Her breath began to speak
Sro Lip 24, 2019 9:26 pm Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość

« Her breath began to speak
As she stood right in front of me
The colour of her eyes
Were the colour of insanity »


Data i miejsce: 13 dzień II księżyca, 98 r PP. Droga na Zachód




Z oberży wyjechał w pośpiechu dwa dni temu. Gryzelda nadal myślała, że cnotę straciła z zacnym rycerzem zwanym Marcylem Estrenem i czekała na rychły powrót ukochanego. Ojciec przetrzepał jej skórę jak jeszcze nigdy, mimo to była pełna nadziei tak bardzo, jak bardzo stary zapamiętał sobie nazwisko absztyfikanta i łotra. Miał szczęście głupiego.
Początkowo podróż mijała szybko - im dalej od oberży tym było lepiej. Z czasem zwolnił, gdy już upewnił się, że nikt za nim nie jedzie. Samotna podróż nigdy nie zaliczała się do najlepszych pomysłów, niekiedy jednak nie dało się inaczej. Przez kilkanaście godzin towarzyszył Lockwoodowi nie tylko kary rumak Altivo, ale i lutnia, oraz układana w drodze przyśpiewka o Gryzeldzie i jej dużych piersiach, która z czasem przekształciła się w balladę o mijanych po drodze drzewach i polanach. Gdzieś pomiędzy słowa wplotła się nostalgia i wspomnienia tego, co było. Obrzydliwie nieprzyjemna Północ i jeszcze gorsze paskudztwa, które kryły się za Murem, dzikusy z gór, dzikusy ze wsi oraz dzikusy z Wysp. Wspomnienia dawnych druhów, którzy już nie stąpali po tym świecie. Wielu z nich było lepszych od Jacinthe po stokroć, z czego zdawał sobie doskonale sprawę. Pamiętał imiona wszystkich.
Lekka zbroja, którą miał na sobie nie grzała specjalnie. Pozostawała peleryna z kapturem izolująca od zimna. Nocą zostawało Lockwoodowi jedynie to i jakieś marne ognisko, które rozpalał.
Tej nocy był nieuważny. Dał się zaskoczyć i złapać dwóm obwiesiom i rzezimieszkom. Na nic zdał się młynek, który sprawnie wywinął mieczem - jednym, bo drugi upuścił kiedy dostał buzdyganem. Nienawidził buzdyganów z całego serca. Zdołał mocno okaleczyć jednego z oponentów gdy z ciemności wyłonił się trzeci raniąc go w bok. Zdołał uskoczyć nim ostrze zabrnęło zbyt głęboko. Koń, nie do końca spłoszony, stanął dęba, zarżał i pomknął między drzewa. W tej samej chwili Jacinthe dostał w głowę. Ciemność od nocy ciemniejsza spowiła jego oczy i umysł chwilę po tym jak upadł na ziemię. Obrócili go na plecy i zabrali sakwę z pieniędzmi. Nie czuł tego, stracił przytomność.
Re: Her breath began to speak
Sro Lip 24, 2019 11:14 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Niepokój wyrwał ją ze snu a ciemność zalegająca w izbie, nie pomagała się uspokoić. Myśli krążyły wokół pytań o kolejny dramatyczny sen, ale żaden obraz nie chciał wyłonić się z pamięci. Irri przez dłuższą chwilę walczyła z pokusą położenia głowy na poduchę i pragnieniem podniesienia się z łóżka. Cisza za oknem zapraszała do spoczynku, ale koc został odrzucony i kobieta postawiła stopy na drewnianej podłodze. Czarny kot mruknął i wskoczył na kolana właścicielki, która przygarnęła ją do piersi i wstała z miejsca. Musiała wyjrzeć za okno i na własne oczy przekonać się, że cała okolica nadal śpi. Cień konia, który przeciął drogę za płotem, szybko dał do zrozumienia, że coś jest nie tak.
Słońce leniwie zaczęła wychylać się zza horyzontu, gdy Irri stanęła na ścieżce za domem i spojrzała w ślad za starym psem, który ledwo już szczekał, ale był na tyle mądry, by zwrócić uwagę swojej pani. Szczelnie otulona starą chustą, Irri ruszyła za psem, który obracał się do niej co kilka kroków w obawie, że nie nadąża.
- Na bogów. - Rzuciła do starego przyjaciela, gdy jej oczom ukazało się ciało leżące pod drzewami. Przyspieszyła kroku i dopadła do nieszczęśnika, który wyglądał jak siedem nieszczęść. Cud, że jeszcze oddychał! Próba ocknięcia nieznajomego, spełzła na niczym a Irri załamała ręce na myśl o zaciągnięciu go do chaty.
Ciało rycerza, złożono na łóżku dzięki pomocnym dłoniom. Jednak nikt poza Irri nie był gotowy tracić czasu. W pojedynkę, przypominała sobie rady przybranej matki, dzięki której nauczyła się opieki nad rannymi i niedomagającymi.
Lekka zbroja została zrzucona na podłogę, podobnie jak zakrwawiona odzież. Zmuszona do rozerwania jej w celu dotarcia do ran, Irri odsunęła krępacje na bok i skupiła się na opatrzeniu oraz przemyciu ran.

Płomień świecy rozpraszał mrok w izbie, w której zapanowała cisza. Irri przestała kręcić się po pomieszczeniu i wyczerpana, przysiadła na krześle obok łóżka. Nawet nie wiedziała kiedy zapadła w głęboki sen, oczekując na przebudzenie się nieznajomego.
Re: Her breath began to speak
Sob Lip 27, 2019 7:19 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Przeleżał pod drzewem całą noc. Altivo, który odważnie i lojalnie uciekł w gąszcz lasu w trakcie draki skubał teraz kępkę trawy rosnącą nieopodal wyglądającego jak siedem nieszczęść nieprzytomnego, pechowego nieszczęśnika. W swym nieszczęściu miał jednak tę odrobinę farta - bandyci mogli go zabić, ale tego nie zrobili. Miecz rycerza leżał pomiędzy liśćmi przy zgaszonym już, niewielkim ognisku, podobnie jak lutnia. Okradli go jedynie z godności i pieniędzy.
Spał długo, nie budząc się ani podczas taszczenia przez las, rzucania na stary i zużyty siennik czy rozbierania. Nie ocucił go nawet zapach krowiego łajna jaki otaczał małą wioseczkę, do której go zabrano. Od czasu do czasu jedynie wydawał z siebie krótkie stęknięcie oznajmiające zajmującej się nim kobiecie, że jeszcze żyje. Zbroja wylądowała na podłodze, obok niej oręż i rozdarte ubrania.
Śnił. O dalekich podróżach, statku i rzyganiu podczas rejsu do Besos. Olbrzymach większych niż drzewa, zielonych i szumiących cicho trawach pod błękitnym niebem. O wielkim murze odgradzającym Północ od reszty cywilizacji. Szedł ciemnym tunelem oświetlanym przez pochodnię, spadał w nieskończone czeluści by wpaść w morze najznamienitszego wina podawanego na dornijskich stołach. I o jędrnych cyckach.
Obudził go paskudny ból głowy spowodowany ciosem, jaki otrzymał. Przeżył dlatego, że łeb miał tak twardy, jak zakuty. Zmarszczył brwi, zacisnął powieki i zajękolił głośno i w cierpieniu. Otworzył oczy i rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu. Zerwał się po chwili, zbyt jednak gwałtownie niżli powinien. Pulsujący ból powędrował od skroni aż po potylicę. Sapnął aż i dotknął dłonią czoła i reszty twarzy. Dopiero wtedy gdy fala bólu minęła rozejrzał się Jacinthe wokoło. Chata, w której się znajdował była biedna, ale zadbana. W powietrzu czuć było zapach tlącego się paleniska. Obok, na stołku, siedziała jasnowłosa dziewczyna. Częściowo opierała się o siennik, pogrążona we śnie. Kręcone, rozczochrane włosy w kolorze zbożowych łanów zakrywały jej twarz. Przyglądał się jej przez chwilę by w końcu powoli usiąść, a następnie spróbować wstać. Coś szarpnęło go w boku, zakuło przeokrutnie. Krzywiąc się z bólu dotknął materiału, prowizorycznego bandaża, którym był owinięty. Wszystko sobie przypomniał. Obrzydliwych rzezimieszków i to, że jeden z nich dźgnął go paskudnie. Miał już kilka podobnych blizn, za każdą kryła się dłuższa bądź krótsza historia. Wstał ostrożnie i tak cicho jak tylko potrafił - doświadczenie w tym miał niemałe. Westchnął, bo był rozebrany a następnie usiadł ponownie, bo zakręciło mu się w głowie. Zauważył stojącą w kącie lutnię. A więc i jej się udało przetrwać noc.
Re: Her breath began to speak
Nie Lip 28, 2019 1:45 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Podłoga zaskrzypiała pod stopami mężczyzny, a łóżko zachrobotało o ścianę, pod którą stało. Drewno dawno nie znosiło takiego ciężaru, zwykle goszcząc tylko chudą dziewczynę, ważącą tyle co nic. Irri nie zbudziło podniesienie się rannego gościa, spała dalej, zbyt zmęczona dodatkowym obowiązkiem, które na nie spadło. Kot zamiauczał w kącie, wielkimi błyszczącymi ślepiami obserwując intruza. Jego ogon miarowo przeskakiwał z prawej strony na lewą, cicho uderzając w stół.
Zza ściany dochodziło kwiczenie świń, które nie chciały jeszcze udać się na spoczynek, oddając zaczepkom i dojadaniu ziemniaków oraz jabłek, które zostały im z popołudniowego posiłku. Gdzieś w oddali zahukała sowa a Irri poderwała głowę, gdy Jacinthe znowu usiadł na łóżku. Spojrzała na niego trochę zaspana, ale szybko odzyskała przytomność i podniosła się z krzesła.
- Nie wstawaj. - Rzuciła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zmarszczyła brwi i nachyliła się nad mężczyzną. Dotknęła jego ramienia i zdecydowanym ruchem zmusiła go, żeby się położył. - Nie wstawać, jeśli nie pozwolę. Rana świeża, jeśli znowu się otworzy, mogę nie powstrzymać krwawienia. Chcesz tego? - Spojrzała na niego karcąco i pokręciła głową. Przesunęła spojrzeniem po jego nagim torsie i przez chwilę patrzyła na opatrunek. Odsunęła się, gdy nie dostrzegła niczego niepokojącego.
- Spragniony? - Zapytała i podeszła do stołu, na którym znajdował się gliniany dzban i dwa kubki. Kot podskoczył do właścicielki i z mruczeniem przesunął się obok jej ręki. Wymusił krótkie pieszczoty, nim Irri napełniła kubek wodą i wróciła do Hiacynta. Usiadła obok mężczyzny i podsunęła naczynie do jego ust. Ostrożnie pomogła mu się napić i nie pozwoliła, żeby zrobił to sam, jeśli tylko przyszło mu to do głowy.
- Co się wczoraj stało? - Była ciekawa, czy nie pożałuje, że pomogła nieznajomemu. Odsunęła się ponownie, gdy mężczyzna zaspokoił swoje pragnienie. W oczekiwaniu na odpowiedź, odstawiła kubek i sięgnęła po kociołek, który powiesiła nad paleniskiem. Zapach kapusty i ziemniaków wkrótce ogarnął całe pomieszczenie. Irri zamieszała w kociołku i dorzuciła do niego grzyby, pieczołowicie pilnując skromnej kolacji, którą miała poczęstować swojego niecodziennego gościa.
Re: Her breath began to speak
Nie Lip 28, 2019 5:20 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Spojrzał na nią zaskoczony tonem jaki obrała. Postanowił zrobić jak zażądała, z resztą nim cokolwiek zadecydował już przyciskała go z powrotem na siennik. Jasne loki załaskotały jego twarz gdy się pochylała. Pachniała mieszanką jakichś ziół i sadzą. Gotów był przysiąc, że i kapustą. Spojrzał w duże, niebieskie oczy kobiety; w tej chwili jakby rozgniewane tym, że w ogóle ośmielił się podnieść. Zakręciło mu się w głowie. Rana znów zabolała gdy opadł na materac. Miała rację, wolałby, żeby nie otworzyła się na nowo. Krwotok to ostatnie, czego by teraz chciał.
– Gdzie jestem? – zapytał. Głos miał przyjemny dla ucha, choć nieco zachrypnięty, za czym stało wyschnięte gardło i długi brak przytomności. Wzrok Jacinthe prześlizgnął się po stojącej w kącie drewnianej skrzyni, na której poustawiane były gliniane naczynia i świece. Przez stołek znajdujący się kawałek dalej przewieszona była płachta materiału, być może jakaś sukienka, albo inne prześcieradło. Zwrócił i uwagę na kota, myszołapa, który ze swoją kocią gracją i lekkością wskoczył na stół by otrzeć się o drobną dłoń właścicielki. Na pytanie skinął tylko głową. Chciał sam wziąć kubek, ale mu nie pozwoliła. Dostrzegać w końcu zaczął plusy całej sytuacji. Zajmowała się nim urokliwa dziewka, a on sam nie musiał robić nic poza leżeniem. Domyślał się, że później pewnie będzie oczekiwała zapłaty tak samo jak domyślał się, że nie ma sakwy z pieniędzmi. Odsunął ten problem na później.
– Koń? – zapytał chwytając wątły nadgarstek. Nie mocno, żeby się nie wystraszyła. Miał nadzieję, że poza lutnią i mieczami ostał mu się jeszcze Altivo. Nie był to co prawda koń marzeń, jednak towarzyszyli sobie od kilku ładnych lat i zdążyli do siebie przyzwyczaić. Puścił, kiedy uzyskał odpowiedź. Dopiero wtedy zorientował się, że zapach kapusty dobywa się nie z kobiety a z zawieszonego nad paleniskiem kociołka. Przełknął ślinę zdając sobie sprawę z kolejnej rzeczy – był głodny. Marzyła mu się porządna pieczeń w sosie i winogrona na deser. Nie zamierzał wybrzydzać.
– Ot, napadli mnie i tyle – odparł po dłuższej chwili milczenia. – Pięciu na jednego to zły układ - rzezimieszków wcale tylu nie było jednak uznał, że taka wersja historii zabrzmi dużo lepiej. Trzech to też nie mało, jednak zachciało mu się pozgrywać bohatera. Opowiedział też, jak poradził sobie sprawnie z dwoma, wplatając w historię nieco prawdy, a nieco bajki. Jak już zwilżył gardło, to język mu się rozplątał. – Raniłem i trzeciego, ale czwarty był wielki i barczysty, a łapsko miał ciężkie jak niedźwiedź.
Re: Her breath began to speak
Nie Lip 28, 2019 8:26 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Jacinthe miał szczęście, że jego koń był tak wiernym druhem i sam powrócił na miejsce upadku rycerza. Miał też szczęście, że Irri poczuła się w obowiązku zająć nie tylko rannym mężczyzną, ale też jego wierzchowcem. Lockwood dowiedział się, że jego koń spędza noc w zagrodzie, napojony i nakarmiony. Mimo, że Irri sama nie miała zbyt wiele, chętnie podzieliła się wszystkim co miała z potrzebującymi. Tak jak niegdyś i ona otrzymała wikt oraz opierunek od zupełnie obcych osób, którzy chcieli stworzyć jej ciepły dom.
Słuchała mężczyzny, przyprawiając potrawę jakimiś ziołami. Zapach z kociołka był coraz bardziej smakowity, ale Irri nie przestała dorzucać do niego inne dodatki. Zanim rycerz zakończył swoją opowieść, kolacja była gotowa. W rękach wiejskiej gospodyni znalazła się misa, którą wypełniła porcją kapusty z ziemniakami. Nie żałowała, podejrzewając jak bardzo mężczyzna musi być głodny. Tworzenie bajek, wychwalających swoją osobę, potrafiło zmęczyć.
- Miałeś szczęście, że cię znalazłam. Nie każdy tutaj jest chętny do pomocy obcym. - Powiedziała i wróciła na miejsce obok rycerza. Dłonią odgarnęła włosy z policzka, żeby nie jadł ich razem z kapustą. Odsłoniła tym samym swoją bliznę, na którą padło światło świecy.
- Co robisz w tych okolicach? Główne trakty tędy nie biegną. Zgubiłeś się? - Zapytała i spojrzała na Jacinthe, jakby chciała to wyśmiać. Ale zamiast tego, nabrała łyżką ziemniaków i podsunęła ją do ust mężczyzny. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy grzecznie dał się nakarmić. Nie potrzebowała jeszcze utrudnienia w postaci dumnego, niezależnego mężczyzny, który chciałby się upierać przy samodzielnym posiłku.
Po części znudzona samotnością, znalazła jakąś odskocznię w tej niespodziewanej opiece nad rannym mężczyzną. Nie miała zbyt wielu rozrywek, po wypełnieniu codziennych obowiązków. Dlatego też była ciekawa kim jest nieznajomy. Tym bardziej, że rzadko widywała rycerza, który jeszcze lutnie ze sobą woził.
Re: Her breath began to speak
Pon Lip 29, 2019 12:40 am Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Doceniał hojność i dobroć młodej wieśniaczki, która nie tylko uratowała mu życie, ale i opatrzyła rany. Tak samo jak doceniał fale burzy jasnych włosów i błękit dużych oczu. Długi nos z delikatnie odznaczającym się garbkiem, a także pełne usta. Zakochiwał się szybko i łatwo, i tak też stało się tym razem. W nikłym świetle świecy wydała mu się wyjątkowo urodziwa oraz eteryczna. Subtelna, krucha i delikatna, choć wiedział doskonale, że wieśniaczki wcale a wcale takie nie są. Inna od Gryzeldy, o której wspomnienie porzucił już w momencie gdy uciekał przez okno z oberży. Serce nie sługa, pomyślał czując, że mu ta nowa miłość już dodaje skrzydeł.
Zaburczało mu w brzuchu, toteż odłożył swe szczere uczucia na bok by pozwolić się nakarmić. Był tak głodny, że zjadłby nawet świnię z racicami. Dopiero gdy przełknął pierwsze kilka łapczywych kęsów prostego dania zauważył szramę szpecącą jasny policzek. Nie zraziło go to ani odrobinę, bowiem zakochał się na zabój, na cały najbliższy tydzień. Dostrzegać zaczął również jakieś nici przeznaczenia, które go tu przywiodły by mógł spotkać właśnie tę kobietę. Być może to był po prostu krótkotrwały skutek ciosu, jaki otrzymał w głowę, jednak gotów był dać się pokroić zaprzeczając temu ile tylko tchu w piersi.
- Tędy było szybciej - stwierdził. Na Dziewicę, to do ciebie jechałem, choć nie mając pojęcia! pomyślał i zjadł jeszcze kapusty z ziemniakami, bo mu wyjątkowo posmakowało.
Spędził w chatynce Irri kilka dni, póki nie doszedł do siebie a rana boku nie zasklepiła się na tyle, by mógł spokojnie podjąć dalszą podróż. Następnego dnia był w stanie poruszać się samodzielnie i ani w głowie mu było słuchać poleceń kobiety, że winien leżeć.
- Nie mam jak zapłacić ci za gościnność. Mogę jedynie pomóc w pracy - przyznał szczerze. I pomagał, choć nie prosiła o wiele. W świetle dnia wyglądała inaczej niż minionego wieczoru. Blizna tak samo jaśniała na policzku jak wtedy. Gdy zaszło słońce sięgnął do kąta po samotną lutnię i przysiadł na stołku by ją dostroić. Nostalgiczna piosenka, którą zaczął wcale nie miała nostalgicznej melodii. Skoczną, wesołą - owszem.

Przemierzałem o świcie doliny
Spowite gęstą mgłą.
Przemierzałem o świcie pustynie
gorące i duszne.
Przemierzałem o świcie północne ścieżki
samotne aż żal.
Nie spoglądałem za siebie
bo za mną nie było już nic.
Och, wracaj do domu,
bo właśnie nadchodzi lato!
Spójrz za siebie,
To właśnie tam wszystko jest.
Przemierzyłem północne ścieżki,
przemierzyłem pustynie i doliny.
Moje serce się radowało.
Och witaj w domu,
nadeszło już lato.

Re: Her breath began to speak
Wto Lip 30, 2019 12:15 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Nieświadoma uczuć, jakie trafiły serce jej gościa, sama pragnęła podchodzić do niego z rezerwą. Ciekawość była jednak silniejsza i Irri nie mogła powstrzymać pragnienia poznania nieznajomego, którego los sprowadził do jej chaty. Lockwood nie był pierwszy, którym miała okazję zajmować się w potrzebie. Różniło go tylko pochodzenie i status, bowiem Irri mogła się domyślać, że nie ma do czynienia jedynie z pierwszym lepszym rycerzem. Mogła się mylić, oczywiście, ale chyba przez wzgląd na spojrzenie, którym Jacinthe zaczął ją darzyć, w głowie zaroiło się jej od domysłów i myśli.
Dbała o Lockwooda jak o drogiego towarzysza, ale nie każdy z mieszkańców wioski darzył go podobnym stosunkiem. Stare baby zaglądały z ciekawością, pomieszaną z lękiem. Najbliższy sąsiad Irri, łypał na niego z nieufnością, gdy od czasu do czasu pojawił się w drzwiach i wymieniał z dziewczyną kilka słów oraz pakunków. W zamian za miskę gorącej zupy, dostarczał jej produkty, dzięki którym warzyła posiłek dla ich trójki.
- Nie pomogłam ci dla zysku. - Powtarzała, gdy Jacinthe tłumaczył się brakiem środków, którymi miałby spłacić dług wdzięczności. Irri nie potrzebowała pieniędzy. Nic jej po nich w takiej wiosce, gdzie kwitnął handel wymienny. Do miasta nie wyjeżdzała i nie planowała, mimo snów, które czasem zabierały ją w ciasne uliczki, otoczone wysokimi murami. Dusiła się między nimi i z siennika zrywała zlana potem oraz wystraszona.
Pieśni Jacintha przeganiały koszmary i Irri szybko zauważyła, że lepiej się jej po nich śpi. Uśmiechała się przy nich do siebie, słuchając pięknego głosu nad nowym odzieniem dla barda, stworzonym z koszuli i spodni po swoim ojcu.
- Gdzie teraz wyruszysz? - Zapytała, gdy zostawiła w końcu szwy i wiązania. Może strój nie był idealny, ale mężczyzna nie musiał się martwić w czym wróci do domu.
Irri z kąta chaty wyciągnęła butelkę, zachowaną na specjalne okazje i podsunęła Hicyntowi kubek ziołowo-korzennego trunku. Zdawawała sobie sprawę, że jutro albo pojutrze przyjdzie pożegnać mężczyznę i poczuła, że może zatęsknić.
Re: Her breath began to speak
Pią Sie 02, 2019 5:31 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Przez cały swój pobyt w domu Irri robił do gopodyni maślane oczy. Nie grymasił gdy gotowała proste obiady choć nie raz zdarzyło mi się zaglądać w zęby darowanemu koniu. Siedząc na sienniku i przygrywając na lutni wodził spojrzeniem za krzątającą się po chatynce kobietą. Nic sobie nie robił z podejrzliwych spojrzeń sąsiadów, z którymi z resztą ani trochę się nie spoufalił. Spoufalił się za to z samą Irri.
Jednej z nocy zbudził go jej krzyk. Krótki, urwany gdzieś pomiędzy jawą a snem. W pierwszej chwili myślał, że ktoś najechał na wioskę i przyjdzie mu zginąć w wyjątkowo nieciekawym miejscu. Szybko jednak zorientował się, że nic takiego nie ma miejsca. Wokoło panowały ciemności zmącone jedynie przez tę krótką chwilę gdy kobieta zrywała się z materaca. Musiał być środek nocy, na zewnątrz panowała cisza. Z pewnym wysiłkiem Lockwood podniósł się na nogi by podejść po omacku do wystraszonej, bladolicej i jasnowłosej. Potrzymał przez chwilę drobną dłoń, aż przestała drżeć.
- To tylko zły sen - powiedział cicho, niemal szepcząc do jej ucha.

Skończył grać i położył dłoń na strunach lutni by całkowicie uciszyć instrument. Pomyślał, że gdy stąd wyjedzie będzie musiał zatrzymać się w pierwszej lepszej oberży i spróbować wygrać w kości jakieś pieniądze. Nie zamierzał pojawiać się w Castamare z pustą sakwą; ba, bez sakwy! Podniósł na Irri spojrzenie gdy się odezwała.
- Do Castamare - odparł nim zdążył ugryźć się w język. Chciał powiedzieć, że na północ, ale zapomniał się. Niekiedy jęzor miał zwyczajnie zbyt długi i mielił nim zdecydowanie zbyt często. Uderzony jednak w głowę i serce miłością niczym młotem Lefforda zapomniał nawet przedstawić się cudzym imieniem, żeby uniknąć przyszłych kłopotów. Niewinność i czystość kobiety z wioseczki udzieliła mu się jak nigdy.
Odstawił lutnię w kąt, by opierała się gryfem o niewielką skrzynię. Wziął od niej kubek z ziołową nalewką muskając przy tym palcami drobną, delikatną dłoń. Był wysoki, smukły, toteż górował nad drobną sylwetką; jednak nie teraz, gdy siedział na stołku. Przytknął gliniane naczynie do ust by upić łyk trunku i z trudem powstrzymał kaszlnięcie. Napój był mocny i ostry w smaku jak topór nadwornego kata. Odchrząknął.
- Czekają tam na mnie.- Stała blisko, wystarczyło więc by wyciągnął rękę ażeby dotknąć oszpeconego blizną policzka. Odgarnął kosmyk niesfornych włosów za ucho kobiety. Wcale nie miał ochoty stąd teraz wyjeżdżać. Wolałby zostać na zawsze w tej chatynce, grzać się przy niewielkim palenisku i w wątłych ramionach Irri. Obserwował promyk słońca, który wkradł się przez szczelinę w ścianie i tańczył teraz po jasnej twarzy kobiety.
Re: Her breath began to speak
Pon Sie 05, 2019 10:00 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Głupia koza. Pomyślała o sobie, gdy złapała się na odczuwaniu nadziei. Pierwszy raz w życiu, dostrzegała coś, czego nigdy nie spodziewałaby się po samej sobie. Kilkudniowa obecność rannego rycerza, wypełniła jej świat i starą chatę. Zajęcia jakim mogła się oddać, wywołały w niej poczucie obowiązku i sprawiły, że znowu stała się potrzebna. Nie tak jak w przypadku rzadkich wizyt w domach innych niedomagających. Nie jak przy przybranych opiekunach.
Pojawienie się Jacinthe było ciekawą odskocznią od szarego, wiejskiego życia. Nie powinna, ale dziękowała bogom, że dostał w łeb tak mocno, aż spadł z konia. Nie powiedziałaby mu tego za żadne skarby. Podobnie jak nie wyjawiłaby nadziei, które się w niej pojawiły.
Rozczarowanie odpowiedziami ukuło niczym szpilka. Dotyk na policzku był niezwykle łagodny. Pocieszał po słowach i zamykał usta przed pytaniami na temat tych, którzy oczekiwali na dzielnego rycerza. Zatrzymywał w miejscu. Irri zapatrzyła się w oczy mężczyzny i uśmiechnęła się do niego.
- Brutus będzie tęsknił. - Odezwała się, gdy stary pies przyczłapał bliżej nich i opadł na podłogę, zmęczony tymi kilkoma krokami. Uderzył bokiem w nogę stołka, na którym siedział Hiacynt i zamknął ślepia, żeby uciąć sobie kolejną drzemkę. Irri odsunęła się, żeby także sobie nalać trochę mocnego trunku i uciec przed przyznaniem się do swych myśli.
Zakaszlała, gdy wlała sobie w gardło odrobinę napoju. Na twarz wypłynęły jej rumieńce, jeszcze mocniej podkreślając bliznę. Włosy znowu ją ukryły, gdy Irri poruszyła głową. Spojrzała na swojego gościa i łóżko, które zajmował.
- Powinieneś jeszcze odpocząć. - Stwierdziła, chociaż mało szczegółowo. Mogła mieć na myśli tylko tę noc, albo proponować pozostanie na dłużej. - Powinnam jeszcze raz zmienić opatrunek. - Powiedziała, biodrem oparta o stół. Odłożyła kubek i przesunęła spojrzeniem po Hiacyncie. Przyjrzała się mu, ciekawa jak bardzo chciałby znaleźć się już u celu swej podróży, ile wysiłku kosztowała go daleka podróż i co miał oznaczać ten delikatny gest na jej twarzy.
Re: Her breath began to speak
Wto Sie 13, 2019 1:10 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Byłby zapomniał o celu swojej podróży, gdyby nie zapytała. Miał ochotę zostać tu dłużej, wyzdrowieć na dobre, nocami spoglądać w jaśniejący księżyc i budzić się o świcie gdy zapieje kogut. Do tego ostatniego nigdy nie potrafił przywyknąć; był jednak gotów zmienić przyzwyczajenia, dla Irri.
Spojrzał na stare psisko układające się do drzemki przy nodze stołka, który zajmował i z nieukrywaną niechęcią pozwolił by kobieta odsunęła się od niego. Nie spuszczał z niej oka gdy krzątała się po chatynce. Widział i ten rumieniec, który okrył krąglutkie policzki i poczuł, że mógłby scałować go czule z twarzy drobnej kobiety. Upił jeszcze jeden łyk ziołowej nalewki, tym razem jednak przygotowany na jej ostry i cierpki smak.
Westchnął i odstawił kubek. Miała rację. Im szybciej rany się zaleczą, tym lepiej. Jeśli miał ruszać w drogę, powinien być w jak najlepszym możliwym stanie. Droga, jaką miał przed sobą nie była już daleka; być może nawet znalazłby w którymś momencie kompanów zmierzających w tym samym kierunku i przyłączył do nich. Podniósł się ze stołka ostrożnie, by nie zbudzić drzemiącego psiska i przeszedł na siennik, do twardości którego zaczynał się przyzwyczajać. Mimo to wciąż wolał bardziej miękkie posłania. Choć wiele podróżował, lubił miejskie wygody jak mało co. Ściągnął szorstką koszulę odsłaniając niewiele bardziej przyjemne dla skóry bandaże, jakimi go owijała. Po cichu cieszył się, że nie zawołała kowala by mu przypalił ranę rozżarzonym prętem, choć to pewnie znacznie przyspieszyłoby sprawę. Ciało Lockwooda nosiło już kilka takich blizn, śladów po potyczkach, w których brał udział; świadczących o profesji jaką się parał gdy nie wymyślał ballad i melodii wygrywanych na lutni.
- Gdybyś tylko mogła jechać ze mną – powiedział gdy usiadła obok. Ujął jej drobną i delikatną dłoń. Nie chciał się rozstawać z Irri i myśl o wspólnej podróży naprawdę pojawiła się w jego głowie. Upity był nie nalewką, jaką go poczęstowała a zauroczeniem jakie spadło na niego w przeciągu tych kilku dni. – Chciałbym tu zostać. Z tobą. Chociażby ten krótki czas, tonąc w twoich oczach. Utonąć mógłbym w tych po stokroć i tonąć jeszcze, i jeszcze...!

Re: Her breath began to speak
Wto Sie 20, 2019 9:41 pm Re: Her breath began to speak
Gość
avatar
Gość
Obserwowała Hiacynta, gdy zmieniał miejsce i przechodził na siennik. W jego ruchach czaił się ból, który jeszcze mu doskwierał i którym nie chciał się z nią dzielić. Rozumiała to i dumę, którą posiadał. Nie chciał być udręką i dzielnie znosił pielęgnację, która nie zawsze mogła być delikatna. Mimo, że Irri bardzo starała się nie przysporzyć mu dodatkowych cierpień. Dziś było łatwiej niż przez pierwszą dobę.
Misa z naparem z ziół i czysty materiał, zostały złożone na stołku obok łóżka. Irri przysiadła obok Hiacynta i uśmiechnęła się do niego, gotowa uwolnić go z opinającej warstwy opatrunku. Jednak ta niezwykła atmosfera zbliżającego się pożegnania, nie pozwoliła tak spokojnie dotknąć męskiego ciała. Nim Irri się odważyła, jej dłoń została zamknięta w dłoniach Hiacynta. Gest ten wywołał przyjemny dreszczyk i rumieńce na twarzy młodej kobiety. Takie słowa wiele dla niej znaczyły, ale Irri wiedziała, że życie nie było takie proste.
- Mówisz tak każdej, która cię karmi? - Zażartowała, ale wstrzymała oddech, bo chciała usłyszeć, że Hiacynt tylko jej śpiewa i tylko ją podziwia. Wczoraj, dziś i jutro. Łasa na komplementy, jakimi nie posługiwał się żaden ze znanych jej mężczyzn, wpatrzyła się w Hiacynta jak w obrazek. Była pewna, że jeszcze nikt tak na nią nie spoglądał.
- Nie powinnam dawać ci nalewki, bo namieszała ci w głowie. - Miała nadzieję, że śmiałość Hiacynta nie wywołał trunek, ale sama chętnie napiłaby się więcej, żeby wyznać jak bardzo pragnie jego obecności w swojej starej, pustej chacie. Opuściła spojrzenie na ich złączone dłonie i uśmiechnęła się, ukrywając zawstydzenie, które mimo wszystko przebijało się przez zauroczenie, odczuwane coraz bardziej.
Re: Her breath began to speak
Sponsored content

Skocz do: