019 2:25 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
- Prawdę mówiąc myślałam, że będzie znacznie okazalszy.- odezwała się cicho, bojąc się rujnować tę mistyczną aurę, jaka powstała w wielkiej sali. Uważała, że coś tak błahego jak jej ton głosu nie powinno urągać miejscu, gdzie jej Dziad, a król siedmiu królestw zawiadywał i przemawiał do ludu.
- Naprawdę wykuto go z tysięcy mieczy?- pomieszczenie obecnie było puste, mogły robić wszystko, co tylko chciały, a mimo to ciemnowłosa nie odważyła się, aby podejść bliżej i przyjrzeć się symbolowi władzy. Jej spojrzenie z tronu przeszło na matkę, a blada twarz zdradzała zaciekawienie. Wszystko, co słyszała i co było znane jej z książek, zaskakiwało. W nawet najśmielszych wyobrażeniach nie była w stanie wyobrazić sobie tego wszystkiego. Żywość barw w niektórych momentach przytłaczała od nadmiaru, różne języki były trudne by chociaż powtórzyć je w myślach, a zapachy i jadło tak specyficzne, że chyba nigdy do tego nie przywyknie.
Dłonie przesunęły się na brzeg sukni, aby podnieść ją nieco i ułatwić sobie ruchy i swobodne manewrowanie między filarami. Tyle pytań kłębiło się w jej głowie, było tyle niewiadomych- pomimo swej dojrzałości i wieku, miała spore kłopoty do tego, aby pewne kwestie zrozumieć.
- Matko...- zaczęła, zmieniając nieco kierunek ich rozmowy. Uciekła przy tym spojrzeniem gdzieś w bok. Była ostrożna i również w taki sposób starała się dobierać słowa.
- Rozmawiałam ostatnio z sir Michaelem na temat turnieju. I tak się zastanawiam. Czy obowiązkiem lady jest dać któremuś rycerzowi chustkę czy wianek?- odpowiedz na to pytanie była wiążąca, albowiem Orla nie zamierzała i nie miała najmniejszej ochoty na takie obroty sprawy. Choć skrzętnie to ukrywała, była bardzo podobna do Mirabelle. A wszelkie tego typu gesty wiązały się z tym, że byłaby gotowa oddać swe serce jakiemuś mężczyźnie. Nie była. I wcale nie chciała.
- Czy to do czegoś zobowiązuje?- dodała zaraz. Wciąż nasuwały się jej kolejne pytania. Mogłaby się nie powstrzymywać i zasypać swą rodzicielkę kolejnymi, jednak wiedziała, że tak nie wypadało. Dopiero gdy uzyska szczegółowe informacje, tak będzie w stanie dowiedzieć się następnych.
Re: Wielka Sala
Czw Lip 18, 2019 2:57 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
30 dzień III księżyca 98 roku


- Z pewnością taki jest, gdy siedzi na nim odpowiednia osoba. W tym momencie... to zwykły tron, jaki mogłaby nabyć każda wystarczająco bogata persona.
Kobieta skierowała swe spojrzenie na przedmiot, który przykuł uwagę jej córki.
- Ale tutaj chodzi o symbol. Wątpię, by siedzenie to miało taką samo moc, gdyby Aegon zrobił je z własnych stopionych mieczy.
Daena nie musiała mu się przyglądać, żeby wiedzieć, jak wygląda. Spędziła w Królewskiej Przystani całe swoje dzieciństwo i mimo upływu lat wszystko wciąż wyraźnie rysowało się w jej wspomnieniach. Doskonale pamiętała duże zebrania w tej sali, spoglądanie na mężczyzn chowających się między filarami, głos jej ojca wydającego wyroki. Jako królewskie dziecko miała przywilej uczestniczenia w tym wszystkim i przyglądaniu się, jak wygląda sprawowanie władzy. Wielka szkoda, że nie planowane było, by mogła skorzystać z tej wiedzy.
Wyrwała się z zamyślenia słysząc głos Orlaith. Spojrzała w jej stronę, zastanawiając się, co też jej córce mogło chodzić po głowie.
- Nie, kochanie, nie jest to obowiązek. Oczywiście od zamężnych kobiet oczekuje się, że wręczą swą wstążkę mężczyźnie swojego życia, tak samo zresztą jak od tych, które zostały już komuś obiecane. Ty akurat nie musisz się niczego obawiać.
Księżniczka uśmiechnęła się z rozmarzeniem, ponownie spoglądając na tron.
- Jednak jeśli miałabyś kogoś, komu chciałabyś ją podarować, byłby to dla tej osoby ogromny zaszczyt. To także jest pewien symbol, mężczyzna ze wstążką walczy w imieniu kobiety, która zdecydowała się nią go obdarować. Kiedy byłam jeszcze panną, niektórzy pojedynkowali się o zaszczyt reprezentowania mnie. Ale to już niestety starsze dzieje...
Targaryenówna miała świadomość, że te czasy już nie wrócą, miło było jednak je czasami powspominać. Przypomnieć sobie, jaką chwałą było się kiedyś otoczonym. Wszystko jednak przemija, jej miejsce zostało zastąpione przez inne, młodsze księżniczki, które teraz będą główną atrakcją.
- W pewnym sensie nie zobowiązuje cię to do niczego, nie jest to w końcu żadna obietnica. Mimo to warto wybrać tego mężczyznę rozsądnie. Pamiętaj, że nie ma na tobie żadnej presji. Chyba... że masz już kogoś na myśli?


Ostatnio zmieniony przez Daena Baratheon dnia Pon Lip 29, 2019 8:26 am, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
Czw Lip 18, 2019 4:06 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Orla przekrzywiła delikatnie głowę, tym samym upodabniając się do żywo zainteresowanego czymś stworzenia. Być może bliżej było jej do rozbrykanego kocięcia, które przy matce mogło żywo i radośnie eksplorować otoczenie. Bez obaw, że stanie się coś złego, bo było bezpieczne.
Zwłaszcza, że ojciec raczej nie był skory do tego, by puszczać ją i Mirabelle gdzieś dalej, aniżeli w krainy końca burzy. Nawet wtedy, kiedy jego żona, a ich matka wybierała się z wizytą w rodzime strony, tak ten twardo nakazywał pozostawić je przy nim i opiekunkach.
Potaknęła swej rodzicielce i westchnęła cicho. Domyślała się, co miała na myśli. Wszystko mogło być mdłe i niewyraźne, kiedy miało stanowić jedynie tło do tego, do czego było zastosowane. Król sam w sobie budził respekt. Jasne włosy i świdrujące, podejrzliwe spojrzenie sprawiało, że nawet i ona sama czasami nie była pewna, co myślał oraz, czy przypadkiem nie uraziła i ten nie zgromi jej w kilku słowach.
Nie odparła już na to, po prostu biorąc informację do siebie i notując ją wewnątrz umysłu. Starała się nie zaprzątać sobie głowy czymś, co mogło być nieistotne, to natomiast było. Albowiem uświadomiła sobie wreszcie, że bycie lordem, królem czy księżną to nie sprzęt otaczający piastujących wysokie stanowiska, ale przede wszystkim predyspozycje w budowie ciała oraz w charakterze. Przykładowo, niezwykle ciężko byłoby wyobrazić sobie Lorda Baelora siedzącego na tronie, choć jego umysł był bystry niczym nurt pobliskich rzek. Znacznie prościej przychodziło jej to z Lucerysem, czy nawet jej własną matką.
- Czy Lord Ojciec również zabiegał o twe względy?- związek i relacja między nim, a Targaryenówną był dla niej równie nieodgadniony, co spora część zakątków nieba i wszechświata. Jedynie co, to słyszała plotki, ale nigdy nic, co padłoby z ust obojga rodziców.
W słowach Daeny było coś pocieszającego: to, że nie musiała się niczym przejmować informowało ją o tym, że wciąż mogła cieszyć się wolnością, dlatego też lico jej ozdobił lekki uśmiech, kiedy tak krążyły po pomieszczeniu i dryfowały między obowiązkami i wspomnieniami obu kobiet. Mogło być to dosyć mylące, zwłaszcza z następnym pytaniem.
- Nie znam nikogo, kto byłby odpowiedni, matko.- odparła jej zgodnie z prawdą, choć przez myśl przeszedł jej oczywiście nie kto inny, jak sam Michael. Był bardzo zaangażowany w sprawy rodu Baratheon i zawsze towarzyszył im, bez względu na własne obowiązki. Finalnie uznała jednak, że mogłoby to być dla niego mylnym sygnałem. Właściwie to nie tylko dla niego, ale również i samego Orysa. A choć lubiła rycerza, tak nie wyobrażała sobie tego, by trwać u jego boku jako żona.
Re: Wielka Sala
Czw Lip 18, 2019 11:18 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
- A czy musiał o mnie zabiegać? - kobieta zaśmiała się cicho, lecz w śmiechu tym nie było wiele radości. - Nie, kochanie, przed wydaniem mnie za niego personalnie niemal w ogóle się nie znaliśmy. Pochodził ze szlachetnego rodu, w dodatku bardzo bliskiego Targaryenom. Tacy nie muszą zabiegać...
Daena pamiętała to wszystko, jakby wydarzyło się zaledwie kilka dni temu. Krótka informacja, parę słów ojca o dobrym sojuszu i matki, bardziej kojących i dających więcej nadziei. I tyle. Widywała go już wcześniej na dworze, nigdy jednak ich drogi nie spotkały się na tyle, by zamienili więcej niż kilka słów, wypowiadanych głównie z grzeczności. On zapewne także nie był na to zupełnie przygotowany, a przynajmniej tak ona się domyślała. Jednak żadne z nich nie wszczynało z tego powodów buntu. Oboje znali swoje obowiązki i powinności wobec rodów. A taki mariaż to przecież wspaniała inwestycja, prawda?
- W naszym świecie, świecie wysoko urodzonych, rzadko dzieje się tak, jakbyśmy chcieli. Niektórzy powiadają, że szczęście to jedyna rzecz, na jaką lordowie i damy nie mogą sobie pozwolić. - spojrzała na córkę. - Ale to niekoniecznie prawda. Z twoim ojcem, mimo że zaczynaliśmy od zera w dniu naszego ślubu, udało nam się spędzić wiele dobrych lat. Polityczne mariaże mogą wydawać się okrutne, lecz czasami można trafić na naprawdę dobrego człowieka. A miłość... przychodzi z czasem.
Targaryenówna powoli zaczynała wyczuwać, że podejście Orlaith wcale nie różniło się tak bardzo od jej młodszej siostry, liczyła jednak, że nastawianie starszej córki pójdzie jej o wiele lepiej, niż w przypadku Mirabelle.
- Wielu zazdrości prostym ludziom ich wolności, szczególnie właśnie w kwestii małżeństwa. Gdy jednak o tym dłużej pomyśleć... czy oddałabyś wszystko, co posiadasz w tym życiu, by móc pracować na roli od wschodu do zachodu słońca? Bać się każdego dnia, że wybuchnie wojna, a do twojej wioski wpadną kierowani żądzą wojownicy lub bandyci? - uniosła kąciki ust. - Ja raczej nie.
Kobieta stanęła na środku sali, lustrując wzrokiem długi czerwony dywan przechodzący jej pod stopami, zatrzymując spojrzenie na żelaznym tronie.
- Czy oby na pewno? - odwróciła się do Orlaith. - Nie chciałam cię z tym nachodzić, słyszałam jednak od pewnej młodej łani o twojej relacji Michaelem.
Wbiła wzrok w córkę, jakby oczekiwała, że jej spojrzenie przejdzie przez warstwy sukni, skórę i kości, by mogła odgadnąć, co młoda panna skrywa w środku.
- Pamiętaj, możesz mi o wszystkim powiedzieć.
Re: Wielka Sala
Pią Lip 19, 2019 8:40 am Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Skrzywiła się, pomimo staranny prób zatuszowania swego niezadowolenia. Jak widać; ewidentnie liczyła na nieco inną odpowiedź. Chciałaby usłyszeć od swej matki, że jej życie wyglądało nieco inaczej, aniżeli tak, jak od dziecka miała wpajane ona i jej siostra- Mira. Niestety, los i trzy kobiety przędące nić, miały już zaplecioną historię, która uwielbiała się powtarzać. Wzór ten albowiem stosowany był praktycznie w każdym większym rodzie, bez względu na to, jakie stanowisko obejmowały osoby przymuszone do ożenku.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie pełne zawodu. Romantyczna część jej duszy chciała usłyszeć, jak Orys zabiegał o jej matkę, a ona stopniowo mu ulegała. Usłyszeć coś na temat niepewności w odwzajemnieniu uczucia, o pierwszych nieśmiałych gestach, jakie zaogniały ich potajemną relację. Odwagę w prośbie o rękę księżniczki i szczęście z tego faktu, że Król zgodził się, uznając Baratheonów godnych tego, aby przynależeć do rodziny.
Miast tego, została uraczona zwykłą, niezabarwioną niczym opowiastką na temat powinności kobiet w rodzie. Czy i ją czekał ten sam los?
Choć pragnęła potwierdzenia, tak nie była w stanie chociażby otworzyć ust. Czuła się tak, jakby ktoś złapał ją za gardło. Chrząknęła, a dźwięk ten rozpierzchł się echem po komnacie.
- Wolność też nie jest tym, czym możemy się szczycić, matko. Nasze pragnienia często są tłumione przez zobowiązania. - dodała od siebie swoje trzy grosze, jednocześnie lekko jej potakując na to sformułowanie.
- Raczej nie. - choć niewątpliwie byłoby to życie pełne uciech, szczęścia i radości, zapewne okraszone zostałoby również strachem o dożycie choćby końca roku, o zimie nie wspominając. Właściwie, to nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak to wszystko wyglądało, ile trudu i cierpienia kryło się u wieśniaków, osób z niższych rodów. Widzieć to jedno, ale przezywać to zupełnie coś innego.
Na podejrzliwość ze strony Księżnej, Orla odrobinę się zmieszała. Zatrzymała się, aby skrzyżować z nią swe ciemne spojrzenie.
- Mirabelle? Moja siostra ma to do siebie, że lubi pleść głupstwa. - oblizała pełne wargi i ułożyła dłonie przed sobą.
- Sir Michael jest dla mnie bardzo dobry. To wszystko.- lubiła go, jednak jej serce nie drżało za każdym razem, gdy przechodził. Nie wyczekiwała jego nadejścia, nie ekscytowała się na godzinę przed planowanym spotkaniem. Po prostu był przyjacielem rodu i dobrym pomocnikiem.
Ciemnowłosa wyczuła w tym lekki podtekst.
- Czy uważasz, że powinnam... patrzeć na niego bardziej przychylnie?-
Re: Wielka Sala
Sob Lip 20, 2019 12:58 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Kobieta zwróciła swe spojrzenie ku dziecku, zastanawiając się, co dzieje się teraz w jej głowie. Ciche odgłosy westchnień, które przy pustej sali nabierały mocy, dostawały się do jej uszu. Mimo że Orlaith milczała, Daena z jej mowy ciała powoli wyczytywała, jakie myśli nękają ją w tym momencie.
Oczywiście takie, które nękają każdą młodą damę. Które nękały ją i każdą kobietę ze szlachetnego rodu, która kiedyś była w tym wieku. Moment uświadomienia sobie prawdy jest naprawdę trudny. Zrozumienia, że świat, w którym się rodzimy to nie ciasteczka, bale, wesoła muzyka i ciche, słodkie słówka, wypowiadane przez wielbicieli. To powinności wobec rodu, wobec swojego ojca, wszystkich braci i przodków, którzy całe życie spędzili na budowaniu jego potęgi. To obowiązki towarzyszące wygodnemu życiu. Szczur skrywający się pod tysiącem puszystych, pięknie zdobionych poduszek, który w pewnym momencie zaczyna piszczeć tak głośno, że jedyną opcją jest wyjęcie go i stawienie mu czoła.
- Właśnie w tym rzecz. Może wydawać się to okrutne, można się temu sprzeciwiać i uciekać, można wykrzykiwać przekleństwa pod adresem ludzi, którzy ustanowili taki system, jednak czy jest w tym sens? - pokręciła głową, jakby odpowiadając na zadanie przez siebie pytanie. - Tak było, jest i będzie jeszcze przez wiele stuleci. A jedyną opcją przetrwania jest dostosowanie się. Asymilacja. - delikatnie dotknęła dłoni Olaith, spoglądając jej prosto w oczy. - Wiem, że perspektywa oddania decyzji o zamążpójściu twojemu ojcu nie jest zachęcająca, pamiętaj jednak, że on cię kocha i także chce dla ciebie jak najlepiej. Nie odda cię komuś nieodpowiedniemu. Będziesz panią żoną i przyszłą matką dzieci swojego męża, który w większości przypadków traktował cię będzie jak boginię. To będzie dobre życie. A kto wie, być może i znajdziesz tam swoje szczęście.
Od razu przypomniała sobie rozmowę ze swoją matką, kilka dni przed ślubem z młodym jeleniem. Jej słowa dodawały jej wtedy otuchy, dzięki czemu lęki dziewczyny powoli ustępowały. Co prawda Alysanne nie wiedziała, jak to jest być na tym miejscu, sama wyszła za swojego brata z miłości, pomimo sprzeciwu rady. Z perspektywy czasu Daena zdała sobie sprawę, jak bardzo ironiczna była tak konwersacja.
Wyrwana z zamyślenia uniosła lekko brwi, zaskoczona słowami córki.
- Oczywiście, że nie, nie sugeruję ci nic w tej kwestii. Chciałam po prostu wiedzieć, jak cała sytuacja wygląda w twojej opinii.
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 12:41 am Re: Wielka Sala
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
W sali tronowej pojawili się strażnicy, którzy wyjaśnili, że za moment pomieszczenie zostanie zamknięte w celu przygotowania go do obchodów królewskiego jubileuszu. Matka i córka mogły opuścić je powoli, nie przerywając rozmowy.

zt dla Daeny i Orlaith, możecie dokończyć wątek w innym temacie.
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 12:53 am Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Od momentu przebudzenia odczuwał dziwny rodzaj niepokoju, lecz usilnie nie chciał nazywać go tremą. Minęło właśnie pięćdziesiąt lat odkąd został królem i nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek słabości, zwłaszcza dziś. Mimo swojego wieku wciąż znajdował się w dobrej formie, wysoki i smukły poruszał się pewnie, a wypowiadał jak zwykle błyskotliwie, choć nierzadko bywał oszczędny w słowach. Siwa broda i długie włosy świadczyły nie tylko o wieku, ale i posiadanym doświadczeniu. Poddani mieli więc zobaczyć go takim, jakim był naprawdę; Jaehaerys brzydził się fałszem i nie zamierzał urządzać dziś zbędnego przedstawienia. Musiał jednak zrobić to, co konieczne, by pokazać swoją siłę i stanowczość.
Przed południem odziano go w królewskie szkarłaty, a królowa Alysanne osobiście włożyła na jego głowę prostą koronę, ozdobioną siedmioma kamieniami szlachetnymi w różnych kolorach. Razem ruszyli nie do Wielkiej Sali, która powoli zapełniała się już ludźmi, ale w zupełnie innym kierunku.
Członkowie wielkich rodów Westeros, wyznaczeni delegaci, a także chorążowie i ich przedstawiciele – wszyscy zbierali się już przy wielkich, dębowych drzwiach. Droga do stóp Żelaznego Tronu wiodła po krwistoczerwonym dywanie, a przez wąskie okna wpadała wystarczająca ilość światła słonecznego, by miejsca wyznaczone dla poszczególnych rodów były doskonale widoczne.
Gwardia Królewska znajdowała się już na miejscu, a jej Lord Dowódca Ryam Redwyne zerkał dyskretnie na boczne drzwi, jak gdyby odliczając sekundy do pojawienia się króla.
Członkowie rodziny królewskiej również znajdowali się w Wielkiej Sali, lecz od nich Jaehaerys nie oczekiwał żadnych hołdów. Już nie raz udowodnili mu, że są godni zaufania oraz wierni rodzinie. Ogień i Krew był ich dewizą, ogień i krew były dla tych, którzy odważyliby się im przeciwstawić.
Smoczy ryk przeciął powietrze, a każdy, kto spojrzał w niebo, był w stanie dojrzeć dwa opadające z niego z dużą prędkością smoki. Olbrzymi, brązowy Vermithor oraz nieco mniejsza, srebrzysta Silverwing wraz ze swoimi jeźdźcami wylądowały na dziedzińcu, budząc podziw i postrach wśród zebranych. Król zwinnie zeskoczył na ziemię i pomógł zejść swojej małżonce, po czym chwycił jej dłoń i w oprawie wiwatów oraz braw podążyli jako pierwsi czerwonym dywanem prosto do Żelaznego Tronu.
Królowa Alysanne – ubrana w szkarłatną suknię – zajęła swoje miejsce na jedynym krześle ustawionym u podnóża tronu. Członkowie Małej Rady stanęli tuż obok, reprezentując swój urząd, a strażnicy czuwali przy każdym z wejść. Król Jaehaerys I Targaryen wspiął się swobodnie po stopniach siedziska i zasiadł na Żelaznym Tronie, spoglądając w kierunku drzwi. Oczekiwał nadejścia pierwszej grupy poddanych, dla której przygotowany miał czujny wzrok i dobrotliwy uśmiech.
Lordowie Krain Korony wkroczyli jako pierwsi, niosąc ze sobą dary w postaci szlachetnych kamieni, drogocennych biżuterii, czy zdobionych szat, a lord Rosby oznajmił nawet, że jego najmłodsza wnuczka otrzymała właśnie imię po Dobrej Królowej, na co Alysanne odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem i życzeniami wszelkiej pomyślności. Hołdujący lordowie prześcigali się w wymyślnych słowach, a celebracja dopiero się rozpoczynała.

Witajcie na pierwszym wydarzeniu Wielkiego Królewskiego Turnieju!
Kolejność hołdów jest dowolna, opiekunowie rodów mogą zawierać w swoich postach przemowy swych lordów NPC. Pozostali członkowie rodów jak najbardziej mogą wziąć udział w hołdzie i napisać swoje posty.
Król będzie się odzywał co jakiś czas, a na końcu podziękuje wszystkim zebranym.

Urozmaicenie dla chętnych.
Jeśli chcecie zwrócić na siebie szczególną uwagę króla i królowej, rzućcie w temacie kością Setka na umiejętność charyzmy. Osoby, które po zsumowaniu rzutu z PU otrzymają najwyższe wyniki, znajdą się na ustach królewskiej pary w nadchodzących wątkach.
Pamiętajcie, by oprócz samego rzutu odegrać odpowiednio zachowanie postaci oraz opisać jej wygląd.

W razie wątpliwości zapraszamy do tematu z pytaniami i propozycjami.
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 7:05 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
- ...rwa mać, ileż to ja razy muszę ci przypominać, ty chędożony prostaku, Mormont. Nie Marymont. - żachnął się, wkurzony już nie na żarty. Niby stolica, centrum oświeconego świata, najważniejsze miejsce ze wszystkich królestw, a tacy tępi ludzie tu mieszkają. Duncan kolejny raz zacisnął pięści, ledwo nad sobą panując. Lada moment on i jego rodzina - a raczej najważniejsi przedstawiciele rodu z Wyspy Niedźwiedziej - mieli przekroczyć próg Czerwonej Twierdzy i udać się prosto do Wielkiej Sali, do króla. Brat Duncana, lord Irvon, pan Wyspy i Niedźwiedź Północy, zajęty był rozmową z kimś, kogo Dunk nie znał i nie miał najmniejszej ochoty poznać. Nie po tej żenującej wpadce z kilkukrotnym przekręceniem nazwiska; tyle dobrego, że to właśnie on, a nie Irvon sprostował tę pomyłkę

Irvon byłby pewnie gotów wyszarpać miecz, piękny kawał valyriańskiej stali o groźnej nazwie Długi Pazur, celem zadźgania bezczelnego prostaka. Coś takiego można było przecież uznać za obrazę rodową, ba, za celową próbę wprowadzenia zamętu i obrazy jednego z rodów. Duncan wysłuchał więc długiej litanii przeprosin - nieszczerych, jak podejrzewał - i ostatecznie kiwnął głową, przyjmując je do wiadomości. Na próżno! Przeprosiny te, choć zawierały z początku poprawnie brzmiące nazwisko, znów przekręciły miano mężczyzny. Tym razem jednakże poszło o imię i Duncan, miast Duncanem, stał się Damianem. Tego było już za wiele i Mormont, po zrezygnowanym sapnięciu, potrząsnął zasmucony głową. Zrobił krok w stronę młodego szlachetki, złapał za ucho i szarpnął mocno i zdecydowanie. Dziewczęcy niemalże pisk był słodką melodią dla uszu mężczyzny.

- Głupiś, czy głuchy? - warknął. - Nie po to tłukłem się przez Inni wiedzą ile księżyców do stolicy, by obrażał mnie byle prostak. Masz szczęście, że rzyć mnie boli po długiej jeździe wierzchem, bo inaczej kazałbym cię oćwiczyć. Biegnij po podczaszego, ino prędko, bo na trzeźwo nie idzie tu wytrzymać. - rzucił po chwili, biorąc zamach ręką. Nie uderzył chłopaka, skądże znowu, po prostu porządnie go wytarmosił za ucho i, teraz, przestraszył. A kilka chwil później, gdy Irvon i najbliżsi, zaufani słudzy z Wyspy, szykowali się już do wkroczenia przed oblicze króla, Duncan pociągnął zdrowy łyk południowego, słodkiego jak usta dziewicy wina. A potem jeszcze jeden, ale już ostatni i zaczął się rozglądać za zwykłą, czystą wodą, nie tyle celem przepłukania ust, co nawodnieniem organizmu. Bo, jak mówi ludowa mądrość, pić to trzeba umieć.

Ludzie ze wszystkich zakątków Westeros najwyraźniej dopiero przybywali do stolicy. Duncan z uprzejmym zaciekawieniem spoglądał na posłów zewsząd, na zwykłych szlachciców, na lordów i lady i z zadowoleniem przyznał sam przed sobą, że to właśnie Północ jako pierwsza stawiła się na wezwanie. Jeszcze nie tak dawno siedział w karczmie z Lyrrą i narzekał na ból nogi - który ciągle mu doskwierał, ale znacznie, znacznie mniej - a teraz szedł przy bracie, w swych najlepszych, odświętnych wręcz szatach, reprezentując Wyspę.

Duncan zwany Zrzędliwym strój miał czysty i pachnący; po długiej podróży pierwsze, co zrobił, to napił się miodu, a potem odświeżył i przebrał w wygodne, skromne i zarazem eleganckie ubranie w kolorach rodowych, ciemnej zieleni i czerni. Kilkuczęściowa jopula była ciasno zasznurowana i dopełniona długim płaszczem obszytym niedźwiedzim futrem, trochę zbyt ciepłym jak na południowe warunki, ale bardzo szykownym. Ciemnozielone nogawice ze czarnymi wstawkami w okolicach kolan, bioder i kostek pięknie współgrały z czarnymi, skórzanymi trzewikami, obuwiem przeznaczonym właśnie do wytwornych sal, nie zaś dzikich i prostych ostępów. Pas gruby i długi wieńczył dzieła, ale miecza nie było sensu tam szukać, podobnież jak i tarczy. Te zostały w jukach przy koniu.

Szli niespiesznym krokiem, ani szybkim, ani wolnym, by nie urazić władcy ani jego otoczenia. Na przedzie kroczył Lord Irvon Mormont, dumny i ponury, wyprostowany, z wzrokiem utkwionym jednak nie w króla, lecz w sam Żelazny Tron, symbolizujący potęgę i trwałość dynastii. Jedną dłoń miał opartą na gardzie valyriańskiego miecza wiszące u pasa, w drugiej zaś dźwigał podarek dla Jaeharysa Pierwszego. Prosty, skromny, acz bardzo symboliczny. Duncan szedł po jego prawicy, trochę wolniej, trzymając się nieco na uboczu, by nie rzucać się w oczy. Nie był w sumie nikim ważnym w rodzie; nie był dziedzicem, nie piastował żadnej ważniejszej funkcji. Był tylko bratem. Aż bratem, dlatego z chwilą, gdy Lord Wyspy opadł na kolano, Duncan zrobił to samo. Reszta orszaku również.

- Niech bogowie starzy i nowi, wasza miłość, pozwolą nam spotkać się za kolejne dwadzieścia pięć lat w tym samym miejscu, w zdrowiu i w sile. Cześć i chwała Jaehaerysa Targaryena, pierwszego tego imienia, króla Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, Protektora Królestwa i Lorda Siedmiu Królestw. Niech żyje. Przyjmij, proszę, ten oto skromny podarek od Wyspy Niedźwiedziej, z rąk ubogiego i prostego Lorda, symbolizujący miłość i wierność koronie oraz oddanie władzy. Panie, my, skromni mieszkańcy Północy, jesteśmy wierni koronie i jako jedni z pierwszych klękamy przed twym obliczem i jako jedni z pierwszych przynosimy podarki. Północ pamięta. Tu jesteśmy, tu stoimy i tu będziemy trwać, wasza miłość. - zakończył, wymawiając rodowe motto. Skłonił nisko głowę i wyciągnął ramiona przed siebie, oddając prezent. Nie kłamał, to był drobny upominek; futro. Niedźwiedzie. Białe jak pierwszy śnieg, z paszczą otwartą, ukazującą nieznacznie tylko zżółknięte zębiska długie i grube jak paliczki, z matowymi, czerwonymi ślepiami, będącymi bez wątpienia kamieniami szlachetnymi.

"Północ Pamięta", przeszedł szmer, gdy wszyscy członkowie orszaku Mormontów powtórzyli te słowa, chyląc raz jeszcze głowy. Duncan uśmiechnął się lekko; był tutaj ćwierć wieku temu, jeszcze jako młody chłopak, ze swym ojcem i bratem, i siostrą. Teraz rodzice byli martwi, a i on sam nie był już młodzieniaszkiem; kto wie, może los się doń uśmiechnie i faktycznie za kolejne ćwierćwiecze powróci do Królewskiej Przystani? Teraz jednakże, oddając hołd władcy i szykując się do świętowania jubileuszu, Mormont myślał tylko o licznych gospodach i zamtuzach stolicy...


Ostatnio zmieniony przez Duncan Mormont dnia Wto Lip 23, 2019 5:28 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 7:05 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Duncan Mormont' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 69
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 7:57 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Orszak rodu Tully wkroczył do sali stosunkowo wcześnie. Najpierw w olbrzymich dębowych drzwiach zebrani ujrzeli starego lorda Harmona, idącego powoli, spokojnie, ale jednak z dumą w swojej niebieskiej szacie podszywanej srebrem i czerwienią, kolorami rodu. I choć na głowie widać było łysinę, a czoło znaczyły zmarszczki, w ciemnych oczach władcy odbijała się niewzruszona wiekiem mądrość. Choć stracił na władzach fizycznych, na umyśle nie pojawił się najmniejszy uszczerbek.
Obok niego kroczyła ona, Lady Tully, pełna ciepłego uśmiechu, którym w zamierzeniu miała reklamować nastawienie domu do pozostałych mieszkańców królestwa. Wyciągnięta dłoń, miły uśmiech, przyjemne słówka. Można było powiedzieć że Tully dziś prawdziwie reprezentowali marzenie króla o pokoju. Kobieta kroczyła w prostej sukni z błękitnego materiału, przewiązanej miękkim srebrzystym paskiem, osłaniającej zaokrąglający się już ciążowy brzuszek.
Za nimi kroczyła reszta rodziny podobierana w pary. Najpierw bratankowie, dziedzice, potem brat z żoną, siostra z mężem, oraz córki. Na końcu wkroczyło dwóch silnych służących, niosących srebrne szkatuły.
Najwyższy Lord Tridentu, przy pomocy żony, uklęknął przed Żelaznym Tronem na jedno kolano.
- Wasza miłość - Rozpoczął - Nieomal sto lat temu przodek Waszej Wysokości, Aegon Zdobywca nadał mojemu rodowi zaszczyt mianowania się Najwyższymi Lordami Tridentu. Od tego momentu ród Tully wiernie i z dumą służą Żelaznemu Tronowi. Dziś na ponów przysięgam, że póki żyję, ja Harmon Tully, oraz moja rodzina, będzie Waszej Miłości wsparciem. W dowód naszej lojalności, pragniemy złożyć Waszej Wysokości oraz małżonce te oto podarunki. - Słudzy podnieśli wieka szkatuł. W jednej z nich leżał darowany Jego Wysokości pas koloru bieli, wysadzany perłami. W drugiej z nich para perłowych kolczyków oraz przepiękny perłowy naszyjnik - Mamy nadzieję, że owe perły wyłowione u brzegów Dorzecza będą Waszej Wysokości służyć przez długie lata. Cześć i chwała niechaj będzie Jaehaerysowi Targarienowi, Pierwszemu tego imienia, Królowi Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, Protektorowi Królestwa i Lordowi Siedmiu Królestw.
Po tych słowach orszak powstał i udał się na swoje wyznaczone miejsce w Sali, skąd obserwował kolejnych Lordów składających hołd Władcy.
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 7:57 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Wynafrei Tully' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 61
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 8:44 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Miasto monotonnie szumi w uszach. Odległe cienie smoków szybują w świetlistych kanionach między budynkami o czerwonych dachówkach i zdaje się, że nic, co ma miejsce w Królewskiej Przystani nie może być nawet namiastką rzeczywistości; mogłoby się zdawać, że w okowach konwenansów niewiele można zdziałać, że przyjeżdżając w obce miejsce, lądując pośród obcych ludzi i wyczekując obcej przyszłości należy jedynie wpasować się w tłum, przyozdobić twarz uśmiechem i bić brawo dokładnie wtedy, kiedy tego oczekują.
Lord Robert Reyne był jednak człowiekiem interesu – człowiek interesu z kolei nie zna zbyt dobrze definicji słowa przyjemność. To ten moment, gdy przez palce przelewają się setki złotych, pobrzękujących monet?
Chwila, gdy szelest papieru stanowi gwarant niebotycznego przychodu?
Zorganizowany w stolicy Siedmiu Królestw hołd był jedynie po części doniosłym świętem. Pod barwną otoczką wesołości skrywała się druga, istotniejsza prawda.
Był to pokaz siły. Pozbawiona słów bitwa, która ukazywała króla z zupełnie nieznanej tak szerokiemu gronu strony – władca okazał się kimś świadomym okazji, jakie pod nogi rzuca mu los. W, zdawałoby się, umęczonym panowaniem umyśle wciąż krył się ostry jak brzytwa intelekt.
Coś, co Lord Castamere cenił znacznie wyżej, niż hałaśliwe obchody.
Wkraczając do Wielkiej Sali, miał świadomość ciążącego na nim obowiązku oraz spojrzeń; pomimo niemal pięćdziesięciu dni imienia, wciąż szedł dumnie – wyprostowany, z krótko przystrzyżonymi włosami, w wamsie ze srebrnogłowiu ozdobionym czerwonym lwem oraz płaszczem barwy szkarłatu powiewającym za nim energicznie. U boku Lorda Reyne podążała jego trzecia z kolei małżonka, Lady Dyanna, za nimi zaś kroczył – zdawałoby się, cień przeszłości samego Lorda Roberta – dziedzic rodu oraz jego trzy siostry.
Życie przyspiesza, ta martwa chwila pomiędzy delegacją z Castamere a królewską parą w końcu rusza się z miejsca, Lord Robert Reyne zaczyna rozumieć, że bezruch nie jest rozwiązaniem, że należy działać i okazać szacunek należny Jaehaerysowi, Pierwszemu Tego Imienia.
Oddycha przez nos, spokojnie, równomiernie.
Spojrzenie ma czujne i nieruchome, tylko raz sprawdzające, czy niosąca prezenty służba podążała za nimi. Uśmiech – naturalny, niewymuszony, przejaw ciepłej beztroski i świadomości uśpionego zagrożenia.
Dārys – Lord Reyne ukląkł przed władcą Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi na jedno kolano, wypowiadając słowo w wysokim valyriańskim, później zaś skłonił głowę, zwracając się królowej. Za jego przykładem podążyła cała delegacja Castamere. – Dāria. Od pół wieku jednoczycie królestwo, niosąc mu pokój i stabilizację. Historia waszego panowania winna być przykładem dla nadchodzących pokoleń, a miłość i dobrobyt, jakimi obdarzyliście te ziemie, niech staną się celem, do którego dążyć będziemy my, oddany Żelaznemu Tronowi lud Zachodu oraz wierny koronie ród Reyne – spokojnym ruchem dłoni przywołał ku sobie służbę, która dzierżyła podarki dla pary królewskiej – wystarczył jeden rzut oka, by ujrzeć dużą, ciężką, wykonaną ze szczerego złota, zdobioną motywami smoków skrzynię; po uniesieniu żelaznego wieka wzrokowi władcy ukazała się wspaniała księga, oprawiona w grubą skórę zdobioną rubinami.
By upamiętnić pięćdziesięciolecie światłego panowania, pragniemy złożyć na ręce Waszej Miłości księgę spisaną oraz ilustrowaną przez najlepszego inkrustatora Cytadeli Starego Miasta. Dzieło nie zostało jeszcze ukończone, podobnie jak dzieje panowania miłościwego władcy. Na końcu znajduje się setka pustych stron, czekających, aż zapełnią je dalsze dokonania Waszej Miłości oraz Dobrej Królowej. Liczymy, że nadejdzie dzień, w którym księga ta stanie się świadectwem waszej potęgi oraz sprawiedliwości – Lord Robert skłonił się raz jeszcze – tym razem na pożegnanie i cofnął o krok, ujmując dłoń własnej małżonki, by oddalić się ku wyznaczonemu miejscu tak, jak przybył przed królewskie oblicze – z godnością.


Ostatnio zmieniony przez Willem Reyne dnia Nie Lip 21, 2019 8:48 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 8:44 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Willem Reyne' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 33
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 9:33 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Moritius Glover również przybył zastępując swojego ojca, czul się on nieco dziwnie, jakieś wielkie jaszczurki latały. Wydawało mu się że smoki powinny mieć cztery kończyny. Nieco inaczej je sobie wyobrażał. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Zdecydowanie smoki przykuwały oko ale i były dość przerażające. Strach pomyśleć co takie stworzenie jest w stanie zrobić człowiekowi, a co gorsza podobno zioną one jeszcze ogniem. Zaiste przerażające. Przez chwilę zajęło to myśli Glovera aż w końcu nadszedł moment w którym to Starkowie ruszyli z prezentami, sam miał wrażenie że jego prezenty są dość biedne. Jednak co zrobić zaraz go chyba nie zabiją. Choć co do tego nie mógł mieć pewności. Moritius odczuwał stres nie znał ani króla ani królowej.

W końcu stanęło się, nadeszła pora aby Moritius wręczył dary. Tego dnia ubrany był bardziej na czarno z złotymi akcentami, w końcu chodzenie z czerwieni przy królu było by zdecydowanie niemile widziane w takich okolicznościach. Najpierw ukłonił się przyklękując zgodnie z tradycją razem z dwójką ludzi która przybyła z nim z północy średnio widział ogromne tłumy podczas hołdu, dlatego jedynie jedna osoba z każdego rodu przybyła na uroczystość, nie chciał również męczyć króla.
- Wasza miłość. - przerwał na chwilkę. - Jestem Moritius Glover przybywam w imieniu rodu Glover, oddanego i wiernego królowi. Ślubuję dalszą wierność tronowi. Ojciec niestety z powodu problemów zdrowotnych pozostał na północy, mimo tego że chciał przybyć Maester stanowczo mu zabronił. Oto prezenty potwierdzające nasze intencje. Północ pamięta. - Wówczas dwójka sług podała prezenty którymi był łuk z czardrzewa zdobiony złotymi akcentami, jak i szkatułka wykonana z żelazodrzewa zdobiona złotymi ornamentami z dość solidnym zamkiem.
- Łuk z czadrzewa, na naiwnych którzy postanowią sprzeciwić się twej władzy królu. I szkatułka dla królowej, pusta, bo to ona zadecyduje co najważniejsze dla niej, drewno to jest najwytrzymalsze na świecie i niemal nie palne. - Moritius oczekiwał na reakcję i swoiste przyzwolenie aby odejść, kiedy już przyszło do tego, wówczas oczywiście ponownie się ukłonił i odszedł dając podejść kolejnym chcącym złożyć hołd królowi.

Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 9:33 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Moritius Glover' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 46
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 10:59 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Długi czas podróży pozwolił im oswoić się z nieco przystępniejszą niż w rodzinnych stronach temperaturą. Nużącą i mozolną drogę nieco wynagradzał widok zmieniających się krajobrazów: od rozległych, nagrzanych pustyń, aż po nie mniej rozległe połacie wzgórz, porośniętych soczyście zieloną trawą. Nie było łatwo delegacji Dorne porzucić dom, zwłaszcza w takich okolicznościach. Ich wyjazd nie odbił się echem, choć oczywiście poza murami Słonecznej Włóczni szeptano o jubileuszu. Decyzja księżnej o przybyciu do Królewskiej Przystani budziła nadzieje na to, że kryzys zostanie wkrótce zażegnany, a nowe umowy handlowe pozwolą wypełnić ich spichlerze na nadchodzącą wielkimi krokami jesień.
Stolica przyjęła ich z drobną dozą nieufności, ale i nieskrywanego zainteresowania; zarówno dziewki, prości ludzie jak i nadobne damy i mężowie, na własne oczy chcieli przekonać się, ile prawdy jest w opowieściach o egzotyce i gorącokrwistości dornijczyków. Tej jednak na próżno było się doszukiwać akurat dzisiaj, w dniu oficjalnego wszak rozpoczęcia obchodów jubileuszu. Przybywali jako delegacja, goście innego kraju; zatem nie po to, by ugiąć kolana przed królem jako jego poddani, ale by wyrazić radość z powodu jego długiego i pokojowego panowania, mimo zatargów, które definiowały obie strony w przeszłości. Dzisiaj stawali w progach Wielkiej Sali jako przyjaciele Korony, niezależnie od tego, że mający się odbyć nazajutrz proces, kładł cień na uśmiechnięte twarze, a już z pewnością wpływał na osąd całej sprawy przez Leandro. Hamował się jednak rozsądnie, a z czarnego wzroku zniknął gniew, gdy kroczył w orszaku z Elarą u boku, tuż za Księżną, ojcem i matką. Dameron bowiem, jako dziedzic, pozostał z małżonką w domu, by doglądać spraw kraju. Towarzyszyły im natomiast ich córki; zabrakło czteroletniego Trystane, który był za mały na takie uroczystości. Tuż za nimi kroczyła reszta rodzeństwa, aż po nadobnych lordów domów chorążych i ich towarzyszy, każdy z darami.
Leandro wciąż jeszcze czuł znużenie po długiej podróży, choć kąpiel i kielich wina w towarzystwie żony, postawiły go na nogi i humor zdawał się mu dopisywać. Prezentował się jak zwykle nienagannie, odziany w strój skrojony na dornijską modłę, w kolorach rodowej czerwieni i złota, z szablą przypasaną u boku. Z tłumów zebranych w sali starał się wyłowić znane mu twarze; jeśli jakąś wypatrzył, z pewnością jego uśmiech się poszerzył. Na próżno upatrywać się w jego postawie spięcia; kroczył swobodnie, jakby doskonale bawił się w tej sytuacji i nic nie było tego w stanie zmienić.
Księżna Sarella Nymeros Martell odziana w bogato zdobione złotymi słońcami szaty, w kolorze rodowego pomarańczu, kroczyła dumnie, bez towarzysza w postaci męża u swego boku. Na jej skroniach niczym gwiazdy błyszczał diadem. Skinęła głową z szacunkiem na powitanie, gdy orszak zatrzymał się przed obliczem pary królewskiej. Z oczywistych względów, kolana nie ugięła. Leandro skłonił się.
Wasza królewska mość. Nic nie raduje mego serca równie mocno, co widok drogich przyjaciół, pozostających w zdrowiu i dobrobycie. Czujemy się zaszczyceni tym, że możemy być tu z wami i dzielić waszą radość z powodu jubileuszu. Oby za kolejne dwadzieścia pięć lat przyszło nam się spotkać w podobnym gronie, a twoje rządy wypełnione mądrością i pokojem, trwały jak najdłużej — rzekła księżna, oszczędna w słowach. — Przyjmij od nas drobne podarunki, panie, owoce pracy rzemieślników naszych ziem. Niech służą tobie i twej nadobnej małżonce — dodała, a gdy skinęła dłonią, u jej boku pojawili się służący, każdy z dużą, ozdobną szkatułą. Wnętrze jednej kryło bogato inkrustowaną szablę o wąskiej głowni, silnie wygiętą od połowy długości, jak na dornijską szablę przystało. Rękojeść zdobił wizerunek smoka, co miało podkreślać indywidualny charakter podarunku. Druga szkatuła kryła zestaw bogato wysadzanej drogocennymi kamieniami, złotej biżuterii: kolii i pary kolczyków z motywem słońca, stworzonych specjalnie dla Królowej Alysanne. Wzrok księżnej prześlizgnął się jedynie po krześle, na którym usadzono królową, jednak nawet drgnienie mięśnia jej twarzy nie zdradziło, co na ten temat sądzi. Zamiast tego postanowił też przemówić Leandro, w imieniu ojca i nieobecnego brata. Spojrzał na króla z pewną dozą ciekawości; smoczy jeźdźca, człowiek odpowiedzialny za wybicie ich najlepszych włóczników przed raptem piętnastoma laty. Gdy nie spoglądał z grzbietu swojego smoka, zdawał się niepozorny.
Pokazałeś panie, że pokój można okupić nie tylko ogniem i krwią, czym zyskałeś nasz szacunek. Niech twe rządy trwają, a los sprzyja tobie i twojemu ludowi — rzekł. Przemówił też lord Dayne ze Starfall, życząc Jaehaerysowi dalszej świetności, przekazując pozdrowienia i podarki. Nie zabrakło lordów Fowler, Uller, Yronwood i pozostałych chorążych. Po dopełnieniu powinności związanych z etykietą, zwrócili się w stronę miejsc, które dla nich przeznaczono.
    | Wspomnienie o lordach Dayne i Fowler skonsultowane z opiekunkami rodów.
Re: Wielka Sala
Nie Lip 21, 2019 10:59 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Leandro Martell' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 63
Re: Wielka Sala
Pon Lip 22, 2019 8:00 am Re: Wielka Sala
Elaena Vaelaros
Elaena Vaelaros
258
Wielka Sala Giphy.gif?cid=790b76115d2ce92c6a4370467716bf8a&rid=giphy
20
Córka Triarchy Volantis
Królewska Przystań
Obcokrajowiec
https://fortherealm.forumpolish.com/t371-elaena-vaelaros
Nie było przesadą stwierdzenie, że całe godziny zajęły przygotowania jej osoby do właściwego zaprezentowania się w czasie dzisiejszego wydarzenia. Sztuką było nie stworzenie czegoś nowego, ale podkreślenie już istniejących atutów jej ciała. Oczy wymagały jedynie nadania im właściwej oprawy, usta dodania delikatnej czerwieni, a policzki nałożenia dyskretnego różu - nałożenie koloru tam, gdzie jej własne blade lico było go pozbawione. Nic jednak krzykliwego - to nie w ten sposób budowała swój wizerunek, zamiast tego stawiając na subtelność i wzbudzanie zachwytu przez swą prezencję jako całokształt. Srebrne włosy Elaeny spięto w misterną fryzurę, odsłaniając tym samym szyję i lepiej eksponując przyozdabiającą ją biżuterię. Peldiō sȳndor. Cień żmiji. Tak od wieków zwany był noszony przez nią dziś komplet naszyjnika oraz kolczyków wykonany na zlecenie któregoś z jej odległych przodków i przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Vaelaros. Valyriańska stal nie ważyła mało i była raczej rzadko spotykanym surowcem do wytwarzania czegoś, wydawać by się mogło, tak mało praktycznego. Ciężar ten był jednak mile widziany, zapewniający wręcz pewną dozę komfortu dla noszącej go dziś kobiety, a choćby próba wspomnienia przy niej o możliwości wykorzystania metalu w "lepszy" sposób raczej nie miała spotkać się z entuzjastyczną reakcją. Ten "dodatek" miał dla nich tak wielką wartość sentymentalną, że nawet zabranie go na dzisiejsze uroczystości wcale nie było pewne - wszak musiała się z nim przeprawić przez pół znanego świata i ryzykować jego utratę. Fakt, że ostatecznie trafił do Królewskiej Przystani świadczył, że ojciec spodziewał się jednak jego bezpiecznego powrotu do ojczyzny - a swej córki wraz z nim.
Całości miała dopełnić kreacja, co do której nikt nie mógł mieć wątpliwości, że stworzona musiała zostać przez krawca spoza Westeros. Tak jej krój, jak i użyty do wykonania ubrania materiał, przystosowane zostały raczej do cieplejszych klimatów, niż to co miała do zaoferowania znaczna część krain kontynentu. Misterne zdobienia wykonane srebrnymi nićmi wyglądały na owoc wielu godzin ciężkiej pracy ich twórcy, ale patrząc na jej efekty, zdecydowanie była warta całego tego poświęcenia.
W końcu w sali rozbrzmiało jej miano i nadeszła jej kolej, by zbliżyć się przed królewskie oblicze ruszyła pewnym siebie, acz nie za szybkim krokiem - częściowo przez wzgląd na ograniczające nieco możliwości poły sukni, a częściowo dla właściwego efektu. Matka powtarzała jej, że nawet kiedy nie gra muzyka, jej ruchy powinny być płynne niczym w tańcu i Elaena trzymała się tej mądrości przy każdej okazji. Teraz szczególnie zależało jej na zrobieniu odpowiedniego wrażenia, tak przez wzgląd na swoją rolę reprezentanta ojczystego miasta, jak prywatne plany. Czy głowa rodu Targaryenów była w stanie dopatrzyć się tych drugich? Z pewnością mogła mieć pewne podejrzenia, gdy na dwór zawitało dziewczę na wydaniu o przyjemnej dla oka prezencji i właściwym wychowaniu. A może zbyt wiele sobie przypisywała, może pozostawałą jedynie jedną z tłumu osób. Mimo wszystko bezpieczniej jednak było zakładać, że jej zamiary choć w jakimś stopniu były znane i za takim przeświadczeniem planować kolejne ruchy. Póki co czekał ją ukłon, przy którym musiała ująć w dłonie materiał sukni, by właściwie go wykonać, a następnie zwrócenie się do najważniejszej osobistości rozpoczynających się uroczystości.
- Jaqiarzus Dārȳs Sikudo Dārȳti Vestero, Jaehaerys hen Targārio Lentrot. - zaczęła z nienaganną dykcją, by następnie bez zająknięcia przejść na język powszechny. - W imieniu tak mego Pana Ojca i Triarchy Volantis, Vhalso Vaelaros, jak i wszystkich mych rodaków, pragnę złożyć wyrazy uznania dla Waszej Wysokości oraz Waszych mądrych rządów. Wielce radują nas łączące nasze rejony przyjazne stosunki, które to bez wątpienia dadzą podwaliny dla świetlanej przyszłości obu nacji. Pragnę przekazać ten podarek, który mamy nadzieję stanowić będzie przypomnienie o przyjaciołach zza morza i chęci rozwoju ramię w ramię.
Na te słowa jeden z towarzyszących kobiecie szykownie ubranych mężczyzn miał wystąpić do przodu i, przyklęknowszy uprzednio, zaprezentować omawiany przedmiot. Prezentem dla władcy okazał się być kunsztownie wykonany przez rzemieślników z Essos egzemplarz cyvasse, a więc gry wymyślonej w rodzimym mieście przemawiającej szlachcianki. Samo pudełko wykonane zostało z egzotycznego drzewa i ozdobione wstawkami ze szlachetnych kruszców, przypominającymi scenki rodzajowe z udziałem smoków. Do wykonania planszy użyto odmiennych, niż zwykle materiałów - zamiast lapis lazuri wykorzystano szafiry, nefryt zastąpiony został emeraldem, a karneol rubinem. Poszczególne figury zrobione z nieludzką wręcz dbałością o najmniejsze szczegóły i tak na figurce smoka można było dostrzec nawet charakterystyczny wzór jego łusek, a prezentowany słoń posiadał uprząż oddaną co do detalu. Połowę pionków zrobiono z kości słoniowej, zdobionej złotymi akcentami, a do drugiej ich części wykorzystano z tajemniczej wulkanicznej skały i szczerego srebra.
- Wszystkie użyte w nim materiały pochodzą z Volantis i rejonów nam sąsiednich. - wyjaśniła Elaena, by następnie podnieść i zaprezentować figurkę czarnego smoka. - A pionki jednej ze stron wykonano ze skał zebranych przez nasze ekspedycje na ziemie przodków, tereny Valyrii.
Choć tę odrobinę ich wspólnej ojczyzny mogli odzyskać i zaoferować. Białowłosa wolała pozostawić dla siebie iloma życiami musiało zostać okupione zdobycie właściwych fragmentów, które zadowoliłyby rzemieślników i sprawdziły się jako pionki do gry. Wystarczyło, że ona o tym wiedziała, tak samo jak o kosztach każdego innego elementu z którego wyprodukowany został ten jedyny w swoim rodzaju egzemplarz. Istniała możliwość, że gra nie dotarła jeszcze do Królewskiej Przystani albo zasady jej opanowali jedynie nieliczni - oto kolejna sposobność, by sama mogła się wykazać swą wartość, zaprezentować wprawę jako nauczyciel i partner do partii. A jeśli wystarczająco nabiorą sympatii wobec jej osoby, to i partner dla partii.
Re: Wielka Sala
Pon Lip 22, 2019 8:00 am Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Elaena Vaelaros' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 62
Re: Wielka Sala
Pon Lip 22, 2019 6:00 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
- Jeszcze raz! - Krzyk Goddarda Tolletta rozległ się w wielkiej sali Orlego Gniazda i wszyscy stanęli w miejscu. - Na miłość Matki, Lovell, przestań się wreszcie śmiać!
Młodszy bratanek lorda nie mógł już wytrzymać tej sytuacji, a starszy westchnął ciężko, drapiąc się po plecach. Goddard był zarządcą Orlego Gniazda odkąd sięgała ich pamięć, a teraz przygotowywał lordowską delegację do królewskiego hołdu. Cierpliwość tracił też już lord Jasper, który spoglądał na obu braci spod zmarszczonych brwi. Bykiem. Był wyjątkowo niezadowolony. Przygotowania przeciągały się, a delegacja miała wyjeżdżać w ciągu kilku dni. Najpierw problemy sprawiała służba - wchodziła w nieodpowiednich momentach, ptak piszczał wniebogłosy i nikt nie potrafił go uspokoić, zderzali się ze sobą lub komuś wyrwało się beknięcie lub burczenie w brzuchu. Lord Jasper mówił, że takim rzeczom nie da się zapobiec, ale Tollett był nieubłagany. Jeśli ktoś myślał, że na zamku władzę ma Arryn, gorzko się mylił. To Goddard rządził niepodzielnie - wiedział wszystko, znał wszystkich, a przede wszystkim kojarzył, którędy trzeba przejść do spiżarni i na której półce leżą zapasy wiśniowych ciastek. Słońce chyliło się już ku zachodowi i cały orszak ustawił się jeszcze raz. Kiedy ruszyli, Tollett nie wydał już z siebie żadnego dźwięku.

Smoki. Endamien nigdy nie mógł się im nadziwić. Wielkie gadziny latały po niebie tak lekko, jakby nic nie ważyły. Ich ciężar czuło się dopiero, gdy spadały z obłoków na ziemię. Konie Arrynów były specjalnie przygotowane na taką okazję; nałożono im klapki po bokach, by nie obawiały się widoku lecących z góry lub z boku gadzin. I tak rozpraszał je dźwięk, ale bez wizualizacji było im i tak o wiele łatwiej.
W sali tronowej pojawili się o czasie. Stanęli kolumną za lordem Arrynem i jego małżonką - najpierw córki, potem brat z żoną, następnie Endamien i Lovell, kolejno później chorąży Doliny - pojawił się lord Corbray z dziedzicem, lord Templeton z dziećmi, lord Grafton z małżonką, lord Redfort, siostra lorda Waynwooda oraz gromadka Royce'ów. Reprezentacja Doliny wyglądała całkiem przyzwoicie, a to za sprawą wczesnych przygotowań z ramienia Goddarda Tolletta. Wszyscy szli równym rytmem w jednym rzędzie. Za Royce'ami spokojnie kroczyła służba - na przedzie szły trzy dziewczyny, Fionna, Cynthia i Alys Stone z krwi Arrynów. Fionna trzymała na rozłożonych ramionach futro z cieniokota, Cynthia w ręku niosła pięknie zdobioną, srebrzystą lancę, zaś Alys miała w rękach to, nad czym czuwała najlepiej, czyli klatkę z białozorem. Kolumna powoli posuwała się naprzód i zatrzymała mniej więcej w trzech czwartych sali. Delegacja Arrynów świeciła wręcz srebrzysto-błękitnym światłem. Jasnoniebieskie muślinowe suknie, srebrzysto-granatowy wams lorda Jaspera i biało-srebrne należące do jego bratanków odcinały się od ciepłoczerwonego tła sali. Klękali przed królem falą. Lord Jasper, nie wstając, podniósł głowę, by móc spojrzeć na swojego władcę.
- Panie, losy i więzy krwi łączą Targaryenów z Arrynami od niedługiego czasu, jednak zdaje się, jakby ten stan, dzięki Waszej Miłości, trwał od wieków. Dolina czuje się ogromnie zobowiązana wobec łaskawego oka, które na nią spogląda i pilnuje porządku. Niezwykłą radością napełnia nas fakt, że Wy, Panie, w dobrym zdrowiu, rządzisz mądrze Siedmioma Królestwami, a my jesteśmy tego częścią. W związku z tym chcielibyśmy przekazać Waszej Miłości dary, które pokazują naszą ziemię taką, jaką jest też dzięki Wam, Wasza Miłość. - Jego głos był miły i miękki. Endamien aż się wzdrygnął, rzadko bowiem słyszał coś podobnego. Stryj i rządca nie ćwiczyli przemówienia przy nich, jedynie ostatnie słowa, żeby służba wiedziała, kiedy ma ruszyć. Kordon rozsunął się, żeby dziewczęta mogły przez niego przejść i stanąć za plecami lorda Jaspera. Ten wstał i kontynuował przemowę, wskazując po kolei na trzymane przez dziewczęta dary.
- Futro z cieniokota to dowód sprawności naszych łowczych, lanca z wyrzeźbionymi płomieniami i wzmacnianym ostrzem to idealny dar na najbliższe i przyszłe polowania, których doświadczy Wasza Miłość. Ostatnim zaś jest białozór - Alys odsłoniła klatkę z ptakiem, który pisnął cicho - sokół, który w odpowiednich rękach i opiece staje się wspaniałym towarzyszem łowów..
Wtedy do przodu wystąpiła lady Arryn. Trzymała delikatnie rąbki sukni wysadzane kamieniami księżycowymi, a w czasie, gdy wręczane były dary dla króla, podeszła do niej jedna ze służek, wręczając niewielką, srebrną skrzyneczkę. Wtedy odezwała się ona.
- Mądra i dobra królowo Alysanne. Dziękujemy za wsparcie, jakie okazuje Wasza Miłość naszej ziemi i poddanym. Dziękujemy za miłościwe panowanie w całych Siedmiu Królestwach i łagodność, z jaką to Wasza Miłość czyni. Przynosimy w darze broszę w kształcie herbu Targaryenów, gdzie tłem jest kamień księżycowi ze srebrzystymi żyłami. Ten kamień przypominać będzie o naszej wiecznej wierności Koronie. Dolina jest zawsze do usług Waszych Wysokości.
Cofnęła się do pana męża, a następnie ruszyła tyłem do szeregu. Kłaniali się jeszcze raz wszyscy po kolei, znikając potem w tłumie sali tronowej. Krótkie przemowy wygłosili również pozostali lordowie Doliny, oddając się na wieczną służbę Koronie. Endamien, stojąc już z boku, przyglądał się innym delegacjom z zaciekawieniem. Najpierw w oczy rzuciła mu się panna Tully. Widząc, że ich wzrok na moment się spotkał, opuścił go w nerwach i począł wodzić nim dalej, omijając delegację z Dorzecza. Jego oczom ukazała się znana twarz w egzotycznej grupie Dornijczyków. Shett...? Tak, to była Meraud Shett, znaczy, Dayne. Widząc, że spojrzała na niego, skinął jej głową i począł rozglądać się dalej. Lovell wydawał się mniej zainteresowany całą uroczystością, choć mógł to być jedynie pozór.
Re: Wielka Sala
Pon Lip 22, 2019 6:00 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Endamien Arryn' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 74
Re: Wielka Sala
Wto Lip 23, 2019 4:16 pm Re: Wielka Sala
Gość
avatar
Gość
Mury Wyndhall były ciche i martwe. Jedynie wiatr panoszył się w pustych korytarzach, bo śmiech i radosne oczekiwanie na obchody jubileuszu, zamarły Estrenom na ustach. Stosy pogrzebowe ledwo zgasły, ale szepty wśród popiołów nie ucichły. Zdrada brzmiało w uszach, dzwoniło w czaszce i wryło się w mózg jak szpikulec. Lord Estren nie pozwolił się Marcylowi obwiniać; ani o jotę nie zmieniło to jednak tego, że właśnie to czynił, a poczucie winy zdawało się płynąć mu w żyłach jak rozgrzany ołów. Wyprawa na turniej była najprawdopodobniej najdłuższą podróżą, jaką Marcyl odbył; niemal całą drogę milczał, ograniczając się jedynie do wydawania twierdzących bądź przeczących pomruków. I choć wiedział, że siostra potrzebuje go teraz jak nigdy, z zupełnie do siebie niepodobnym egoizmem chciał przeżywać własną żałobę. Opłakać brata, u którego boku stał już od momentu, w którym przyszli na świat: razem. Jakim okrutnym dowcipem losu okazało się to, że ręka, którą wyciągał na zgodę tyle razy; którą tyle razy wyciągał, by udzielić Nereonowi pomocy, była też tą samą ręką, która wbiła mu sztylet w serce?

Dobra mina do złej gry; tak można było określić nieco uszczuplony liczebnie orszak rodu Estren. Minęło kilka tygodni, ale dziur nie dało się załatać ot tak, po prostu. Lord Estren dumnie kroczył na przodzie pochodu; powiewał biało-zieloną peleryną, a pod haczykowatym nosem nie sposób było wypatrzeć uśmiechu, jedynie powagę i skupienie. Marcyl szedł u jego boku, dzierżąc szkatułę z wyrzeźbionymi dwugłowymi orłami na wieku, młodsza siostra tuż za nimi. Dziedzic. Tytuł tak niechciany, jak znienawidzony. Nie chciał przejść mu przez gardło, bo przecież zawsze należał do kogoś innego. Wciąż przyłapywał się na tym, że wypatruje w hołdującym tłumie Nereona; gdy nadleciał król z królową na smokach, odruchowo chciał znacząco spojrzeć w ciemne oczy brata; napotkał jedynie wzrok siostry, która pokręciła głową delikatnie, jakby chciała powiedzieć nie, Marcyl. Zaciskał więc palce na twardym drewnie z taką mocą, jakby chciał je skruszyć w dłoniach. Brakowało mu snu; uśmiech, na który silił się, gdy czuł na sobie cudze spojrzenia, mógł oszukać tylko tych, którzy go nie znali. Nie obejmował zmęczonych oczu, które Estren utkwił w siedmioramiennej gwieździe, umocowanej w oknie ponad tronem króla. Symbol unii; władzy i wiary. Tak jakby ktoś, kto miał na swe rozkazy olbrzymie, ziejące ogniem bestie, potrzebował pomocy bogów.
Marcyl szedł nie mniej wyprostowany niż ojciec. Jakby chcieli pokazać światu, że zdrada zadana z ręki najbliższego, nie była w stanie rzucić ich na kolana; nawet jeżeli strzaskane i zdradzone serce pławiło się w żalu. Bolesna zadra tkwiła jak sztylet w boku, a jednak szli; dywan zdawał się nie mieć końca. Ubrany odświętnie Marcyl, reprezentował sobą podobnie jak ojciec, siostra, kuzyni, wujowie i ciotki rodowe barwy; zieleń, srebro, czerwień. Co można rzec człowiekowi, który sprawował władzę dwa razy dłużej, niż sam Marcyl żył? Gdy stanęli przed obliczem Jaehaerysa i Alysanne, przyklęknęli na jedno kolano z szacunkiem, pochylając głowy.
Panie i pani nasza — przemówił lord Vernom Estren. Tubalny głos potoczył się echem po sali i odbił się od szeptów pozostałych rodów, które przybyły oddać cześć Królowi. — Wasze pokojowe i sprawiedliwe rządy trwają dłużej, niż niektórzy z nas kroczą po tym świecie. Nie każdy pamięta twą koronację, panie, ale niechaj każdy zapamięta obchody tego jubileuszu, na znak zjednoczenia, które przyniosłeś naszym ziemiom. Oby twoja potęga i mądrość przez kolejne pięćdziesiąt lat chroniły nas przed wojną i nieurodzajem. Klękamy przed twym obliczem, pochylając głowy, głosząc gotowość do wypełniania twoich rozkazów, dopóki to bogowie nie wezwą nas przed swój sąd — zakończył. Wraz z ostatnim słowem, orszak powstał, a Marcyl wszystkie siły skoncentrował na tym, by panować nad mimiką twarzy, gdy ojciec wspomniał o bogach, bo gorzki śmiech znowu chciał wydrzeć mu się z gardła. Tam jednak pozostał.
Przyjmijcie od nas te skromne podarki — dodał lord Estren. Gdy słowa te dotarły do Marcyla, otworzył wieko trzymanej szkatuły, prezentując wnętrze królowi i królowej. Młody Estren milczał; nie wypatrywał z niecierpliwością reakcji władcy, bowiem dałby sobie dłoń uciąć, że w królewskim skarbcu było na pęczki podobnych prezentów; liczył się jednak gest. Na ciemnozielonym materiale, wyszytym w dwugłowe orły, zostały złożone dwa, bogato zdobione puchary ze złota. Rzeźbione w misterne wzory, przywodzące na myśl smukłe smoki, których ogon owijał podstawę naczynia, a stworzenie wyglądało, jakby pięło się w górę, kładąc łeb na brzegu pucharu. Oczy bestii błyszczały szkarłatnym blaskiem, w którym odbijało się światło pochodni. — Niechaj służą wam, panie, jak najdłużej i przypominają o wdzięczności rodu Estren wobec Waszej Wysokości, króla Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, Władcy Siedmiu Królestw. Niech żyje król! — Zakończył spokojnym tonem dziedzic, kontynuując niejako słowa ojca. Marcyl zamknął szkatułę i odłożył na stos podarków. Gdzieś po głowie tłukło się niczym ptak w klatce złośliwe to miał być Nereon, ale Estren oddalił tę myśl. Ojciec powtórzył chóralnie wraz z resztą krewnych niech żyje król, po czym odeszli, by zrobić miejsce kolejnemu rodowi, chcącemu przypodobać się władcy. Marcyl o niczym nie marzył tak gorliwie jak o tym, by wreszcie stąd zniknąć. Zamiast tego jednak zajął przeznaczone dlań miejsce i wbił wzrok w pierścień z symbolem rodu na palcu. Zaczął obracać go w zamyśleniu.
Re: Wielka Sala
Wto Lip 23, 2019 4:16 pm Re: Wielka Sala
Fortuna
Fortuna
188
The member 'Marcyl Estren' has done the following action : Rzut kością


'Setka' : 95
Re: Wielka Sala
Sponsored content

Skocz do: