Wszystko dla naszej dumy
Czw Lip 18, 2019 12:06 am Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
• 96 rok od Podboju •



___Dzień chylił się ku końcowi.
___Jasnowłosa zjawa zastygła w oknie wypatrywała przyszłości. Własnej, ale także cudzej. Beznamiętnie, niemal wyzuta ze wszystkich znanych sobie uczyć — zarówno tych lżejszych, rozmywających się leniwie na piasku wraz z nadejściem pierwszej fali, jak i tych cięższych, opadających na ramiona bez ostrzeżenia, gwałtownie, niemal brutalnie niczym ostrze miecza usiłujące sięgnąć kawałka ludzkiego ciała — obserwowała ostatnie promienie znikające gdzieś poza linią horyzontu, poza wyznaczoną granicą dzisiejszego świata nieznośnie drżącego w posadach, rozciągającego się t a m w oddali. Świata będącego o kilka kroków za daleko, nie na wyciągnięcie smukłej dłoni okrytej delikatną tkaniną mlecznobiałej skóry gładkiej w dotyku niczym jedwabie przywiezione przez jej brata zza morza, któremu zawdzięczali ponoć tak wiele, wystarczyło wychylić ucho ku wszystkim opowieściom krążącym dookoła nazwiska pozostawiającego każdemu szczyptę cierpkiego niedopowiedzenia na końcu języka. Wyjątkowo i ona poczuła gorycz w ustach.
___Reyne.
___Słowo powracało niczym niechciane echo.
___Reyne. Reyne. Reyne.
___Dudniło pośród zobojętniałych myśli próbując sforsować kamienne mury, jednak barykady nie miały prawa runąć. Ona nie mogła runąć. Zbyt długą drogę wydeptywała wśród niezliczonych cieni krążących wokoło, zbyt boleśnie pokaleczyła stopy o wyrastające z ziemi ciernie, zbyt dumna była na pozwolenie samej sobie na nietakt — wyłamanie spośród zamierzchłych schematów; była jedynie trybikiem w wojennej maszynie zakuwającej prędzej czy później każdego w żelazne kajdany pozbawiające tak samo wolności, jak tożsamości. Maellery dawno odkryła, iż prawdziwych wojen nie wygrywają miecze ani tarcze, nie smoki palące legiony, nie zastępy rycerzy plądrujące wsie czy domostwa, a małżeństwa splatające słowami wiecznej przysięgi oraz niemowlęta rodzone w imię obowiązków tak bestialsko wkradających się w życie, zaprzeczających jakiejkolwiek miłości. Tak też jej ręka stała się kontraktem, nagrodą pocieszenia dla myśliwego, któremu nie powiodło się upolowanie Szkarłatnego Lwa, stąd najstarsza córka Castamere — jedyna, jak o sobie myślała — przyjęła na ramiona brzemię umowy zawartej przez mężczyzn zasiadających o krzesło wyżej i niespodziewanie bezsilność zabolała jak nigdy wcześniej, co tamtego ciepłego dnia umierającego wraz z ostatnimi promieniami. Coś bezgłośnie zginęło pośród zimnych korytarzy, tajemniczych komnat, głębokich labiryntów kopalń będących domem przez całe życie.
___Wiatr wdzierający się do środka przez okno gwałtownie szarpnął cienkim płaszczem zarzuconym pospiesznie na ramiona, kiedy wybiegała ze swojego azylu, by zebrać myśli niespodziewanie rozsiane przez ojca, rozrzucone dookoła zamku, którego murów tak bardzo nie chciała opuszczać. Nie w taki sposób. Pozwoliła swej wściekłości kląć i warczeć, rozpalać od środka furię drzemiącą gdzieś pod jasnobłękitną taflą wejrzenia, przed którym tego dnia uciekał każdy. Pozwoliła sobie karmić się nienawiścią do dwulicowych, lannisterskich lwów o złotych grzywach — fałszywie miękkich oraz zadbanych, bowiem prawdziwe lwy ubrudzone były szkarłatem, krwią wrogów skapujących niespiesznie z ostrych kłów. Jedna po drugiej. Kropla po kropli.
___Wreszcie westchnęła cicho.
___Dzień chylił się ku końcowi, kiedy Maellery Reyne sięgnęła flakonik o kwiatowej woni i z wrzaskiem rzuciła. Kawałki szkła roztrzaskały się o ścianę komnaty, pozostawiając nędzne okruchy własnych szczątków na podłodze, na którą bezgłośnie opadła i ona. Nie zapłakała ani nie jęknęła targana bezradnością. Jedynie pozwalała chłodnemu dotykowi posadzki rozchodzić się po skórze, pragnąc by zimno pochłonęło ją całą — zlepek wątłych mięśni, podatnej zranieniom skóry, aż wreszcie irracjonalnych ambicji splecionych dożywotnio z dumą, której ten ród podporządkował tak wiele.
___— Wszystko dla naszej dumy — wyszeptała cicho.
___Tkwiąca między poczuciem obowiązku i miłości względem rodziny, a nieznośnym uczuciem utraty kontroli nad jedynym, co wówczas ceniła sobie ponad wszystko inne. Młodością.
Re: Wszystko dla naszej dumy
Czw Lip 18, 2019 1:23 pm Re: Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
Wiatr zerwał się niespodziewanie. Dyanna zacisnęła palce na płaszczu, przybliżając go bardziej do ciała. 
- Czas wracać. - Ta myśl pojawiała się w jej głowie już od kilku chwil, ale dopiero teraz miała zostać przekształcona w działanie. Zorientowała się, że zapuściła się już na tyle daleko od twierdzy, że ktoś jeszcze może zechcieć jej szukać, jeśli nie zdąży na wieczerzę. Nie taki z pewnością był jej zamiar. Liczyła sobie już zbyt dużo lat i doświadczyła zbyt wiele, by w tak dziecinny sposób prosić o skrawki uwagi służby. Kiedyś lubiła robić wszystkim na złość, potem musiała to robić, żeby przetrwać i pozostać sobą, teraz zaś mogła pozwolić sobie na momenty wypoczynku do tego ciężkiego wobec przymusu zadania. Przyspieszyła kroku, żeby jak najszybciej ujrzeć przed oczami Castamere, więzienie o łagodniejszym rygorze niż Crakehall, ale wciąż więzienie.
Odkąd się tu pojawiła, czuła na sobie oceniający wzrok każdej napotkanej osoby. Dzieci jej męża, jej mąż, służba, strażnicy, rycerze na służbie, goście, nadzorcy kopalń, kupcy, kozy, psy, konie i stary maester. Wszyscy o niej gapili się na nią tak, jakby miała coś na twarzy. Owszem, miała, jej lico szpeciła paskudna blizna, które "nabawiła" się w Crakehall, jednak poza tym nie wydawało jej się, żeby było w niej coś tak dziwnego, że wszyscy mieli prawo wlepiać w nią swoje spojrzenia. Każdy przybysz chciał zobaczyć, jak wygląda nowa lady Reyne, ale ci, którzy już widzieli, wciąż nie ustępowali z wpatrywaniem się. Oczywiście, różni ludzi - różne spojrzenia. Przede wszystkim zapamiętała nienawistny wzrok najstarszej córki Roberta. Nigdy nie zamierzała zastępować jej matki. Była nią. Była nią dla swojej córki w Crakehall. Żaden inny podlotek nie będzie wzbudzał w niej takich emocji.
Pięła się po wąskich schodach jednej z wież Castamere. Miała zamiar dojść do biblioteki, by tam w spokoju odetchnąć przy dziełach przeznaczonych raczej dla measterów niż dam, kiedy usłyszała trzask rozbijającego się szkła. Drzwi, obok których właśnie przechodziła, były lekko uchylone. Najstarsza. Maellery. Uniosła lekko głowę, słysząc szloch i bezszelestnie wkroczyła do komnaty. 
- Uważaj na szkło - rzuciła bez specjalnych emocji i przykucnęła na posadzce, rozglądając się za większymi fragmentami, które mogła chwycić między palce i odłożyć stół. - I wstań, na miłość Matki, nim zobaczy cię ktoś inny, niż ja.
Wiatr hulał w pomieszczeniu, niszcząc nie tylko ład na głowach obu pań, ale również ten zwyczajowy. W końcu dziedziczka Castamere nigdy nie płakała. Zawsze wypełniała ją złość i duma. Dyanna nie sądziła, że to coś złego do momentu, w którym dziewczę nie zetknie się ze światem, który wrzuci ją w okowy małżeństwa i posłuszeństwa. Miała przypaść Westerlingom, co było niezwykle dziwnym wyborem. Dyanna nie wiedziała do końca, dlaczego wybór Roberta padł właśnie na nich, ale nie wszystko w tym wypadku musiała i chciała rozumieć. 
W tym momencie jej przepełniony złośliwością umysł nawet cieszył się z takiego obrotu sprawy.
- Dostanie nauczkę - myślała. - Zobaczy, jak to jest.
Z drugiej strony świat nie potrzebował kolejnej złamanej przez nieszczęśliwe małżeństwo kobiety. Dyanna nie współczuła jej, ale też nie życzyła jej do końca źle. Ot, starała się zachować stan równowagi. 
Re: Wszystko dla naszej dumy
Czw Lip 18, 2019 7:47 pm Re: Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
___Okowy małżeństwa, tak, to było właściwe określenie.
___Maellery przełknęła gorycz zmieszaną z żółcią, jaka ponownie wypełniła usta, po czym pozwoliła kilku łzom spłynąć policzkami; perłowe krople lśniły na bladej skórze muskanej ostatnimi pocałunkami rozjarzonej tarczy słońca. Wreszcie sięgnął jej półmrok powoli okrywający świat. Nie próbowała niczego nasłuchiwać, jednak ten zamek niemal nikomu nie pozwalał się ukrywać; korytarze niosły wyraźny odgłos kroków zbliżających się w szybkim, rytmicznym tempie. Krok. Krok. Krok. Uderzenia o kamienną posadzkę były coraz bliżej, ale niczego nie zamierzała teraz zmieniać, wciąż tkwiła pośród zburzonych marzeń, rozpadłych murów wzniesionych dla własnej ochrony, szczątków niespełnionych ambicji rozpływających się niczym dym w powietrzu. Nie mogła pochwycić żadnego, ale też nie zamierzała tego czynić. Wszystko pozostawało w rękach Siedmiu, tak usiłowała to tłumaczyć.
___Nawet nie podniosła wzroku, kiedy uchylone bezszelestnie drzwi komnaty rozsunęły się o kolejne centymetry, ukazując kobiecą sylwetkę w pełnej okazałości. Możliwe, iż spowijanej zadowoleniem bądź zrozumiałą ulgą na wieść o tym, że najstarsza córka Castamere wreszcie opuści swój dom. Znała ciężkość rozmów, które niekiedy przeprowadzić między sobą musiały, dlatego tym bardziej napięła każdy mięsień swego szczupłego ciała, gotowa odpierać ataki bądź rzucać się na siebie z pazurami. Cóż za ironia, myślała, Pragnęłam się ciebie pozbyć, a to ja odchodzę jako pierwsza. Doskonale pamiętała niechęć, wreszcie nienawiść rozkwitające w dziecięcym sercu rok po roku, kiedy pan ojciec poślubił drugą żonę. Nie zapomniała bólu, który poczuła na wieść o narodzinach pierwszej córki, krótko później drugiej, aż wreszcie pojawiła się lady Brax — wówczas duszona głęboko w sobie złość zerwała więzy, rzucając się do dzikiej szarży. Maellery nie potrafiła powiedzieć, dlaczego przez całe życie pogardzała każdą z nich —pierw siostrami, później Dyanną, żadna niczemu nie była winna, jednak o tym dowiedziała się zbyt późno, by można było cokolwiek naprawić. Pewnych ran nie zdoła zagoić czas, za to szpetnych blizn nie pozbędzie się mimo chęci. Milczała więc przez lata, pozwalając wrogim uczuciom coraz bardziej zatruwać serce, umysł i całe ciało. Trucizna rozchodziła się wraz z krwią, zabijając resztki sympatii jaką mogłaby jeszcze żywić. Ten świat nie potrzebował sentymentów ani łzawych, kobiecych historii, bowiem one bywały zgubne.
___Milczała również teraz, ledwo kątem oka dostrzegając ruch kobiety pochylającej się ku rozsypanym kawałkom szkła. Słowa doleciały do niej o kilka oddechów później i nękana dumą podniosła się z kolan, skrawkiem delikatnej tkaniny ścierając łzawe krople pozostałe wciąż na policzkach.
___Widok Szkarłatnej Lwicy w takim stanie był prawdziwą rzadkością, jedynie Willem bądź zaufani ludzie ojca widzieli jej furię przeistaczającą się niezwykle szybko w bezradność wypisaną w oczach, dopóki nie zamrugała gwałtownie, ponownie przywdziewając maskę odgradzającą od każdego. Zachowywała wszystko dla siebie, nie chcąc dawać innym powodów do rozmów.
___— Lady Reyne — powiedziała subtelnie, skłoniwszy lekko głowę. Mimo iż nigdy wyboru ojca nie zaakceptowała, nie próbowała podżegać ognia palącego relację, jaką wykuwały z kobietą. Potrafiła zagrać wszystko, także szacunek należny macosze, ponieważ tak czasem było łatwiej i lepiej. — Wybacz ten bałagan — dodała po chwili, zamykając okiennicę. Każdemu zdarza się upaść, mogłaby dodać, ale tutaj żadne słowa nie byłyby wystarczające. Chłodne powietrze ostatni raz wtargnęło do środka, szarpiąc wściekle jasnozłote kosmyki długich włosów oraz ciemne pasma Dyanny wciąż przebywającej w komnacie. Zastanowiła się, dokąd mogła zmierzać, lecz szybko porzuciła te myśli, mając w głowie tysiąc o wiele bardziej palących.
___— Zapewne już wiesz. — Podniosła intensywnie błękitne spojrzenie przetykane złotymi plamkami na kobietę, najprościej w świecie stwierdzając fakt. Prawdopodobnie słyszał każdy, kto potrafił umiejętnie słuchać. Lady Maellery Reyne obiecana drugiemu synowi lorda Westerling, niezrozumiały, przedziwny wybór — ani umacniający sojusze, ani wnoszący złoto w rodzinny skarbiec — jednak dziewczyna doskonale wiedziała, dlaczego musiała zostać żoną uroczego chłopca, ponoć zapowiadającego się na wielkiego rycerza. Temu nie wierzyła, dopóki jej oczy tego nie ujrzą. Wolała zachować ostrożność i oszczędzić sobie kolejnych rozczarowań. Nie bardzo wiedząc, jak powinna się zachowywać, sięgnęła pozłacaną szczotkę do włosów i przeczesała je gwałtownie kilkoma brutalnymi ruchami, usiłując doprowadzić się do porządku.
___Wypełniona złością i dumą, tak, rzeczywiście. Taka zawsze była.
___Idąca przed siebie, niepotrafiąca się cofnąć, dlatego tak wiele porzuciła po drodze. I wielu, pomyślała.
Odnalazła w szklanej tafli lustra oprawionego grubą, dębową ramą własną twarz o delikatnych rysach młodej kobiety, ale było tam o wiele więcej. Była również Ona, kobieta, której nie zdołała zapamiętać.
___— Czasem zastanawiam się, co takiego czuła moja matka — zaczęła mówić dość cicho, nie spoglądając więcej na Dyannę. To było pierwsze osobiste, wręcz intymne wyznanie na jakie zdobyła się przy żonie ojca. Nie pragnęła ani litości, ani zrozumienia, niczego nie chciała. Słowa po prostu bezwiednie wypływały spomiędzy lekko spierzchniętych ust. — Ponoć bardzo ją przypominam, ale nie wiem tego na pewno. Właściwie w ogóle jej nie pamiętam — widmo smutku wkradło się pomiędzy ostatnie litery. Zamajaczyło także w oczach, które natychmiast nakryły powieki dla odegnania wszelkich demonów. Wmawiała samej sobie, że skoro matka pozostała dumna do końca, to zdoła i ona. Bez względu na cenę nie pozwoli się stłamsić czy zniewolić nawet małżeństwem, w którym musi być posłuszna. To wszystko dopiero miało nadejść, cała niepewność przeplatana tysiącem innych uczuć rozgrywała wojnę między myślami, a sercem. Zawsze będzie nazywała się Reyne, wiedziała to i nie zamierzała przed nikim klękać, nawet przed chłopcem, którego miała poślubić. Nikt nie zdoła jej złamać, powtarzała cichutko.
___— Castamere będzie wówczas twoje, lady. — Oderwała się od własnego odbicia, ponownie wpatrzona w kobiecą postać. Obserwowała ją ze swobodą w oczach, ciemne ubranie wraz z włosami podkreślały bladość cery, kąciki ust ani drgnęły, spojrzenie pozostawało takie jak zawsze, zaś paskudna blizna szpecąca twarz odejmowała uroku, jaki niegdyś kobieta musiała w sobie nosić. To był pierwszy raz, kiedy Maellery uświadomiła sobie, że nigdy nie zapytała o jej pochodzenie. Przyzwyczajona do tego widoku nie zwracała większej uwagi na policzek, niemal nie zauważała tego śladu przeszłości, z jakim lady Brax przybyła do nowego domu. Czy moment był odpowiedni? — To pamiątka małżeństwa? — Podbródkiem wskazała na polik, lekko przekrzywiając głowę. Nie kryła złośliwości, jedynie ciekawość, chociaż gotowa była na każdą odpowiedź.
Re: Wszystko dla naszej dumy
Pon Lip 22, 2019 2:23 pm Re: Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
Nie chciała słuchać. Zastanawiała się, dlaczego w ogóle zboczyła z obranej wcześniej drogi i postanowiła spojrzeć na to, co kryło się za uchylonymi drzwiami. Wspomnienie o bibliotece, w której czekały na nią nieznane wciąż z treści zwoje i księgi znikało jak przysłonione mgłą. Cóż, nie tym razem, panno Brax. Tym razem trzeba przyjrzeć się dziecku, którego nie cierpisz, a ono nie cierpi ciebie.
Może zajrzałaś tu po to, by przekonać się na własne oczy, że niektórzy wiedzą o małżeństwie więcej, niż ty w ich wieku? Że zdają sobie sprawę, że nie ma w nim miłości, a jedynie przyzwyczajenie, ustępstwa i letarg? Dyanna nie mogła powiedzieć, że teraz bardzo cierpiała. Jej mąż nie krzywdził jej, pozwalał widywać się z córką, potrafił z nią rozmawiać o czymś więcej niż pogodzie i należał do przystojnych. Dzięki temu mogła przymknąć oko na jego wady, choćby śledzenie łakomym wzrokiem służek i przyjezdnych. Taka relacja w zupełności jej wystarczyła.
W ogóle nie zamierzała bratać się z dziećmi Roberta. Nie potrzebowała z nimi rozmawiać i przebijać się przez dumne spojrzenia. W jej domu, gdyby nie długi, panowałby spokój. Gdyby jej córka mogła dorastać w takim domu, jak ona, z pewnością czułaby się lepiej. Wszyscy wciąż czekali na śmierć Giselle Crakehall. Stara wiedźma, ta obrzydliwa kurwa, wreszcie zniknęłaby wszystkim z oczu i zapanowałby spokój. Dyanna wieczorami często myślała o tym, co chciałaby zrobić tej starej raszpli. Nie były to z pewnością myśli przepełnione delikatnością, ale czułością już tak. Czule, podobnie jak Dyannę, potraktowałyby ją męskie ramiona. Teraz... teraz mogłaby to zrobić.
Patrzyła na poły obojętnie na Maellery. Duma z pewnością będzie ogromną przeszkodą w jej zamążpójściu. Przede wszystkim kim był Westerling, by ubiegać się o jej rękę? Robert nigdy nie powiedział Dyannie, czemu tak się stało.
- Widziałam twoją matkę raptem parę razy - stwierdziła. - Była piękna, ale nie odbiegała swoją urodą od urody mojej siostry.
Odetchnęła na moment, wbijając wzrok w okno.
- Głowę trzymała wysoko, była rzeczywiście niedostępna. Cóż jednak z tego, skoro wtedy pojawił się twój ojciec i zadźwięczał jej ojcu mieszkiem pełnym złotych smoków? - mówiła cicho, a jej głos wydawał się nieco drwiący. - To kwestia ceny.
Sama została oddana za pieniądze, jak wiele kobiet. Zachód prześcigał się w tym procederze, chcąc rozbudowywać swoje majątki do niebotycznych kwot, którymi zawstydzali sam królewski skarbiec. Do takich osób, jak lord Reyne ustawiały się kolejki chętnych. Przede wszystkim ojców, a potem córek, które chciały żyć w luksusach. Nie wszystkim jednak przyświecało to pragnienie.
- Twój ojciec nie opowie ci tego, co czuła twoja matka, gdy za niego wychodziła. Nikt ci tego nie opowie. Może jedynie krzyczeć doświadczenie wielu kobiet oraz obraz twojego ojca jako męża. Ten już zapewne widziałaś. - Jej ton był surowy i przypominał ostrością skały, na których wznosiło się Castamere.
- Ten zamek nigdy nie będzie mój. On należy do Reyne'ów. Może ewentualne trafić w ręce moich dzieci, ale nigdy nie będzie mój - rzekła spokojnie i przysiadła na jednym z krzeseł, obserwując uważnie ruchy Maellery. Dokąd zmierzała ta rozmowa?
Podniosła dłoń i musnęła palcami bliznę na swoim policzku. Zadrę zdrady i wstydu. Zadrę zrodzoną z obopólnej nienawiści. Zadrę, której nie pozostawił mężczyzna, a pragnąca pełnej władzy kobieta. Obrzydliwy znak przypominający Dyannie każdego dnia, że wtedy przegrała i każdego dnia trwa jej upokorzenie, a jej córka siedzi osamotniona w Crakehall.
- To znak, że małżeństwo może okazać się piekłem i to nie z winy męża, choć też po części - zaczęła. - Nie wiem, jaki jest twój przyszły pan mąż, ale jeśli słaby, to spodziewaj się za jego plecami silnej kobiety lub zaborczego brata, który będzie tłamsił twoją dumę i szukał możliwości, by uczynić ci krzywdę. Będzie starał się ciebie złamać.
Tak, to była jej nauka.
- Strzeż się fałszywych uśmiechów i wyczuwaj momenty, które wskażą ci słabe ogniwo w twoim przeciwniku. Czasem małżeństwo to wojna.
A ona przekonała się o tym najdobitniej.
Re: Wszystko dla naszej dumy
Wto Sie 13, 2019 10:35 pm Re: Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
___Nie chciała słuchać, tak jak Maellery nie chciała mówić, jednak ten jeden raz coś zdawało się pękać głęboko pod powierzchnią chłodnego, wyniosłego spojrzenia należącego do Szkarłatnej Lwicy, której latami każdy schodził z drogi. Może obawiając się jej gniewu, może niepokojącego spokoju podpartego zwodniczym milczeniem. Pewne było jedno — myśli najstarszej córki Castamere zawsze pozostawały nieprzeniknione. Do teraz.
___Wiedziała, iż małżeństwo jest obowiązkiem, nigdy (a w każdym razie rzadko) aktem prawdziwej, najczystszej miłości opiewanej ustami bardów; miłości, której iluzją nieustannie żyły jej młodsze siostry, tak ślepo podążające mrzonkami mamiącymi dziewczęta. Możliwe, iż ona wraz z bratem zabrała rodzicom to co najcenniejsze — pragnienie ambicji przeplatane rozumem, umiejętność snucia najróżniejszych intryg, niemające końca poczucie, iż dla dumy (i rodziny) zrobić można wszystko i jeszcze więcej; niekiedy rozmyślała, czy nie byłaby we własnych czynach bardziej okrutna od ukochanego Willema, którego powrót okazał się jednocześnie szczęściem i bólem.
___— Wszystkie jesteśmy kontraktem — odpowiedziała cicho na słowa Dyanny. Niechętnie przełknęła myśl, iż korytarzami Castamere pewnego dnia będzie przechadzała się głęboko nienawidzona córka fałszywych lwów, którymi tak żywo pogardzała przez niemal calutkie życie, od kiedy tylko nauczyła się gardzić. To kwestia ceny, jak powiedziała macocha. Jasnowłosa prychnęła pod nosem na tę uwagę. Byłaby gotowa opróżnić skarbce zapełnione wyprawami brata, gdyby uratowało to od niechcianego małżeństwa, od przywdziania na ramiona nazwiska pozbawionego znaczenia w świecie rozrywanym pazurami brutalnych, żądnych władzy potworów o ludzkich twarzach.
___Maellery zastanowiła się, czy będzie jednym z nich.
___Każdy człowiek nosił w sobie coś mrocznego, bestię pozbawioną zahamowań noszącą takie samo imię. Najstarsza córka rodu Reyne wiedziała, iż mężczyźni żyją dla zdobywanych trofeów, chwały oraz kobiet, rozumiała również ich okrucieństwo noszone nie tak głęboko pod skórą. Wielokrotnie obserwowała chłopców unoszących miecze, którymi zadawali kolejne ciosy dopóki przeciwnik nie ugiął się woli silniejszego, niekiedy sprytniejszego czy obdarzonego większym szczęściem podczas pojedynku, widziała Willema w Tarbeck Hall, widziała wielu innych. Wszyscy stworzeni do wojen, do zabijania, jakby śmierć składała im podziękowania za stosy ciał układanych u jej stóp.
___Czy więc jedno ciało zostanie wybaczone, skoro w bitwach ginęły tysiące?
___Skinęła nieznacznie głową lady Brax, odganiając od siebie niechciane myśli i usiłując podążyć umysłem w przeciwnym kierunku, jak najdalej od własnego okrucieństwa kiełkującego gdzieś między wściekłością a dumą. Podniosła wzrok dopiero na słowa o tym, iż Castamere nigdy nie będzie należało do Dyanny. Maellery lekko przekrzywiła twarz, blondwłose fale zsunęły się z ramienia i oplotły smukłą szyję, jednak nawet ich nie poprawiła, słuchając każdego słowa wypowiadanego teraz przez kobietę, którą przez wszystkie te miesiące pogardzała dzień za dniem. Taka była przecież kolej rzeczy.
___— Małżeństwo to wojna — powtórzyła cicho. Życie wśród Reynów też, dodała w myślach. — Dziękuję za twoje rady, lady. Obym nie musiała walczyć tak bardzo, jak ty.
___Żadna kobieta nie zasługiwała na taki los, jednak wszystko było luksusowym towarem, im lepsze nazwisko oraz pełniejsze skarbce tym większą wartość zdobywała lordowska córka, której dziewictwo stawało się wówczas warte zaciętej walki. Tak, Maellery nie należała do głupich i potrafiła dostrzec pewne zależności.
___Cóż więc na Siedmiu właśnie wyprawiała? Bratała się z wrogiem? Szukała wsparcia? Pocieszenia? Nie potrafiła odpowiedzieć, jednak niezwykle szybko odepchnęła rezygnacją wślizgującą się w jasne spojrzenie, które powoli odzyskiwało dawny blask, jarzące się w kącikach oczu iskry wzniecały coraz większy płomień i błękitne tafle zafalowały niespokojnie. Złość wdzierała się między złote plamki ozdabiające tęczówki odziedziczone po matce, której los niedługo miała podzielić z tą różnicą, iż wydano ją za człowieka mającego znaczenie. Za człowieka wartego cierpienia, jakim było wydarcie z rodzinnego domu i osadzenie wśród nieznanych, zimnych korytarzy Castamere nucącego swoje ciche melodie.
___— Maellery Westerling, brzmi okropnie — rzuciła wreszcie z pogardą, odrzucając głowę do tyłu. Reyne, to zawsze będzie jej nazwisko i wiedziała, że nie wolno jej zapomnieć ani (co grosza) wyrzec się własnej rodziny. Nawet jeśli odczuwała zrozumiały żal do ojca za decyzję, którą podjął. Przy użyciu osób trzecich. — Ale czego się nie robi z miłości.
___…do rodziny.
___Niemal wypluła ostatnie słowo, przywołując gdzieś we własnej plątaninie myśli rodową dewizę i Wszystko dla naszej dumy zabrzmiało tak dziwnie gorzko, jak nigdy wcześniej. Gdyby nie ta przeklęta duma, zapewne nadziałaby się na ostrze miecza.
___— Szkarłatna Lwica Zachodu poślubiona przez dziecko. — Ta historia nie będzie miała szczęśliwych zakończeń. Spojrzała na macochę, ciekawa jej reakcji i wówczas coś zrozumiała. — Ty nie wiesz, prawda? Nie znasz powodu?
___Lord Castamere zapewne wolał zachować tajemnicę, która złączyła ze sobą los Lwów oraz najstarszej córki z synem lorda Turni.
Re: Wszystko dla naszej dumy
Sob Sie 17, 2019 4:17 pm Re: Wszystko dla naszej dumy
Gość
avatar
Gość
Wychodzisz zaledwie za chłopca, chciała powiedzieć, lecz powstrzymała się. Ona również nie dostała mężczyzny. Może fizycznie już nim był, ale kierowała nim jego matka. Wciąż pozostawał bardziej synem niż ojcem dla swoich dzieci i mężem dla żony. Nienawidziła jego słabości. Nienawidziła tego, jak nawet podczas ślubu zerkał na swoją matkę z pytaniem w oczach, czy na pewno dobrze wszystko robi. Nie miał własnego zdania. Był tylko tłustym wieprzem, który za swoją matką poszedłby na rzeź, gdyby taka była jej wola. Najbardziej jednak bolesny był fakt, że patrzyła na niego z góry i nie mogła nic zrobić, związana obowiązkiem. 
- Obyś nie musiała. Masz dużą szansę na podporządkowanie sobie przyszłego męża i uczynienie go takim, jakiego chcesz. Wiele dziewcząt nie ma takich perspektyw - rzuciła obojętnie, spoglądając kątem oka na drzwi. 
Często zastanawiała się, co czuła, przebywając w Castamere. Przede wszystkim ból bycia poza bezpiecznym domem. Tu nie czuła "swojo". Była wciąż na obcym terenie i musiała się pilnować. Stała na baczność nawet w czasie snu. Czuła napięcie o każdej porze dnia, a kiedy zasypiała, zastanawiała się, kto ją obserwuje. To nie był jej dom. To nigdy nie będzie jej dom. Tylko Targaryenowie mogli czuć się w Czerwonej Twierdzy jak u siebie. Mogli w niej zostać do końca swoich dni. Zazdrościła im tego. Tego i siły. Słyszała niejedną historię o kobietach, które dzierżyły w dłoniach miecze i władały smoczym ogniem. To potrafiło ostudzić i otrzeźwić każdego mężczyznę. 
- Wszystkie nowe nazwiska brzmią okropnie, dopóki się do nich nie dopasujemy - powiedziała stanowczo. - Moje na początku zlewało się w obrzydliwą papkę, a teraz... teraz czuję je o wiele mocniej, niż bym chciała.
W środku wciąż pozostawała jednorożcem, wiedziała jednak, że to upór czerwonych lwów bardziej pasował do jej charakteru. Po tych wszystkich latach czuła, jak dobrze mieć władzę i pieniądze. To mieli Reyne'owie. I dumę. Potrafili zrobić dla niej zaskakująco dużo. Za dużo. 
- Podziękuj swemu bratu - rzuciła oschle. - Gdyby nie on i lord Lannister pewnie miałabyś lepszego męża do wyboru. I pewnie w ogóle miałabyś wybór, jeśli twój pan ojciec byłby dla ciebie łaskawy. Teraz zdradził cię ten, którego kochasz najbardziej. On miał poślubić Westerlingównę, a ty zapłaciłaś za to cenę. On będzie pławił się w złocie Lannisterów, a ty będziesz siedzieć na Turni, gdzie wszyscy o tobie zapomną. Takie życie zgotowali ci mężczyźni.
Jak można ich w ogóle kochać?, myślała, zastanawiając się nad własnym losem. Gdyby nie jej ojciec-idiota, pewnie zostałaby najpierw żoną kogoś, kto liczył się o wiele bardziej niż wieczny chłopiec Crakehall. Zagryzła mocniej zęby. Na samą myśl ją mdliło.
- Mężczyzn nie należy kochać. Można się im podporządkowywać, można ich słuchać, ale nigdy nie należy zasłaniać sobie nimi świata - mruknęła. - Zawsze znajdą sposób, żeby cię zdradzić. Tak robi twój ojciec, tak robi twój brat, tak będzie robił twój mąż. Jego jednak masz jeszcze szansę sobie ustawić i dyktować warunki. To jest twoja przewaga.
Czuła, jak palce zaciskają się na materiale sukni. Biblioteka zapewne była miejscem, którego pragnęła o wiele bardziej niż spotkania w komnacie i rozdrapywania ran. Ran małżeństwa i życia w skazaniu na dom, którego nie chciała.
Re: Wszystko dla naszej dumy
Sponsored content

Skocz do: