Karczma "Pod złotym smokiem"
Sob Lip 20, 2019 11:42 pm Karczma "Pod złotym smokiem"
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Ulokowana w pobliżu Placu Szewskiego karczma nie należy do największych w stolicy, lecz z całą pewnością może poszczycić się wyjątkowo dobrą opinią. Sama nazwa tawerny wskazuje, iż nie jest to miejsce dla portowych mętów oraz szemranych najemników przybywających do miasta; można dostać w niej wyjątkowo dobre trunki z Arbor, Dorne, a nawet Essos, przez co tutejsze ceny są znacznie wyższe niż w innych lokalach, w których można wychylić kufel taniego ale.
Klientela karczmy to najczęściej bogaci kupcy oraz dobrze sytuowani szlachcice, którzy podczas wizyty w stolicy Siedmiu Królestw mają ochotę wychylić kielich trunku, który nie przyprawi ich o rewolucje oraz skradzioną podstępem sakiewkę.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Sob Lip 20, 2019 11:48 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
20. dzień czwartego księżyca, 98 rok

Uroczystości z okazji jubileuszu władania króla zbliżały się nieuchronnie. Po spotkaniu z tajemniczą nieznajomą Aaron skoncentrował się na dotrzymywaniu towarzystwa swej rodzinie. Może i lubował się w uciechach cielesnych, lecz zawsze stanowiły one dla niego tylko rozrywkę. Szanował swą rodzinę, choć wielu dopatrywało się braku szacunku do żony w jego łóżkowych wybrykach. Zresztą zamiłowanie do rozkoszy dziedzica Białego Portu nie było przedmiotem publicznych dysput, a pojęcie o nich miała ledwie garstka osób z jego najbliższego otoczenia – z żoną na czele. Całe szczęście oboje traktowali swój związek na tyle profesjonalnie, iż byli w stanie oddzielić powinność wobec rodzin, własne uczucia i potrzeby. Cóż, może jednak zbyt wiele rozpasanego wschodu buzowało w żyłach panicza Manderly?
     Królewska Przystań z kolei obfitowała w przeróżne rodzaje uciech – nie tylko tych cielesnych. Aaron, choć trudno w to uwierzyć, brzydził się spółkowaniem uprawianym przez wiekszość mieszkańców Westeros. Dla niego łożnica była świątynią, a kochankowie – bez względu na ich ilość – akolitami, którzy w świętych splotach własnych ciał wznoszą modły do najstarszej i najpotężniejszej bogini wszystkich nacji. Z tego też powodu Aaron nie bywał w każdym przydrożnym burdelu, w którym mógł nabawić się swądu, robactwa czy też jeszcze gorszych rzeczy, a korzystał usług prawdziwych artystek i artystów na tym polu. Na Północy nie mógł raczyć się takimi przyjemnościami zbyt często, bowiem czasami miał wrażenie, iż do jego domu z Południa nie dolatują nawet najsilniejsze ptaki, więc co tu mówić o luksusowych prostytutkach. Miał co prawda żonę, z którą sypiał, lecz pewnych rzeczy Lynesse po prostu nie zaznała, toteż i on sam nie miał prawa tego od niej wymagać.

     Takie to rozmyślania towarzyszyły młodemu lordowi Manderly w powozie, który wieczorową porą sunął po ulicach Królewskiej Przystani, z pewnego domu uciech kierując się w stronę miejsca, w którym Aaron był umówiony z pewnym jegomościem. Przymknął oczy, starając się odrzucić od siebie kwiatowy zapach śniadej skóry piękności, która towarzyszyła mu przez ostatnich kilka godzin.
     Wnet powóz się zatrzymał. Przez niewielkie okienko Aaron zauważył mężczyznę, z którym miał się spotkać. Willem Reyne, bratanek jego żony, aczkolwiek ich relacja była bardziej jak relacja dwóch kuzynów, niż wuja z bratankiem. Aaron otworzył drzwiczki i szybkim gestem zaprosił chłopaka do środka.
     – Witam szanownego pana! – uśmiechnął się szeroko, gdy Reyne zajął już miejsce naprzeciw niego. – Gratulacje z okazji zaręczyn, nie miałem jeszcze okazji zrobić tego osobiście.
     Konie parsknęły i powóz ruszył, kierując się w ustalone wcześniej z woźnicą miejsce.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Nie Lip 21, 2019 12:51 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
20. dzień czwartego księżyca, 98 rok po Podboju

Królewska Przystań tętniła życiem tak, jak tętni nim dom uciech, kiedy słońce chowa się za dachami z rdzawych dachówek, a pierwsze światełka błyszczą w wysokich wieżach Czerwonej Twierdzy. Choć nad miastem zapadał zmierzch, stolica miała nie zaznać snu, ani tej nocy, ani przed wiele nadchodzących – goście z każdego zakątka Siedmiu Królestw wylegali na ulice, wprowadzając w stołeczne arterie nową dawkę życia.
Dziedzic Castamere dostrzegał w pozornym chaosie, w jakim pogrążyła się Królewska Przystań, znacznie więcej niż bezmiar ludzkiej masy; tam, gdzie był człowiek, istniała okazja do zarobku.
Tam, gdzie ludzi były dziesiątki tysięcy, pieniądze mnożyły się same.
Ten wieczór zapowiadał się przyjemniej niż kilkanaście poprzednich, które Reyne spędził nad księgami, wekslami i spisanymi nad dzbanem mętnego ale umowami; pozbawiony znamion obowiązku, przyjemnie obdarty z presji i spędzany w towarzystwie człowieka, który pieniądze cenił równie wysoko, co dziedzic Castamere.
Kogo moje oczy widzą! – odpowiedział uśmiechem na uśmiech, z trudem powstrzymując lekkie pokręcenie głową; dziedzic Białego Portu robił wszystko, by zasiać zamęt na i tak chaotycznych ulicach Królewskiej Przystani. Jego powozik zdołał przedrzeć się przez stołeczne bruki wyłącznie dlatego, że dzień chylił się ku końcowi. – Dziwnie wymawiasz słowo kondolencje, przyjacielu – odmruknął stłumionym głosem, czując, jak pierwsze ukłucie paranoi podstępnie wkrada się pod ciepłą skórę. Od wizyty w przytułku każde dziecko w oczach dziedzica Castamere było małym szpiegiem jego narzeczonej; nawet teraz – dostrzegając, jak bosy chłopiec przemyka pod ścianą tawerny – był pewien, że ten pędzi do panny Lannister z nową porcją świeżutkich plotek.
Dzban myrijskiego wina, dobrodziejko – rozparł się wygodnie na szerokiej, podbijanej miękkim materiałem ławie, posyłając zaskakująco czystej dziewce karczemnej jeden z najbardziej ujmujących uśmiechów, jakie w ofercie posiadał Reyne. – I drugi, nim zdołamy opróżnić pierwszy.
Złoty smok zaśpiewał słodko po spotkaniu z drewnianym blatem; błyszcząca moneta wciąż obracała się leciutko, kiedy dziedzic Castamere pochylił się nad stołem, teatralnie – nikt nie śmiałby odmówić mu talentu do dramaturgii – pociągając nosem.
Moja ciotka zmieniła perfumy czy to ty zacząłeś wonieć jak łąka?
Rozciągnął usta w uśmiechu komicznie kontrastującym z pozornie niezadowolonym marsem na czole; był ostatnią osobą, która mogła wytykać dziedzicowi Białego Portu jedną, dwie (lub siedem) wizytę w stołecznych przybytkach uciech. Najlepiej świadczyło o tym spojrzenie – jasne, upstrzone złotymi plamkami, roziskrzone od tłumionego rozbawienia – które powoli przesunęło się z twarzy Aarona na znacznie bardziej radosne widoki: uwięzione w zbyt ciasnym gorseciku piersi karczmarki.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Nie Lip 21, 2019 2:41 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
Willem nie wyglądał na zachwyconego faktem, iż data jego ślubu zbliża się nieubłaganie z każdym dniem.
– Oj już tak nie dramatyzuj! Ślub to nie koniec świata, życie po nim aż tak bardzo się nie zmienia – wzruszył ramionami, choć przez moment poczuł się jak hipokryta, gdyż przypomniało mu się, jak on czuł się przed własnym poddaniem swej wolności pewnej piękności z rodu Reyne.
Aaron ujął w dłoń jedną butelkę i podążył sprężystym krokiem ku stolikowi. Zasiadł naprzeciw dziedzica Castamare i zajął się napełnianiem kielichów, gdy Willem postanowił wymierzyć mu werbalną sójkę.
– Za to ty korzystasz z ostatnich chwil wolności i obwąchujesz nawet członków swojej rodziny? – mówiąc to, dziedzic Białego Portu nie oderwał nawet wzroku od wina, jakby rozmawiał o pogodzie.
Po chwili zorientował się jednak, iż nie może mieć pewności, że jego riposta dotarła do uszu blondyna, gdyż złote spojrzenie tego ostatniego zostało ostentacyjnie wbite we wdzięki karczmarki. Aaron wywrócił oczami i podsunął chłopakowi kielich niemalże pod nos.
– Na wszelkie Światłości, Willem – Manderly westchnął ostentacyjnie – trzeba było mówić zawczasu, właśnie wróciłem z nieprawdopodobnie wspaniałego przybytku. Powinieneś wybrać się ze mną raz czy dwa, może bym cię czegoś nauczył i w łożnicy przywitałbyś swą małżonkę jak na lwa przystało? – mężczyzna pociągnął głęboki łyk z kielicha, przez co ciemne włosy spłynęły za jego barki, odsłaniając na szyi coś w rodzaju... świeżego siniaka?
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Nie Lip 21, 2019 4:33 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
To nie kwestia braku zachwytu wisiała nad nim jak katowski topór.
To fakt, że jego narzeczona była w tym przypadku katem.
Zapewnienia dziedzica Białego Portu brzmiały równie przekonująco, co Dornijczyk mówiący, że jego jajecznica wcale nie jest ostra – Reyne podsumował jego słowa cichym ha!, które poprzedziło potężny łyk myrijskiego wina; kiedy trunek rozlał się po żyłach Willema jak dziki ogień, powtórzył wcześniejsze ha!, dając tym upust zupełnie nowej skali niedowierzania.
W małżeństwie nie zmieniało się nic poza tym, że zmieniało się wszystko.
Zwłaszcza zawartość skarbca.
Jestem tylko mężczyzną, kiedy czuję zapach zaspokojonej kobiety, działam jak w amoku – rozłożył bezradnie ręce: zaiste, największe niewiniątko spośród niewinnych Siedmiu Królestw, nieskalany zbereźną myślą, ot, jedynie postronny koneser kobiecych wdzięków, które znalazły się jeszcze bliżej jego twarzy, kiedy zadarł głowę, by uraczyć karczmarkę kolejnym uśmiechem.
Na siedem piekieł, Manderly! – odwrócił się w jego stronę tak dynamicznie, że jedynie na wpół kocia zwinność uratowała podsunięty przez dziedzica Białego Portu kielich przed upadkiem; Reyne chwycił naczynie, uniósł je do ust i spłukał winem kolejne przekleństwo, które cisnęło się na usta.
Moja narzeczona wie, że odwiedziłem wychodek zanim w ogóle zechcę się tam udać. Myślisz, że wizyta w domu uciech umknęłaby jej uwadze? – zakręcił winem w kielichu, nie mogąc powstrzymać cienia uśmiechu, który zalągł się w kącikach ust, unosząc je nieznacznie w górę.
W przytułku był na nią wściekły, z perspektywy czasu czuł jedynie rezygnację.
Dziki ogień się rozlał, kobyłka u płota, należy żyć dalej.
I przy każdej kłótni wypominać jej tamten dzień.
Zdaje mi się zresztą, że po mojej wizycie w Lys to ty mógłbyś nauczyć się kilku rzeczy od lwa – rozparł się wygodniej na ławie, obserwując pierwszy zarys zmarszczek w kącikach ust dziedzica Białego Portu – mógłby przysiąc, że gdy widzieli się po raz ostatni, jeszcze ich tam nie było. – Tryton w twoim herbie trzyma trójząb, ale czy wie, jak go używać?
Uśmiechnął się do małżonka swej ciotki tak radośnie, jakby odkrył złotonośną żyłę w tej światłej jak bożek Aarona myśli.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Nie Lip 21, 2019 9:58 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
[justify]– Twoja narzeczona musi być wspaniałą kobietą, młodzieńcze – ton głosu Aarona przybrał wręcz barwę reprymendy. – A to chociażby przez wzgląd na zawartość skarbca jej ojca. Rozumiesz... ich skarbiec, wasz skarbiec, nasz skarbiec. Pieniądz jest dość wartościową rzeczą, zwłaszcza w handlu, a tak między nami, to mój ojciec chyba rozważa złożenie wam kolejnej propozycji handlowej. Tak więc traktuj tę relację jako czysto biznesową, tak jak robimy to z Lysenne.
     O tak, dziedzic Białego Portu i jego małżonka osiągnęli w tym pewnego rodzaju wirtuozerię. Aaron nie ograniczał się bowiem w swych miłosnych podbojach, z kolei Lysenne nie robiła mu z tego powodu specjalnych wyrzutów. Już nie robiła, bowiem trochę czasu zajęło jej zrozumienie, iż małżonek ma dosyć specyficzne poglądy na temat szacunku do własnej żony i sposobów go okazywania.
     – Och, doprawdy? Niby każdy tryton wie, jak spożytkować swój trójząb, aczkolwiek mógłbyś spojrzeć na niego swoim profesjonalnym okiem i pokazać mi kilka chwytów, dzięki którym będę w tym jeszcze lepszy. Wolisz może jeszcze towarzystwo jakiegoś Dornijczyka dla podgrzania atmosfery? – Willem powinien był wiedzieć, że tego typu żarty z Aaronem nie mogą skończyć się dobrze.
     – Gotowy do turnieju? – Manderly oblizał wino z usta i zmienił temat we właściwym sobie stylu.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Pią Lip 26, 2019 9:52 am Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
Myrijskie wino paliło jak ogień, podobnie jak słowa, które między nimi padały; unik, uderzenie, atak właściwy, jakby każde zdanie miało na celu zadanie jak największych obrażeń – ich leczenie na szczęście przyspieszał alkohol i leciutka jak gęsie piórko świadomość, że z każdym kolejnym kielichem będzie tylko lepiej.
Nie mierz wszystkich swoją miarą, Manderly, bo zabraknie ci cyferek – lwi uśmiech na jego ustach poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy dostrzegł na szyi Aarona niewielki ślad – ot, figlarny siniaczek, całkiem podobny do tych, których nawabić można się podczas nieostrożnych treningów ze stępionym ostrzem miecza.
W tym wypadku miecz zastąpiły usta – Reyne nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
To, że czasami jesteś bardziej zainteresowany skarbcem mojej ciotki niż niż samą, wiadome jest od dawna. Swoją droga, coś cię ugryzło – musnął opuszkami palców skore własnej szyi, dokładne w miejscu, gdzie na ciele Aarona widniał zaróżowiony ślad. – To, że dłonie kobiety są cieplejsze od dotyku złota wiadomo będzie i za kolejne dwieście lat – zakołysał lekko winem w kielichu, kręcąc głową w udatnej imitacji niezadowolenia. Zdradzało go spojrzenie – zbyt rozbawione, by można było wziąć jego naganę na poważnie. Dopiero po kolejnym łyku wina zdobył się na lekkie zmrużenie oczu; upstrzone zlotem tęczówki zniknęły pod zasłona jasnych rzęs – w tym jednym drgnięciu skrywało się więcej przestrogi niż we wszystkich głośnych słowach, które padały pomiędzy unoszeniem kielicha do ust.
Czy twój ojciec zastanawiał się kiedyś, co znajduje się na zachód od Westeros? – stuknął koniuszkami palców o blat stołu, raz, później drugi, najwyraźniej nie oczekując, że dziedzic Białego Portu będzie znać odpowiedz. – On ma statki, ja mam ciekawość i przyszłą żonę, od której pewnie zechcę uciec. Taką propozycję byłbym skory przyjąć.
Dolał wina do kielicha – najpierw Aaronowi, później sobie – tęsknym wzorkiem odprowadzając młodą karczmarkę w drugi kąt sali. Może mógłby załadować zalanego w sztok Manderly’ego do powozu i zaczekać, aż zamkną tawernę? To niegodne, żeby kobieta sama wędrowała nocą po ulicach Królewskiej Przystani.
Obawiam się, że po profesjonalnym rzucie oka odesłałbym cię do maestra, żeby sprawdził, jak daleko sięga choroba. Dornijczyk tylko zaogniłby objawy – przeniósł spojrzenie na dziedzica Białego Portu, odpowiadając uśmiechem na jego kolejne pytanie. Czy nie byłoby to wspaniale – Willem Reyne, zagorzały przeciwnik turniejów, stający do walki w pociąganej czerwonym złotem zbroi i tłukący swój dumny tyłek po upadku z konia już w pierwszym starciu?
Ellyn też mogłaby paść.
Ze śmiechu.
Urodziłem się gotowy do zarobienia na nim pieniędzy, nie zarobienia w zęby – rozparł się wygodniej na ławie, obrzucając krótkim spojrzeniem klientelę przybytku; byli to głównie kupcy, którym ciążyła sakiweka i którym Reyne był gotów pomoc w pozbyciu się tego balastu. – Stajesz do walki? Muszę mieć kogo obstawić jako zwycięzcę.
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Pon Lip 29, 2019 8:53 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
– Dobry Dornijczyk nie jest zły – Aaron wzruszył ramionami i wychylił kielich jednym haustem do końca, by po chwili znów go sobie napełnić. Było to jednak trochę czcze gadanie, gdyż, pomimo tego iż Aaron zasmakował już niejednego mężczyzny i niejednej kobiety, nie dane mu było jeszcze zatopić się w objęciach kogokolwiek z przeciwległej strony kontynentu, toteż – w myśl starego porzekadła, że wino zawsze jest lepsze w kadzi, z której jeszcze się nie piło (czy jak to tam szło), potomkowie Rhoynarów stanowili na dany moment największy obiekt westchnień dziedzica Białego Portu.
     – Kto ci powiedział, że nie jestem zainteresowany twoją ciotką, hm? – Aaron zmarszczył brwi, próbując zetrzeć ukąszenie z szyi. – Każdy ma swoje potrzeby, a ja zwykłem realizować swoje w dość niecodzienny dla tej części świata sposób, choć, skoro tak cię to interesuje, to zwierzę ci się, że nasze życie seksualne też jest tematem dość żywotnym, czego owocem mogą być chociaż i nasze dzieci – Willem mógł zapomnieć o latoroślach Aarona; nic dziwnego, sam ojciec zdawał się czasem o nich zapominać. – Poza tym planujemy ich jeszcze więcej. Kontakty handlowe Białego Portu się mnożą, niebawem nie będzie komu prowadzić rodzinnych interesów.
     Na dosyć... nieoczekiwane pytanie Willema, Manderly zmarszczył nos.
     – Myrijskie chyba nie jest najlepszym trunkiem na twoją złotą czuprynę, kochaniutki – prychnął i pociągnął łyk z kielicha. – Poza żartami jednak, to nie, mój ojciec nigdy nie zdawał się być tym tematem jakoś szczerze zajęty. Cóż, nietrudno mu się dziwić, biorąc pod uwagę nasze położenie geograficzne – Manderly mrugnął do bratanka, który możliwe iż nie przekalkulował, że, aby choć pomarzyć o wyprawach na zachód od Westeros, flota Manderlych musi opłynąć dookoła całe Westeros.
     Temat zszedł na turniej. Aaron sam go co prawda rozpoczął, ale już tego pożałował.
     – Walczę – uśmiechnął się blado. – Pewnie rozsmarują mnie po szrankach, ale walczę – zaśmiał się, unosząc kielich z powrotem do ust.
     – Ojciec strasznie chciał, żebym stanął do walk. Nawet nie masz pojęcia, jak potrafi życie uprzykrzyć, kiedy chce coś wymusić. Rozumiesz, rycerz i tak dalej – mężczyzna przewrócił ostentacyjnie oczyma.
     W rzeczywistości nie miał opracowanego jeszcze żadnego planu. Co prawda ćwiczył bardzo intensywnie jeszcze przed wyjazdem do Królewskiej Przystani, aczkolwiek jego styl walki diametralnie różnił się od tego z Westeros. Nie miał pojęcia, z kim przyjdzie mu się mierzyć, czy wyjdzie z tego cało i czy odbije się to negatywnie na renomie jego nazwiska.
     
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Sob Sie 17, 2019 8:22 pm Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Gość
avatar
Gość
Wino miało słodki, niespotykany w tej części świata posmak. Każdy łyk na wpół oskarżycielsko przypominał, że beczułka trunku znalazła się za daleko od rodzinnego Myr; Reyne w ramach pocieszenia uznał, że podejmie próbę opróżnienia jej całkowicie, by nie poczuła się niechciana w ciemnych odmętach karczemnej piwniczki.
Na Pograniczu powiedzieliby, że dobry Dornijczyk to martwy Dornijczyk – wino zakołysało się w kielichu tanecznie, kiedy dziedzic Castamere uniósł naczynie do ust, ukrywając za nim słaby uśmiech; dobry Dornijczyk to głodny Dornijczyk, poprawił się w myślach, przez ulotną chwilę zastanawiając, czy złoto, którym dziś zapłaci, wyłuskała ze skarbca Księżna Sarella. Dopiero kolejne słowa Aarona sprawiły, że jasne brwi uniosły się nieznacznie w niemym wyrazie zaskoczenia. A więc po to całe to spotkanie? By Manderly przekonywał na głos całą Królewską Przystań o gorącym uczuciu do ciotki Willema i jeszcze bardziej gorących lędźwiach na myśl o innych kobietach?
Dzieci nie świadczą o udanym pożyciu małżeńskim, jedynie o tym, że dobrze spełniasz swoje obowiązki – tym razem nie próbował ukryć grymasu, który niespieszne wpełzł na usta i rozgościł się tam aż do kolejnych słów dziedzica Castamere. – Dość o mojej ciotce i jej wyczynach w alkowie. Pewnych rzeczy lepiej sobie nie wyobrażać – kiedy sięgnął po dzban, by napełnić naczynie Aarona, po raz kolejny przesunął wzrokiem po wnętrzu karczmy, najwyraźniej doszukując się pośród zebranych gości znajomych twarzy; gdzieś w oddali mignęła mu kostropata facjata ser Lyddena i nagle przypomniał sobie, bo kim Jeremy odziedziczył wątpliwą urodę.
Na bogów, Manderly. Miałem cię za wizjonera – nie uronił nawet kropelki wina, odstawiając dzban z pełnym dramatyzmu hukiem. – Czymże jest cały kontynent dla człowieka wielkich planów i jeszcze większych ambicji? – upił kolejny łyk wina, znad krawędzi pucharu obserwując twarz dziedzica Białego Portu; naprawdę myślał, że przez Willema przemawia marna ilość wypitego alkoholu? – Pomyśl tylko, nowy świat! Przy odrobinie szczęścia tamtejsze kobiety nie będą pokryte łuskami – w żartobliwym tonie ukrywało się coś więcej – odległy, wciąż niesprecyzowany głód, który Reyne topił w kolejnych porcjach alkoholu i pytaniach niepozwalających na dłuższe drążenie poprzedniej kwestii. Błądził świadomie. Podpowiadał nienachalnie.
I czekał. Niecierpliwie, za to skutecznie.
Jeśli trafisz na Lefforda, śmierć będzie bolesna, ale za to szybka – zacmokał cicho, odpowiadając uśmiechem na wybuch wesołości dziedzica Białego Portu. – Dzięki tobie dostrzegam pewne zalety bycia jedynym synem bez prawowitego dziedzica – niewielką liczbę zalet; lord Reyne był człowiekiem, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać. Walczysz ze smokiem i w końcu wracasz do swojej dziupli posypany popiołem. – Ojciec nawet nie chciał słyszeć o walce. Nie bez wnuka w ramionach.
Bądź dwóch. Zdecydowanie wolałby dwóch, z pewnością bardziej niż od własnych córek
Re: Karczma "Pod złotym smokiem"
Sponsored content

Skocz do: