Komnata Stu Palenisk
Pon Lip 08, 2019 9:10 pm Komnata Stu Palenisk
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Komnata Stu Palenisk nazwę są zawdzięcza rozmiarom, którym bliżej do potrzeb gigantów niźli zwykłych śmiertelników. Mieści się w niej trzydzieści cztery lub trzydzieści pięć tytułowych palenisk, choć mawia się, że pomieszczenie pomieściłoby na wystawnej uczcie całą armię. Potężne pomieszczenie ciężko ogrzać i zwykle palą się w nim dwa kominki, zatem mieszkańców nie dziwi wszechobecny chłód oraz przeciągi. Wykorzystuje się ją sporadycznie, choćby z uwagi na monstrualne rozmiary; to tu najczęściej wydawane są uczty dla przyjezdnych gości.
Re: Komnata Stu Palenisk
Sro Lip 17, 2019 10:54 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Piąty dzień, trzeci księżyc, 98 rok po Podboju.


To była noc tysiąca gwiazd.
Bezchmurne niebo nad Harrenhal nadawało wystrzępionym murom na wpół bajeczny wyraz, wycinając z mroku nierówne blanki i nadtopione cienie wież. W oddali lśniło Oko Boga, odbijając blade światło gwiazd, a pomiędzy wyrwami w potężnym budulcu coraz donośniej świszczał wiatr. To jego dźwięk spędzał sen z ciężkich powiek – odległe nawoływanie późnoletnich podmuchów przeganiało mary, wyrywając poirytowaną Rhaellę z ciepłych objęć pościeli.
Marne nadzieje na powrót do łoża zniknęły w chwili, w której dotknęła bosymi stopami chłodnej posadzki – igiełki zimna natychmiast wdarły się pod skórę, przeganiając resztki snu. Niemal po omacku odnalazła peniuar, narzucając na siebie cienki materiał i równie niewprawnie wsunęła na stopy miękkie pantofelki, odruchowo ruszając w stronę dzbanka z winem.
W Harrenhal bezsenność nie była niczym nadzwyczajnym. Potężne mury zamczyska żyły własnym życiem, odzywając się nocami setką głosów – hałasowały szczury, nietoperze, wyklęte dusze i służki goszczące na siennikach domowych rycerzy. Dźwięki niosły się pustymi korytarzami i docierały do porzuconych wież, na których szczycie cegiełkę do zamkowego gwaru dorzucał Caraxes. Dziś nie zauważyła go na blankach Wieży Duchów, mógł polować lub wybrać inne legowisko – w Harrenhal ich nie brakowało, nawet dla bestii rozmiarów Krwawej Żmii.
Po długich miesiącach wymykanie się nocami z komnat przestało budzić zaskoczenie u trzymających straż pod drzwiami zbrojnych; choć jeden z nich zawsze podążał za nią jak cień, samotność w korytarzach zamku ocierała się o granice przytłoczenia. Drobna zmiana w tej monotonii zaszła ledwie przed dwoma dniami, gdy w Dorzeczu pojawił się jeden z bratanków Rhaelli; po powitalnych ucztach i głośnych rozmowach w towarzystwie gości, cisza przerywana jedynie jękiem wiatru była niemal nieznośna. W Sali Stu Palenisk wrażenie obecności przynajmniej częściowo oferował ogrom tej komnaty – wystarczyła odrobina wyobraźni, by w cieniach dostrzec czyjąś sylwetkę.
Tej nocy, w przeciwieństwie do dziesiątek poprzednich, które spędziła tu samotnie, było inaczej.
Tej nocy sylwetka przy nieprzyzwoicie długim stole była prawdziwa – tak, jak słodkie wino w ustach księżnej protektorki. Nie sposób było pomylić tej barwy włosów z jakąkolwiek inną, nawet w półmroku rozpraszanym jedynie przez kilka migotliwych pochodni.
W końcu – poza nią – w Harrenhal była tylko jedna osoba ze smoczą krwią w żyłach.
Bezsenna noc? – jej słowa poniosły się echem po olbrzymiej sali, docierając do najdalszych zakątków komnaty. Chłód był tu bardziej dotkliwy, ale w noce takie jak ta, gdy senność opuszcza ją zupełnie, nie dało się uciec przed dojmującym uczuciem zimna. – Duchy Harrenhal nie pozwalają ci spać?
Sama przywodziła na myśl jedną ze zjaw krążących po zamku; z niedbale splecionego warkocza wymykały się srebrzyste kosmyki włosów, które w tym świetle wydawały się jeszcze jaśniejsze, kontrastując z czarnym jak noc za oknem peniuarem, luźno obwiązanym w talii srebrną szarfą. Niemal bezszelestnie wsunęła się na ławę tuż obok Maelora, przesuwając w jego stronę własny kielich z winem.
Napij się. Arborskie.
Kolejny przeciąg sprawił, że drgnęła mimowolnie, unosząc dłoń do ramienia, zupełnie jakby pragnęła sprawdzić, czy ciepło zupełnie ją opuściło – przez cały ten czas nawet na chwilę nie oderwała zaciekawionego spojrzenia od profilu Maelora, oczekując wyłącznie jednego.
Odpowiedzi.
Re: Komnata Stu Palenisk
Czw Lip 18, 2019 3:37 am Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Blask rzucany przez migotliwe gwiazdy, rozpierzchnięte po całym sklepieniu nie pozwalały na sen. A przynajmniej na karb delikatnego, jasnego światła próbował zrzucić swoją bezsenność. Przewracał się na łożu, nie mogą powstrzymać gonitwy myśli, która powzięła początek w momencie, w którym zamkną drzwi komnaty.
Wizyta w Harrenhal to ucieczka, zawsze nią była. To miejsce chociaż niezbyt przychylne gościom, sprawiało, że czuł się wolny, nieograniczony przez oczekiwania i roszczenia. Mógł spokojnie pławić się w błogosławieństwie wolności, dnie spędzając na rozmowach z ciotką i zwiedzaniu Dorzecza. Nieczęsto miał możliwość szybowania nad tymi ziemiami, chociaż zapewne widok gada szybującego nad ich głowami nie robił na nikim wrażenia, tutejsi mieszańcy zdążyli przywyknąć smoków, a właściwie do jednego z nich.
Długi czas walczył ze sobą, niestety tej walce poniósł sromotną klęskę. Dużo łatwiej było wyciszyć się i zagłuszyć gwar z zewnątrz niż chaos we własnej głowie. A ta sygnalizowała mu rychły koniec jego swobody i wolności. Osiągnął już odpowiedni wiek - dokładnie tyle samo lat miał ojciec w momencie narodzin Maelora. Młody smok czuł, że niedługo zostanie zakuty w kajdany, w których spędzi resztę swojego życia. Dlatego pozostawił za swoimi plecami Królewską Przystań. Zdawał sobie sprawę, że nie mógł odmówić, ale to nie oznaczało, że powinien czekać na słowo ojca.
Poddał się, wsunął na siebie spodnie oraz koszulę, jeszcze nie zasznurowaną u góry. Gdy zamknął za sobą drzwi komnaty, poczuł jak zimny wiatr świszczący między murami, otulił go szczelnie swoim mroźnym płaszczem. Udał się korytarzem w stronę jeden z największych sal, która teraz stać tak nienaturalnie pusta. Pchnąwszy mosiężne drzwi, wszedł do środka, zajmując miejsce na ławie przy długim stole, który jeszcze niedawno uginał się pod ciężarem jadła przygotowanego na biesiadę. Chłód po raz kolejny zacisnął wokół niego swoje szpony, ale nawet to nie mogło wygnać go z powrotem do komnaty dla niego przygotowanej. Czuł, że nieprędko zamknie oczy tej nocy...
Nie tylko on miał problem z oddaniem się błogi letarg. Drzwi uchyliły się, a do środka weszła ona - nie mógł pomylić z nikim innym tej jarzącej się w półmroku burzy włosów, teraz ujarzmionych w niedbały warkocz. Wyprostował się nieco, podnosząc wzrok w stronę ciotki.
- Nie tylko mnie ona dopadła - odparł, posyłając w stronę księżnej delikatny uśmiech, który na twarzy tego młodzieńca był niezwykłą rzadkością. Maelor był księciem dosyć oszczędnym w gestach i akcentowaniu swoich własnych odczuć. Większość spraw kwitował uśmiechem, w milczeniu czekając na rozwój wydarzeń. Przy Rhaelli było inaczej, ciotka była osobą, która rozumiała, a nie wymagała. I to pozwalało mu na rozluźnienie spiętych mięśni, a jego sylwetka przybierała dużo swobodniejszy wyraz. - Są niezwykle nieuprzejme - stwierdził żartobliwym tonem. Nie był przekonany co do prawdziwości podań o zjawach, ale w żaden sposób nie zamierzał tego negować. Skinął głową i przejął puchar, upijając łyk trunku, a jego słodycz rozlała się w jego ustach. Zauważył drgnięcie ze strony ciotki - sam poczuł wietrzny bicz przedzierający się przez jego skórę. - Marzniesz - nie spytał, lecz stwierdził fakt. Zmrużył powieki, przyglądając się uważnie jasnowłosej kobiecie - Rozpalić palenisko? - zagadnął po chwili. Maelor chociaż małomówny i nieco nieokrzesany, potrafił zachować się jak prawdziwy lord.
Re: Komnata Stu Palenisk
Czw Lip 18, 2019 12:58 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Echo niosło ich słowa po chłodnej przestrzeni komnaty, sprawiając, że choć tej nocy zamek nie wydawał się zupełnie martwy. Drobny przejaw życia, to przypadkowe spotkanie w chłodzie pogrążonej w półmroku sali, zupełnie odpędził wizję spokojnego snu. Pozostało im tylko jedno – wspólna walka z bezsennością i przeciągami, które w Harrenhal pomieszkiwały od niemal stu lat.
Obecność Maelora niosła ze sobą niespodziewane poczucie ulgi, do którego Rhaella zdołała się przyzwyczaić; było tak, jakby nieświadomie wymiatał z zamczyska wszystkie lepkie pajęczyny szaleństwa, które oblepiały ją szczelnie, gdy miotała się bez celu w murach Harrenhal. Nie potrafiła przyznać tego na głos – być może nie chciała – ale wizyty bratanka były ostatnią, cienką nicią, która łączyła ją z dawnym życiem.
Życiem, nad którym potrafiła zachować kontrolę i które od opuszczenia Ziem Korony przesypywało się przez jej palce jak dornijski piach. Na dłoniach pozostawał jedynie kurz i pojedyncze drobinki, a z czasem los odbierze jej nawet to.
Pozostanie tylko pustka.
Nie pierwszy i nie ostatni raz – odpowiedziała na jego uśmiech lekkim uniesieniem kącików ust, z niejaką wdzięcznością witając ten drobny przejaw radości na twarzy Maelora. Zwykle był zbyt powściągliwy, by pozwolić sobie na podobną ekspresję, lecz najwyraźniej wolność Harrenhal obejmowała również jego uśmiechy – jedyne, jakie pojawiły się w tym miejscu od długich tygodni.
Próbuję je wychować, ale marna ze mnie matka – jakby na potwierdzenie własnych słów zakręciła winem w kielichu, upijając kolejny łyk. Arborskie szybko zatarło kiełkującą myśl o dawno zmarłej dziewczynce, której nie zdążyła nadać imienia – wolała czuć alkohol niż gorzki smak żałoby. Nawet zimno przestawiało mieć znaczenie, choć nie mogła ukryć przez Maelorem faktu, że wciąż dotkliwie je odczuwa.
Marznę każdej nocy spędzonej w tym miejscu.
Harrenhal chce się mnie pozbyć. Niezmiennie od dwóch lat.
Przygryzła lekko wargę, starając się zignorować te słowa i nie wypowiedzieć własnych obaw na głos. Maelor nie powinien wiedzieć, co dzieje się w jej głowie, kiedy tkwi zamknięta w zamczysku czekając na pretekst, który pozwoli upuścić jego mury.
- Zostań – jej głos był niewiele głośniejszy od kolejnego podmuchu, który przebiegł przez olbrzymią komnatę, kiedy – jakby w obawie, że Maelor jej nie posłucha – odruchowo przykryła jego dłoń smukłymi, zziębniętymi palcami, powtarzając tym gestem wcześniejszą prośbę. Przez kilka uderzeń serca panowała między nimi cisza, której nie przerwały nawet błąkające się po zamku dźwięki; Rhaella bez słowa chłonęła nikłe przejawy ciepła jego dłoni, własne palce cofając dopiero, kiedy choć na chwilę opuściło je zimno.
Wiem, że zwykle nie rozmawiamy o Królewskiej Przystani, ale… - odrzuciła warkocz na plecy, wzruszając bezradnie ramionami; przy Maelorze nie musiała kłamać – mógł widzieć ją pozbawioną sił i determinacji, które zakłada wraz z szatami o świcie. – Przed czym ukrywasz się tym razem?
Przed kim?, dodawało pociemniałe ze zmęczenia spojrzenie, kiedy uniosła kielich do ust, zanurzając wargi w złotym, słodkim trunku z Arbor. Coś musiało stać się w stolicy – coś, co niespodziewanie przywiodło Maelora do Harrenhal, gdzie w cieniu potężnych wież czekała na niego swoboda, jakiej nie mógł zaznać w stolicy. Zwykle nie zadręczała go pytaniami o dwór, pozwalając mu na odnalezienie w Dorzeczu wolności, która w Królewskiej Przystani była jedynie mrzonką; tym razem niepokój zwyciężył z subtelnością, a pytanie samo wyrwało się z jej ust.
Re: Komnata Stu Palenisk
Nie Lip 21, 2019 7:43 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Obecność Rhaelli sprawiała, że czuł się, jakby z jego nadgarstków zdjęto ciężkie kajdany, krępujące każdy jego ruch. Owszem, na jego barkach nie spoczywało brzemię, które nosił jego wuj Baelor czy też później jego syn. Jednakże nawet on musiał sprostać wymaganiom stawianym przez ojca. Zapewniając Maelorowi surowe wychowanie jasno określił jego rolę w rodzie i to, że całe jego życie jest mu podporządkowane. I chociaż wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie, dzień w którym będzie musiał wziąć odpowiedzialność nie tylko za czyny swoje, ale także drugiej istoty żyjącej, nadejdzie to nie wiedział czy był na to gotowy. Czy chodziło tu o brak jakiegokolwiek uczucia do owej damy? Szczerze w to wątpił, biorąc pod uwagę fakt, że sam nigdy nie zaznał chociażby namiastki tego rodzaju miłości, aby miał do czego tęsknić. Nie sądził, aby rodzice przez czas trwania swego małżeństwa darzyli się najgorętszym uczuciem, więc i on nie łudził się, że pewna panna będzie zdolna do obudzenia uśpionego w nim uczucia, które zapłonęłoby najgorętszym ogniem. Zdawał sobie sprawę, że czas wziąć odpowiedzialność na swoje barki, co było równoznaczne z ograniczeniem wolności.
- Śmiem twierdzić, że ujarzmienie zjaw nie jest dobrym odzwierciedleniem matczynych zdolności - odparł, zwinąwszy usta w wąską linię, gdy przyglądał się ciotce nieco uważniej niż jeszcze kilka chwil temu. Byłby głupcem i ignorantem, gdyby nie zdawał sobie sprawy z wielkiej tragedii, jaka dotknęła Rhaellę. Nigdy nie poruszał tego tematu, jeżeli kobieta sama nie wyszła z inicjatywą.
-Boś samotna - te dwa, lekkomyślnie wypowiedziane słowa, wypłynęły spomiędzy jego warg jeszcze szybciej niż wiatr goniący po wielkiej sali.
Nie powinieneś mówić wszystkiego co Ci myśl na język przyniesie...
Czując ciepłą dłoń ciotki na swojej, ani drgnął. Przez chwilę przyglądał się dwóm, bladym dłoniom niejako splecionym w luźnym uścisku. Czas biegł nieubłaganie, jeszcze do niedawna jego dłoń ginęła w uścisku Rhaelli, a teraz? Bez problemu mógł nakryć jej dłoń swoją własną. Trwali tak w bezruchu, w ciszy naruszanej jedynie przez złowieszcze świszczenie wiatru.
On z kolei poczuł chłód, w momencie w którym Rhaella cofnęła rękę. Zacisnął palce w pięść. Z jakiegoś powodu czuł, że to pytanie padnie. Ta kwestia go trapiła chociaż tak naprawdę nic się nie stało. Ojciec jeszcze nie wezwał go na rozmowę i miał nawiną, wręcz dziecięcą nadzieję na to, że wezwanie nigdy nie nastąpi. Oczywiście mylił się i to było pewne. Rozsądek podpowiadał mu, że nie było czasu na zwłokę, ale serce wcale nie wyrywało się ku jakiejś szlachetnie urodzonej pannie, tylko właśnie w stronę niebieskiego sklepienia, które przemierzał wraz ze Stormcloudem. - Problem w tym, że sam nie wiem - zaczął, wzdychając ciężko, uciekając wzrokiem w najciemniejsze zakątki sali. - Ostatnio wyraźnie dano mi do zrozumienia, że osiągnąłem już wiek, w którym mój ojciec wziął sobie na żonę matkę i witali mnie na świecie - skrzywił się nieco, pozwalając sobie na kolejne upicie wina z kielicha Rhaelli. Nie musiała nawet widzieć jego twarzy w pełnej okazałości, wystarczyła zaledwie poświata rzucana przez słabe światło pochodni wystarczyła, aby ujrzała niezadowolenie malujące się aż nazbyt wyraźnie. Dłoń uniósł na kark, który zaczął pocierać okrężnymi, nerwowymi ruchami. - Zgaduję, że czerpię garściami z wolności, która mi pozostała - dodał posępnie.
Re: Komnata Stu Palenisk
Pią Lip 26, 2019 11:02 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Przerażał ją upływ czasu.
Przerażał widok silnej dłoni – kiedyś dziecięcej, pulchnej, stawiającej pierwsze, nieporadne literki – w której jej własne palce znikały bez najmniejszego trudu.
Przerażała ją myśl, że dwa lata spędzone w Harrenhal wystarczyły, żeby Maelor przestał być zapatrzonym w nieboskłon chłopcem; dwa lata w Dorzeczu, nic więcej. Dwa lata marazmu, podczas którego w jej życiu zmieniło się tylko jedno – ona sama.
Jak w wielu przypadkach, zdecydowanie na gorsze.
Unosząc kielich do ust, obserwowała niemą bitwę, którą toczył w myślach. Zawsze oszczędny w słowach, zawsze pragmatyczny, zawsze toczący swoje wojny w ciszy – Rhaella nie potrafiła dostrzec w nim żadnego cienia, nawet najmniejszej skazy niewydarzonej matki z Essos. Wszystko w Maelorze krzyczało, że jest Targaryenem, a Protektorka Harrenhal mogła mieć jedynie nadzieję, iż jego moneta padła na właściwą stronę.
Lub zatrzymała się pośrodku.
Potrafisz dodać otuchy – blady uśmiech na jej ustach komicznie kontrastował z pełną milczącej zawziętości kreską, w którą przeobraziły się zaciśnięte wargi. Wbrew samej sobie czuła wobec niego wdzięczność – nawet, jeśli próby pocieszenia były nieporadne, nigdy nie powiedział nic, co mogłoby rozdrapać stare rany. Czasem miała wrażenie, że każde jego słowo posiadało w sobie namiastkę nieskalanej prawdziwości; Królewska Przystań wciąż nie zdołała zepsuć Maelora, choć była to zapewne kwestia czasu.
I niewłaściwego doboru małżonki.
To aż tak oczywiste? – błądzący po jej ustach cień uśmiechu, równie ulotny jak zjawy Harrenhal, zniknął w mgnieniu oka. Kąciki ust powróciły na swe zwyczajowe miejsce, nawet w gęstym półmroku Komnaty Stu Palenisk dodając jej twarzy ponurej wyniosłości. Czy nie na tym polegał zabieg Jaehaerysa – by skazać własną córkę na samotność i zapomnienie? By zamczysko pochłonęło całą butę i niechęć, jaką okazała na Smoczej Skale? Żeby nikt – nawet rodzina – nie mogła wyrwać jej z lepkiej, pajęczej sieci obłędu, który oblepiał to miejsce?
Maelor miał rację – była samotna. Samotność sprzyjała jednak ludziom pokroju Rhaelli; pozwalała zebrać siły, opracować plan działania, pozwalała na swobodę, której tak usilnie pragnął odmówić jej ojciec.
Byłam niewiele starsza od ciebie, kiedy wydano mnie za mąż. To był niewłaściwy człowiek. Zły – upiła łyk słodkiego wina, wbijając spojrzenie w jedno z zimnych, wygasłych palenisk. Nigdy nie mówiła o Szczypcowej Wyspie, nikomu, nawet przed samą sobą niechętnie wracała do wspomnień z Wąskiego Morza. Maelor zasługiwał jednak na okruszek prawdy, na ten jeden, mały przebłysk minionych dni. – Wiesz, że przez niemal cztery księżyce trzymał mnie w zamknięciu? Gdyby nie Caraxes…
Kielich stuknął o blat stołu, kiedy odstawiła go z niepodobnym do siebie impetem. Echo tego uderzenia poniosło się po komnacie z metalicznym dźwiękiem, do którego po chwili dołączyło ciche westchnięcie Rhaelli.
Czasem o wolność trzeba zawalczyć. Nawet za cenę wygnania do przeklętego zamku – spojrzała na bratanka spokojnie, bez cienia gniewu, który przed momentem kierował jej ruchami. Nie powinien widzieć jej takiej – wytrąconej z równowagi gorzkimi wspomnieniami. – Mogę porozmawiać z twoim ojcem. Lucerys… – zamilkła na krótki moment, czując, jak samo wspomnienie brata wypełnia jej usta niechcianą goryczą; miała wrażenie, że czasami obwiniał ją za zbyt późne przyjście na świat i – co gorsza – mógł mieć rację. – Słucha rozsądnych argumentów, postaram się więc takimi przemawiać – wyciągnęła spokojnie rękę, delikatnie zaciskając palce na dłoni Maelora, którą nerwowo pocierał kark. Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć zatoczyła koniuszkiem kciuka niewielki okrąg na napiętych mięśniach ukrytych pod skórą, jakby próbowała przegnać czający się w nich niepokój. – Żebyś nie musiał walczyć sam, jak ja kiedyś.
Re: Komnata Stu Palenisk
Czw Sie 08, 2019 1:19 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
Faktycznie, wydoroślał. Czas odcisnął na nim swoje dość wyraźne piętno, ale była to jedynie fasada. Czy Maelor rzeczywiście zmienił się nie do poznania? Wciąż z pewnego rodzaju rozmarzeniem zadzierał głowę ku górze i chociaż fizycznie stał na ziemi to myślami szybował w górze, bogowie raczyli wiedzieć w którym kierunku. Maelor chciał uciec od dorosłości, chociaż wzbraniał się przed tym jak tylko mógł.
Moneta, którą bogowie rzucili w dniu narodzenia Maelora nadal wirowała i głęboko wierzył, że upadnie wraz z jego ostatnim oddechem. Młody Targaryen należał do osób niezwykle sceptycznych; owszem był człowiekiem wiary, tak jak należało, ale sceptycznie podchodził do tego, jakoby bogowie za pomocą monety decydowali o jego przyszłości. A może ten mały akt małej wiary pozwalał mieć mu złudzenie posiadania kontroli nad własnym życiem i nad własnym szaleństwem? W końcu to zaczyna się od ambicji, a ambicje młodego smoka były dosyć duże. Wiele trenował, nie tylko ze Stormcloudem, ale także walkę na miecze w towarzystwie swego pana ojca. Musiał być najlepszy - nie chciał go zawieźć. Nie chciał, aby kiedyś ojciec patrzył na niego z zawodem w oczach. Być może takowym zachowaniem próbował - na swój pokrętny sposób - zrekompensować ojcu stratę drugiego syna.
- Wybacz, ale w Harrenhal poczucie samotności wydaje się dosyć powszechne - zauważył. Nawet on dał się poddać temu uczuciu, z tymże on pojawiał się tu właśnie po nie. Po odrobinę wolności, która tu oznaczała zdecydowanie samotność. Brak chaosu i gwaru Królewskiej Przystani, która potrafiła przytłoczyć młodzieńca niezbyt towarzyskiego i rozmownego, jakim był Maelor. Może na wygnaniu nie byłoby mu aż tak źle?
W milczeniu wsłuchiwał się w słowa ciotki, patrzył na to, jak powoli zatapia się we wspomnieniach z czasów minionych, wraca do chwil ciężkich. To, co stało się podczas pobytu ciotki Rhaelli na Szczypcowej Wieży było owiane tajemnicą. Nikt nie mówił o tym, co się dokładnie wydarzyło, ale coś musiało, skoro ciotka została ukarana przez króla. Nie powiedział nic, nie potrafił odnaleźć słów, które w jakikolwiek sposób mogłyby podnieść ciotkę na duchu, bo chociaż nie miał wątpliwości co do siły jej charakteru i niezłomności ducha, to każdy krył w sobie demony, które czasem wymykały się spod kontroli. Wiedział, że ciotka chciała dla niego jak najlepiej, ale Maelor znał swoje obowiązki, a jednym z nich był mariaż z panną urodzoną w szanowanym rodzie, mariaż z którego płynęłyby korzyści zarówno dla jednej, jak i dla drugiej strony. Poza tym bał się, że mógłby nie doczekać dnia, w którym prawdziwie oddałby serce jakiejś uroczej pannie. Chyba nie był w stanie otworzyć się na kogoś w sposób dobrowolny. - Dziękuję, tylko obawiam się, że odłożenie tej decyzji w czasie... - zamilkł. Sam nie wiedział, czego chciał od życia. To nie to, że nie czuł się na tyle dojrzałym, aby pojąć za żonę jakąś lady i stworzyć wspólny dom. Raczej obawiał się tego, że gdyby los dał mu możliwość odwlekania tejże decyzji to nigdy nie zdecydowałby się na małżeństwo, które spętałoby go na wieki. Dlatego może powinien jak najszybciej poddać się woli ojca i całego rodu, związać swoje losy na zawsze z inną osobą, kobietą. Dwa uczucia niczym potężne smoki walczyły ze sobą: chęć uzyskania wolności oraz poczucie obowiązku. - Nie chcę się żenić, ale nie chcę też zawieść ojca - nie teraz, kiedy niedawno pochowaliśmy zarówno matkę jak i nowo narodzonego brata. Miał nadzieję, że ciotka zrozumie jego dylemat. Był młodzieńcem, pragnącym wolności, jednocześnie starającym się spełnić oczekiwania Lucerysa.
Re: Komnata Stu Palenisk
Czw Sie 22, 2019 6:55 pm Re: Komnata Stu Palenisk
Gość
avatar
Gość
W zamyślonym, stanowczo zbyt dojrzałym profilu kryła się cała niepewność świata; Królewska Przystań skutecznie podlewała chwasty wątpliwości, które rozkwitały w umyśle Maelora za każdym razem, kiedy zbyt długo szamotał się pośród trującego bluszczu stolicy. Jego wizyty w Harrenhal były nielicznymi okazjami do cierpliwego, wyczerpującego plewienia wszystkich znaków zapytania wijących się w młodym umyśle Targaryena – niewdzięczna praca, to prawda, lecz słuszna. Konieczna. Niezbędna. Wiedziała o tym Rhaella i musiał wiedzieć również Lucerys, skoro wciąż pozwalał synowi odwiedzać to miejsce.
Być może sądził, że jedynie Księżna Protektorka jest w stanie odróżnić obiecującą sadzonkę od zdradliwego źdźbła?
Ten zamek został przeklęty w dniu, w którym u jego fundamentów położono pierwszy kamień – muśnięcie, jakim obdarzyła blat stołu, miało w sobie zdumiewającą pieszczotliwość. Smukły, blady palec dotknął drewna, zdejmując ze lśniącej faktury wyimaginowany paproch, skazę, którą potrafiła dostrzec wyłącznie Protektorka. – Samotność jest najlepszym, co może cię w nim spotkać.
Znacznie lepszym od szaleństwa.
Włożyła wiele cierpliwości w nasączenie własnego głosu odpowiednią dawką spokoju. Maelor nie mógł poznać prawdy o skali choroby toczącej mury Harrenhal; w oczach Rhaelli, okolonych ciemną obwódką zmęczenia, był jednym z niewielu przebłysków nadziei dla całego rodu i na swój sposób królestwa. Jego wizyty w Dorzeczu nie były próbą ucieczki przed obowiązkami, lecz procesem oswajania się z nimi – przeklęte zamczysko oferowało mu wolność od stolicy, od dworu, od badawczych, zdradliwych spojrzeń. Księżna nie mogła pozbawić go tej iluzji. Nie w chwilach, kiedy wątpił w słuszność własnego postępowania.
Kupimy ci trochę czasu, być może wystarczająco, żebyś mógł oswoić się z tą myślą – nie zaakceptować, ale właśnie oswoić. Jak ze zwierzątkiem otrzymanym w ramach prezentu – nieoczekiwanym, za to na tyle uroczym, aby je zatrzymać. Bo czyż nie tym były kobiety w aranżowanych małżeństwach? Wygodną kartą przetargową, lakiem spajającym umowy zawierane między mężczyznami, narzędziem przedłużającym linię rodu, w końcu starym, zapomnianym zwierzątkiem, które odtrąca się na rzecz nowego, uroczego kotka. Maelor był na tyle dojrzały, by pojąć tę prostą, brutalną prawdę – nie musiał kochać swojej żony.
Miał z nią jedynie legnąć w jednym łożu.
Zawiedziesz go, jeśli nie zdobędziesz się na szczerość – chłodna dłoń cofnęła się powoli, powracając do twardej faktury pozłacanego kielicha. Księżna nigdy nie wiodła prymu w sztuce dodawania innym otuchy, właściwie nigdy nie musiała się tego podejmować, jakby otaczający ją ludzie – zwłaszcza w tym przeklętym miejscu – podskórnie przeczuwali, że Rhaella nie przepada za przejawami słabości i równie niechętnie je łagodzi.
Z Maelorem było inaczej.
Dostrzegała w nim cień Lucerysa sprzed lat; ten sam upór na dnie fiołkowych oczu, to samo poczucie obowiązku, ta sama gotowość do spełnienia oczekiwań. Chcąc sprostać wymaganiom ojca, sam poniekąd się nim stawał, zdobywając przy tym na dojrzałość, której pozazdrościć mogła mu połowa starszych mężczyzn w Siedmiu Królestwach.
Nie wszystkie bitwy zwycięża się stalą – słaby uśmiech nie zdołał dotrzeć do jej oczu, kiedy mimowolnie poprawiła cienki materiał peniuaru, muskając palcami chłodną skórę obojczyka. – Niekiedy wystarczą słowa.
Zwłaszcza wypowiadane przez właściwe usta.
Re: Komnata Stu Palenisk
Sponsored content

Skocz do: