Karczma "Kobyłka u płotu"
Nie Sie 18, 2019 5:56 pm Karczma "Kobyłka u płotu"
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Nieszczególnie duża, upchnięta w jedną z bocznych uliczek karczma, która swoją nazwę zawdzięcza naturalnych rozmiarów drewnianej figurze konika przywiązanego do krzywego, drewnianego płotka. Tawerna znana jest głównie mieszkańcom Królewskiej Przystani, przeto każdy przybysz spoza miasta zwykle dowiaduje się o jej istnieniu przez przypadek. Jednopiętrowy, niski budynek o czerwonym daszku i brązowej fasadzie nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród otaczających go budynków, jedynie szyld oraz drewniana rzeźba wskazują na jego istnienie. W karczmie podają niewyszukane, chociaż nieszczególnie rozcieńczone trunki: kwaśne wino, ciemne ale i gulasz o mięsie nieznanego pochodzenia.
Re: Karczma "Kobyłka u płotu"
Nie Sie 18, 2019 5:59 pm Re: Karczma "Kobyłka u płotu"
Gość
avatar
Gość
30. dzień, IV. księżyc, 98 rok po Lądowaniu

Szynkwasy Królewskiej Przystani pękały w szwach, każdej nocy wypluwając na ciasne ulice miasta dziesiątki, jeśli nie setki zapitych pysków i pozbawionych ładu kończyn. Zalani w sztok goście, którzy do stolicy przybyli z dosłownie każdego zakątka Siedmiu Królestw i jednego księstwa, niejednokrotnie padali tam, gdzie zdołały ponieść ich nogi – zwykle niezbyt daleko od wodopoju. Choć noc wciąż była młoda, a przesuwający się ku pełni księżyc uśmiechał blado z usianego gwiazdami firmamentu, na bruku zalegali co mniej wytrwalsi towarzysze pijackiej niedoli, zmuszając dziedzica Złotego Zęba do kluczenia. Dwie z poprzednich karczm, gdzie osuszył siedem (razy dwa) kufelków ciemnego ale okazała się rozczarowująca. Niesamowity ścisk, brzydkie kurwy, rozcieńczone piwo, jeszcze więcej brzydkich kurew – bardziej zniesmaczony niż pijany krążył wraz z trzema kompanami od drzwi do drzwi, od okienka do okienka, raz po raz przekonując się, że tawerny są przepełnione, zwłaszcza dla człeka rozmiarów Lefforda. Dopiero wieść o pewnym przybytku o jakże skocznej nazwie Kobyłka u płotu, do której wedle mieszkańców stolicy nieoficjalnie dodawało się dalszą część nazwy – dupa do łomotu – skusiła dziedzica Złotego Zęba do podjęcia ostatniej próby kulturalnego spicia się do nieprzytomności. Wkraczając do dusznego, przesyconego wonią alkoholu wnętrza nie pożałował. Jeden ze stołów wciąż był wolny, a szynkwas, zaskakująco czysty jak na standardy Królewskiej Przystani, okupował zaledwie jeden mężczyzna. Leffordowi wystarczyło jedno spojrzenie na wyprostowane plecy, złotą koronę włosów i władczo zadartą głowę, aby nawet od tyłu poznał człowieka, z którym przyszło mu skrzyżować drogi tej nocy. Pięć długich, ciężkich kroków doprowadziło go do celu, jednak zamiast uprzejmego powitania nadeszło pochylenie się nad okolonym blond włosami karkiem i niespodziewany cios.
Ciężkie łapsko pomknęło na spotkanie pośladkom, które, jeśli wierzyć co bardziej pikantnym plotkom na Zachodzie, były twardy jak orzech i jak orzech trudne do otworzenia.
Zgubiłaś się, księżniczko? – ciche plask, z jakim dłoń spoczęła na lannisterskim zadzie przekonało dziedzica Złotego Zęba, że w każdej plotce jest ziarno prawdy – w tym przypadku był to cały worek. A nawet dwa. – Sam tak daleko od Lannisportu? Stolica to niebezpieczne miejsce dla złotowłosych skarbeńków – biegnąca przez połowę twarzy blizna zmarszczyła się brzydko, kiedy Jeremy odsłonił zęby w uśmiechu, opierając lewym ramieniem o kontuar. Rękę cofnął, nim ktokolwiek z mocno podpitej kompanii zauważył ten gest, ale fakt był niezaprzeczalny: właśnie klepnął wielkiego, wiecznie skwaszonego Tiona Lannistera w dupę.
I nikt mu tego nie odbierze!


Ostatnio zmieniony przez Jeremy Lefford dnia Nie Sie 18, 2019 7:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Karczma "Kobyłka u płotu"
Nie Sie 18, 2019 7:17 pm Re: Karczma "Kobyłka u płotu"
Gość
avatar
Gość
Nie miało większego sensu tkwić samotnie w łóżku i oczekiwać, aż kręgosłup osiągnie kąt prosty, a natrętne myśli opuszczą oddalony o setki mil Lannisport. Nocą w Królewskiej Przystani nieustannie rozbrzmiewała muzyka, fałszywie wyśpiewywane stare pieśni o dawno umarłych bohaterach i ludziach, których zabili. Kiedy wraz z dwójką strażników zanurzył się w mroku późnego wieczora, do kakofonii dźwięków dołączyły bełkotliwe śmiechy mieszkańców miasta oraz przybyłych na obchody jubileuszu gości, którzy upijali się do błogostanu absolutnej nieświadomości. Polecona przez jednego ze stołecznych żołnierzy karczma nie budziła szczególnego entuzjazmu w Lannisterze, ale było za późno na poszukiwania lepszego miejsca – pełen sceptycyzmu wkroczył w duszne odmęty tawerny, natychmiast kierując się do kontuaru. Nie-alkohol w podobnych przybytkach bezpieczniej zamawiało się osobiście, jak gdyby powierzenie sekretu trzeźwości karczemnej dziewce zakrawało o niewyszukaną obelgę. W okolonych zmarszczkami oczach polewającego trunki staruszka zabłyszczała niepewność, gdy Tion zażądał wody z odrobiną wina; kiedy karczmarz odwracał się po dzban, spomiędzy bezzębnych ust padło słowo  sugerujące, dość niestosownie, że jego nowy klient jest głupią cipą.
I chyba naprawdę nią był: kiedy masz dość pieniędzy, niezbyt szpetną twarz i odpowiednie nazwisko, to zwykle tobie przypada rola klepiącego w pośladki.
Nigdy na odwrót. Zwłaszcza w karczmach.
Zęby łupnęły o brzeg uniesionego do ust kielicha, z którego pod wpływem ciosu chlusnęła skandaliczna mieszanka wody oraz wina. Na karmazynowym wamsie wykwitła pokaźna, ciemniejsza od materiału plama, a Lannister przez pełny trwogi moment był pewien, że wraz z nienaruszalnością własnych pośladków stracił przednie zęby. Zaraz ci skopię dupę, którą masz na gębie, ty próżny krowi sługusie, pomyślał z zimną precyzją, odstawiając na kontuar opróżniony do połowy kielich. Dopiero głos i oszpecona pociągłą blizną twarz intruza ocuciły zapał Tiona: w innych okolicznościach nie zastanawiałby się długo nad łamaniem intruzowi nosa.
W przypadku dziedzica Złotego Zęba łatwiej było złamać własną pięść i kilka innych kości ręki.
Lefford, Leffordty przerośnięta kurwo, podsunął usłużnie umysł – Żadna część królestwa nie jest bezpieczna, kiedy po niej krążysz – rozgryzł w ustach kolejne przekleństwo, przenosząc wzrok na idiotycznie wyszczerzonego mężczyznę. Jeremy nigdy nie wyglądał przyjaźnie, zwłaszcza z licem przeciętym głęboką bruzdą, zupełnie jakby dupa zwisała mu na połowie twarzy.
Dzisiaj bez pana? Reyne spuścił cię ze smyczy czy sam się zerwałeś? – nie miał wyjścia, jak tylko bardziej się nachylić, znacznie bliżej niż miał ochotę. Z tej odległości czuł gorący bijący od Lefforda odór alkoholu. Z tej odległości mógłby go pocałować. Z tej odległości widział tylko swój zniekształcony, nieprzekonujący uśmiech odbity w martwej tęczówce ciemnych oczu. – Postaraj się nie zapłodnić żadnej suki – pocieszająco poklepał dziedzica Złotego Zęba po ramieniu, tak jak klepie się psa, który dawno stracił wzrok i któremu z sentymentu czasami rzuca się kość.
Odkąd delegacja z Castamere dotarła do stolicy, po mieście błądzi wystarczająco wiele kundli.
Odsłonił zęby w jednym z najbardziej ujmujących uśmiechów, które widziało to miejsce, a później – bardzo powoli, bardzo rozmyślnie – pociągnął łyk zabarwionej winem wody, wszystko po to, by splunąć nią wprost pod nogi Lefforda.
Napij się, psie.
Re: Karczma "Kobyłka u płotu"
Sponsored content

Skocz do: