Port
Nie Lip 07, 2019 9:39 am Port
Mistrz Gry
Mistrz Gry
68
Królewska Przystań znajduje się na wschodnim wybrzeżu Westeros, u ujścia Czarnego Nurtu. Na przestrzeni lat port ten stał się największym i najważniejszym portem w Siedmiu Królestwach. Tylko port w Starym Mieście może rywalizować z nim o to miano.

W porcie czuć zapach morza, duszący smród biedy ściera się z egzotycznym zapachem produktów sprowadzanych z Essos. Panuje tu wieczny gwar. Spośród przekrzykujących się głosów wyjątkowo trudno wyodrębnić Wspólny Język - można tu spotkać nie tylko przedstawicieli najdalszych zakątków kontynentu, ale żeglarzy z dalekiego Essos, przynoszących do stolicy Westeros wieści z całego znanego świata. Historie o innych ludach i kulturach.
Lepiej pilnować tu swojej sakiewki. Pełno tu męt i rzezimieszków łypiących chytrze na naiwne lordziątka przybywające tu bez żadnych straży czy towarzyszy. Wielu kapitanów statków oferuje usługi przewoźnicze, a jeśli okażesz się wystarczająco hojny być może uda się zatrzymać twoją podróż w tajemnicy. Żeglarze są jednak sprzedajni i służą temu kto zaoferuje więcej złota.
Re: Port
Nie Lip 07, 2019 1:05 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
Ile może się zmienić w przeciągu dwóch lat?
Dla Siedmiu Królestw ostatnie dwa lata, podobnie jak dwulecie przed nimi i jeszcze dalsze, były czasem stabilizacji. Król Jaeherys I i jego Dobra Królowa Alysanne roztaczali płaszcz opieki nad wszystkimi, którzy tego potrzebowali. Stare drzewa w Bożym Gaju Czerwonej Twierdzy nie wygięły się bardziej, niż wygięte były przed dwoma laty. Twarz Septy towarzyszącej Viserei od czasu wczesnego dzieciństwa dalej pozostawała gładka niczym tafla jeziora, choć w zwykłych warunkach mięśnie twarzy powinny się rozluźnić. Wydawało się, jakby Królewska Przystań również stanęła w miejscu - ulice, które były brudne w dniu wyjazdu, brudne były dalej. Krzewy i kwiaty kwitnęły tak samo, w tych samych miejscach. Końcówka lata była ciepłym wiatrem, który rozlewał srebrno-złote włosy młodego dziewczęcia, wychylonego przez burtę statku.
Dla tego dziewczęcia dwa lata to prawie wieczność. Dwa lata minęły odkąd ostatni raz postawiła stopę w stolicy Siedmiu Królestw. Śmierć ukochanej matki była punktem zwrotnym w jej krótkim życiu. Od czasu rozłąki z ojcem urosła - przerosła się prawie o głowę. Na długości zyskały nie tylko jej nogi, a także włosy, które teraz sięgały jej do pasa - niezmiennie pokręcone przez nocne warkocze i przystrojone złotymi koralikami przy końcach. Twarz dalej miała dziecięcą, intensywnie fioletowe oczy dalej spoglądały w dal z ciekawością, choć widać w nich było także odległą tęsknotę. Małe dłonie drżały z ekscytacji i strachu przed zmianami. Przecież na życie w Czerwonej Twierdzy nie składały się jedynie wygięte drzewwa w Gaju, czy brudne ulice Królewskiej Przystanii. Dorośli zmieniali się równie szybko, co dzieci.
- Spokojnie, Tessarion. Spotkamy się z panem ojcem - wyszeptała do smoka, którego trzymała w dłoniach. Smocze pisklę, intensywnie niebieskie, z charakterystycznymi łuskami o miedzianym blasku. Najwierniejszy towarzysz młodej księżniczki zdawał się równie podekscytowany wizją wejścia na ląd. Ile spędzili na statku? Septa mówiła, że i tak płynęli raczej szybko. W drugą noc na statku miała sen, że trasę między Smoczą Skałą a Królewską Przystanią przemierzała na grzbiecie Tessariony. Jakie to piękne marzenie!
Dobicie do portu wyrwało ją z krainy marzeń. Musiała oprzeć się mocniej o pokład, by nie upaść. Septa znalazła ją niemal natychmiast. "Czas schodzić ze statku". Młoda księżniczka nie mogła się bardziej ucieszyć. Ponownie wychyliła się przez burtę, próbując gdzieś dojrzeć charakterystyczny odcień włosów swego ojca. Może najpierw dojrzy proporce książęcej gwardii, który pewnie towarzyszył ojcu? Serce biło jej coraz mocniej. Gwar portu przesłaniał jej wszystkie inne odgłosy, do tego stopnia, że dopiero ponowne pojawienie się septy i zachęcające do zejścia po trapie wysłało do jej mózgu sygnał, iż dzieje się to naprawdę. Ostrożnie stawiała stopy na powierzchni trapu, jednocześnie chłonąc wzrokiem wszystkie obrazy, które rozciągały się przed jej oczami. Tak, by móc wykuć je w pamięci. By pamiętać, jak rozpoczął się kolejny etap jej życia.
Re: Port
Czw Lip 11, 2019 6:33 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
[I księżyc, I kwartału, 98 rok od podboju]
przed Vhagar



Rytm jego kroków wyznaczał tempo pochodu książęcej straży, która towarzyszyła Lucerysowi w drodze do portu. Nie oszukiwał się, że bycie synem króla było gwarantem nietykalności, zawsze mógł znaleźć się szaleniec, który drwił z tytułów i wbiłby mu sztylet między żebra, tylko po to żeby zedrzeć z palców pierścienie, obszukać kieszenie w poszukiwaniu sakiewki ze złotem. Najważniejsza dzisiejszego dnia była bezpieczna eskorta jego córki.
Nie widział Viserei przez ostatnie dwa lata, odkąd zdał sobie sprawę jak bardzo śmierć matki odbiła się na delikatnym, dziecięcym umyśle. Decyzja o odesłaniu jej do Smoczej Skały wydawała się być wtedy bardzo słuszna, a jak donosiła w listach septa pobyt w ich rodzinnej twierdzy dobrze wpływał na małą księżniczkę. Nie kazał więc jej wracać, dając dziecku czas na odnalezienie równowagi w nowej rzeczywistości. W takiej, które nie było już srebrnowłosej Serry, która czule wyśpiewywała lyryjskie kołysanki nad łóżkiem pociechy. On sam nigdy nie miał czasu na wychowanie córki. Zresztą to nie było jego zadaniem. Dziewczęta najlepiej dojrzewały pod okiem matki czy też septy. Niestety los pozbawił małą Viseree tej pierwszej. Królewska Przystań zdawała się przypominać dziecku o braku rodzicielki, a z kolei mu przypominały o tym fiołkowe oczy córki, ich charakterystyczny wyraz i kapryśne nastroje. Zadecydował, że lepiej będzie jak dziewczynka odpocznie od królewskiej dworu, przepychu i wciąż kręcących się wokół rodziny królewskiej węży.
Sam poświęcił się swoim obowiązkom. Obrady Małej Rady odbywały się często, a w między czasie doglądał królewskiej floty i dbał o jej rozwój. Oprócz tego towarzyszyły temu wszystkiemu codzienne sprawunki księga, reprezentacja ojca przed pomniejszymi rodami. Jego dni mijały na prowadzeniu polityki, której nie znosił i która nudziła go niezmiernie. Niemniej jednak taka była jego rola i powinność względem ojca, króla i rodziny. Sam potrzebował pewnego rodzaju rutyny po utracie żonie. Obawiał się, że jeśli w swej rozpaczy posmakował by krwi, nie potrafiłby zapomnieć o jej smaku. Tak było lepiej. Wbrew pozorom spokojniej. Także i Lucerys potrzebował odzyskać równowagę w nowej rzeczywistości, której przyszło mu żyć. U boku Serry było łatwiej. Zdawała sobie sprawę z wielu rzeczy, które dla pojęcia Lucerysa były obce.
Tymczasem sam nie wiedział jak wychować Visereę. Z synem było łatwiej. Wiedział, że za kilka lat będzie musiał zadbać o to, aby znaleźć jej odpowiedniego męża. Z odpowiednio wpływowego rodu, aby zapewnić jej należyte wygody. Odpowiednio potężnego by sojusz z nim był przydatny dla nich. Kogoś kto będzie traktował ją z szacunkiem jakim należało traktować księżniczkę. Tymczasem nie wiedział co działo się pomiędzy - czy powinien zatrzymać ją na Smoczej Skale by wychowała się z dala od dworskiego zepsucia czy może lepiej było aby wychował się tutaj i poznała świat, któremu w przyszłości nie dałaby się zwieść. Czy może lepiej odesłać ją do ciotki? Nie. Do Rhaelli, która z księżyca na księżyc stawała się coraz bardziej niebezpieczna i niezrównoważona? Czy do Daeny, która ponoć kochała własnego smoka bardziej niż swoje dzieci? Prawdopodobnie większość możnych nie przejmowałaby się losem żeńskiego potomka. W oczach Lucerysa winien był jej protekcję i rodzicielską miłość. Była Targaryenem, dzielili krew i powinien zrobić wszystko, aby dać jej jak najlepszą przyszłość. Problemem było jednak to, że nie wiedział jak należało wychować damę, by nie skrzywdzić jej brakiem obecności rodzica i jednocześnie nie rozpieścić zbyt wielką atencją. Po dwóch latach nie wiedział nawet jak z nią rozmawiać.
Myśli te zajęły mu całą drogę do portu, gdy w końcu ujrzał z bliska królewski statek przyozdobiony czarną banderą Targaryenów. Straż ustawiła się w zgodnym szyku wzdłuż drewnianego trapu, po którym zejść miała księżniczka. Sam książę stanął u jego krańca, wyglądając sylwetki córki.
Uniósł kącik ust w krzywym półuśmiechu, widząc idącą ku niemu Visereę. Dwa lata to było dużo dla dziecka. Zmieniła się. Chociaż wciąż dziecięca buzia nabrała powagi, a jej ruchu zaczęły naśladować grację młodych dam. Była znacznie wyższa niż ją zapamiętał. O nie zmienił się tak bardzo. Srebrnoplatynowe włosy zaczesane były gładko do tyłu w nietypowym dla niego ładzie. Przybrał rodową czerń, a jego odzienie było skromne jak na królewicza jednak wprawione oko mogło dostrzec, że materiały z których został wykonany strój były drogie. Jedynym ozdobnikiem były pierścienie i medalion w kształcie trójgłowego smoka spokojnie spoczywający na piersiach Lucerysa. Sylwetka ojca górowała nad resztą rycerzy; był barczasty i wysoki. Nie miał też postawy księcia, bliżej jej było do postawy najemnika zza morza niż wysoko urodzonego szlachcica. Dopiero gdy skłonił się ku córce, by ująć jej dłoń i ucałował, można było dostrzec wyuczony lekcjami etykiety dryg, wrodzoną szlachetność, której nie wyprało morze. Uśmiechnął się przekornie do córki, traktując żartem dworskie maniery, które nakazywały witać damę w określony sposób. - Księżniczko - powiedział na wpół oficjalnym tonem  - mam nadzieję, że podróż minęła ci wygodnie.
Wyprostował się i chociaż był dużo wyższy od córki,  wygiął z lekka ramię by córka mogła się o nie wesprzeć. Być może dzięki temu nie czuła się jak dziecko, a młoda kobieta. Chociaż brakowało jej jeszcze kilku lat. - Jak się miewasz, Visereo? Septa pisała w mi w listach jak dzielnie doglądasz swego smoka. Nie mógłbym być z ciebie bardziej dumy.
Re: Port
Sob Lip 13, 2019 8:56 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
Oj, jak pięknie! zdawała się myśleć Viserea, jeszcze zanim jej wzrok spoczął na panu ojcu. Zapach morza, tak znajomy ze względu na długą podróż statkiem, zaczynał powoli mieszać się z rozgrzanym kamieniem ulic, budynków portu, rozmokniętym drewnem infrastruktury portowej. Wszystkie te zapachy wydawały się w jej pamięci jednocześnie znajome, jak i wyjątkowo odległe. Coś w tej całej sytuacji, stawiania ostrożnie kroków na trepie z Tessarioną w rękach, zdawało się mieszać jej w głowie, wlewając do serca dziewczynki w równych częściach radość i niepewność.
Lecz wtedy zobaczyła jego. Górował nad innymi, barczysty, z srebrnoplatynowymi włosami zaczesanymi do tyłu. Dokładnie taki, jakiego go zapamiętała, gdy żegnali się w tym samym miejscu. Choć wiedziała czym zajmuje się ojciec i jak ciągnie go do morza to nie spodziewała się, że zobaczy go wśród oddziału przygotowanego do bezpiecznego przewiezienia jej do Czerwonej Twierdzy. Serce Viserei zaczęło bić jeszcze szybciej, odruchowo przyspieszyła również kroku, układając Tessarionę na swoim lewym ramieniu. Z dwoma rękami wolnymi od noszenia smoka uniosła długą, czarną szatę nad poziom kostek, by nie potknąć się przy zbieganiu ze statku.
Już miała podbiec. Przytulić się do ojca, poczuć bicie jego serca i upewnić się, że nie jest sama na tym świecie. Tak, barkowało jej czułości, a nawet najbardziej opiekuńcza Septa nie mogła się równać z rodzicami. Przynajmniej nie w kwestii relacji krwi. Była Targaryenem. Płynęła w niej krew smoków i starej Valyrii. Dlatego też zatrzymała się zaraz po zejściu ze statku i nie spełniła swoich największych, dziecięcych pragnień na oczach ludu. Takie zachowanie nie przystawało do rangi księżniczki. Gdy zbliżyła się do swego ojca na wystarczającą odległość i zobaczyła, jak ją wita, upewniła się o słuszności swojej wcześniejszej decyzji. Nie była dziewką z niedalekiej wioski, która mogła wyrażać wszystko, co pojawiło się w jej maleńkiej główce. Ponadto to był też jej wielki czas. Czas pokazania ojcu, że te dwa lata nie były zmarnowane. Nauka etykiety, dworskiego obycia oraz historii, wśród wszystkich innych. Podała mu grzecznie dłoń, jednocześnie dygając z wrodzoną wręcz gracją (albo może wyćwiczoną przez lata nauki? Z Targaryenami nigdy nic nie wiadomo).
- Starszy nad Statkami sprawuje swój urząd z najlepszymi efektami, przez co podróż przebiegła bez zakłóceń i w najlepszych wygodach - delikatny uśmiech przeszedł przez jej lico, kiedy oczywiście odniosła się do funkcji sprawowanej przez jej ojca. Sama nie była stworzona do szczególnie długich podróży morzem albo nie była do nich wystarczająco przyzwyczajona. Może gdyby dane jej było brać udział w estakadach pod okiem ojca sama pokochałaby morze? Na razie jeszcze dalej musiała przetrawić jak dziwnie jest znowu stać na lądzie. Błędnik Viserei działał jednak poprawnie, więc poza bladością spowodowaną natłokiem emocji i drżeniem rąk z tej samej przyczyny, nie było widać żadnych negatywnych efektów na jej ciele.
Była zaskoczona postawą ojca. Na Smoczej Skale wszyscy traktowali ją jak dziecko, ale nic dziwnego - w końcu była najmłodszym wnukiem Króla rezydującym tam. Druga w kolejności była Shiera, ale ona była od niej starsza o 3 lata i w dodatku prawie cały czas przebywała pod czujnym okiem swojego brata... A tutaj, jej ojciec swoim gestem wyraźnie zaznaczał, iż traktuje ją z szacunkiem godnym młodej damy, nie zaś kłopotliwego podlotka. Powiedzieć, że poczuła się dumna, to jak nic nie powiedzieć.
Wykorzystała więc okazję i skorzystała z ramienia, które jej dano. Nawet, jeżeli miało być niewygodnie, będzie nosiła głowę wysoko. Nie miała żadnego powodu, by nie być dumna. W końcu znalazła się ponownie na ziemi jej dziadka.
- Bardzo mi miło znów zobaczyć Królewską Przystań... Tessarion chyba nie pamięta tych okolic, więc będziemy musiały się zaaklimatyzować. Ale Septa chyba za bardzo mnie przecenia... do cioci Daeny jest mi bardzo, bardzo daleko - och tak. Daena była obecnie największym autorytetem w zakresie panowania nad smokami wśród wszystkich Targaryenów. Może dlatego, że miała więcej czasu? Pogłoski o jej stosunku do córek nie dochodziły do uszu małej Viserei, a z korespondencji, którą wymieniała z jedną ze swoich kuzynek Baratheon, również nie mogła wycisnąć podobnych informacji. Spojrzała po twarzach rycerzy asystujących ojcu. Paru z nich poznawała, jednak inni byli zupełnie nieznani. To dobrze, że gwardia miała nowe nabytki.
- Czuję się zaszczycona, że znalazłeś czas na moje przyjęcie... - powiedziała już trochę ciszej, unosząc głowę w górę, by swymi fioletowymi oczami zajrzeć w oczy swego ojca. Chciała pytać o więcej. O Maelora, o to co się dzieje na dworze. Opowiedzieć o wszystkim, co działo się na Smoczej Skale, odpowiedzieć na ewentualne pytania. Ale na wszystko było czas i miejsce, a tutaj było zdecydowanie zbyt dużo uszu.
Re: Port
Czw Sie 01, 2019 8:23 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
Starszy nad Statkami sprawuje swój urząd z najlepszymi efektami, przez co podróż przebiegła bez zakłóceń i w najlepszych wygodach
Szeroki uśmiech rozciągnął wargi Lucerysa. Ujął delikatną dziecięcą rączkę i ucałował ją krótko. Jej słowa brzmiały kuriozalnie. Stała przed nim dziewczynka, przemawiała cienkim, miękkim głosem, jednak na jej buzi malowała się powaga. Spojrzał na nią, wciąż będąc w pochylonej pozycji. Chcąc przyjrzeć, dojrzeć jak czas potraktował jego młodsze dziecko.
Gdy spoglądał w twarz Maelora widział własne odbicie. O kilkanaście lat młodsze, poważniejsze, a jednak syn był jego wiernym odwzorowaniem. Gdy patrzył na córkę widział Serrę, a wrażenie tę spotęgowały jej słowa. Doskonale pamiętał, jak spotkał księżną po raz pierwszy. Lady Rogare wiedziała co powiedzieć i w jakim momencie. Była niezwykle charyzmatyczną kobietą. Potrafiła prawić komplementy, potrafiła mówić do mężczyzn. Viserea była jeszcze młoda, nie opanowała tej sztuk i miała na to jeszcze całą młodość. Mimo wszystko to jak na dziewczynkę, która liczyła sobie zaledwie jedenaście dni imienia jej słowa brzmiały dobitnie i poważnie. Przez myśl przeszło mu, wywołując wewnętrzny grymas obrzydzenie, że być może odziedziczy po matce jej flirtuertność i za kilka lat nauczy się ją wykorzystywać. Nie czas było się tym przejmować. Była zaledwie dzieckiem.  Niewinnym, nieznającym skomplikowanego świata dorosłych. Niemniej już dotkniętym tragedią, która zniszczyła jej mały świat.
- Miło mi słyszeć słowa twojej aprobaty, Visereo.  - odparł jej rozbawiony. Po czym oboje ruszyli w stronę palankiny, która czekała na małą księżniczkę.
- I dobrze - odparł jej krótko. Lucerys był krytyczny wobec wszystkich i wszystkiego, nie widział więc potrzeby, aby jego córka upodabniała się do ciotki. On za to słyszał plotki. Pełno ich było w Królewskiej Przystani, a niektórzy lubili szeptać o członkach rodziny królewskiej, szczególnie tych, z którymi nie mogli się skonfrontować na dworze. Daena była daleko na Krańcu Burzy i mawiano, że o swojego smoka dba bardziej niż o własne potomstwo. - Cieszę się, że o niego dbasz. To twoje dziedzictwo. Nasza siła - powiedział z nutą nostalgii. Smok, którego dosiadał zginął. Jak jego żona. Jak jego nienarodzony syn. Bogowie go przeklęli. Musieli. Być może ukarali go za to kim stał się w dalekim Essos, daleko poza wzrokiem królewskich pleciug, tam gdzie myślał że nikt z nich nie sięga wzrokiem, nawet ich bogowie. Ale oni widzieli. Oni wszystko widzieli.
- Oczywiście, że znalazłem - odparł miękko, nie patrząc na córkę. Jego wzrok uciekł w dal, patrzył przed siebie. - Wyrosłaś. Wyrosłaś bardziej niż mógłbym się tego spodziewać. I zmieniłaś się - wziął głęboki oddech. - Jak ci było na Smoczej Skale? Towarzystwo Lady Velaryon ci odpowiadało?
Re: Port
Nie Sie 04, 2019 1:15 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Choć czas, który przeżyła przy matce był raczej krótki, to nie był on zapewne dla lady Rogare stracony. Próbowała zasiać w Viserei, w swoim mniemaniu, najlepsze cechy. Na szczęście lub nieszczęście, po jej odejściu pieczę nad dziewczynką w dużej mierze przejęły zgoła inne osoby. Tak oto w jej słowach, tak przecież kuriozalnych, brzmiały echa jej zmarłej matki, lecz w spojrzeniu i postawie walczyły ze sobą stanowczość Septy i delikatność lady Velaryon, jej najukochańszej towarzyszki. W końcu nadal była jedynie dzieckiem, podatnym na wpływy i nasiąkającym każdym słowem jak gąbka. Dalej znacznie czystszym od biednych dzieciaków z Królewskiej Przystani, których jakaś tragedia spotykała prawie każdego dnia. Choć dotknięta tragedią rodzinną, Viserea dalej prowadziła raczej składne i dobre dla dziecka życie.
Nawet jeżeli jej ojciec, słusznie, przejmował się losem jedynej córki.
Szeroki uśmiech wygiął jej usta, gdy poczuła usta ojca na swej dłoni. Choć samo tylko wrażenie wzrokowe odblokowało skryte gdzieś głęboko uczucie tęsknoty, to dopiero dotyk pozwolił jej całkowicie je poczuć. Wraz z nadchodzącą falą ulgi, bo w końcu skończyła się jej tułaczka. Smocza Skała była wspaniałym miejscem, jednak to Królewska Przystań ostatecznie była jej domem. Na jak długo? Nie interesowały ją zupełnie kwestie sukcesji - nie myślała nawet, co może się wydarzyć, gdy jej ukochany dziadek pożegna się z tym światem. Septa ściszonym głosem opowiadała czasem o szaleństwie Maegora, który był przecież przyrodnim bratem dziadka Jaehaerysa. Co prawda Maegor nie doczekał się potomstwa, jednak co jeżeli podobne szaleństwo krąży w żyłach Targaryenów? W trakcie jej pobytu na Smoczej Skale prawie nie widywała wuja Baelora, jednak nie miał on zbyt przyjemnej aparycji, gdy już się zjawiał. Ciotka Baela z kolei była kobietą wszechmiar ukochaną przez małe smocze serduszko, ale Viserea miała jeszcze resztki rozumu, by szczególnie nie zawracać jej głowy swoją osobą. Co, jeżeli wuj Baelor, już po zasiądnięciu na Żelaznym Tronie, pozbawi jej ojca stanowiska? Gdzie się wtedy podzieją?
Te przykre myśli zajęły jej całą drogę do palakinu. Dopiero poważnie brzmiące słowa ojca o dziedzictwie i sile jakby wycuciły ją z ciągu myśli. Skinęła głową na znak zgody. W ostatnim momencie powstrzymała się od przejawu dziecięcej szczerości, więc słowa wspominające zmarłego smoka ojca nie wydostały się z jej gardła. Gdzieś podświadomie bała się, że Tessarion kiedyś może podzielić losy ojcowego smoka, dlatego starała się zabierać go ze sobą wszędzie i nie spuszczać z oczu. Co prawda nic nie wskazywało na chorobliwość pisklęcia, jednak nigdy nie można być zbyt ostrożnym. W końcu zajęła miejsce w pojeździe, w odróżnieniu od ojca nie zdejmując z niego wzroku.
- Mam nadzieję jeszcze trochę urosnąć. Shiera jest ode mnie ledwie trzy lata starsza, a jest wyższa o pół głowy... Nie chcę, by moje wnuki nazywali mnie "Visereą Malutką"... - witamy w świecie dziewczęcych trosk! Na pewno pan ojciec o nich zapomniał, jednak wraz z pojawieniem się córki i te wracają z podwójną siłą! A i dla Viserei były one niemal równie ważne co stan floty królewskiej dla jej ojca - Smocza Skała jest bardzo gościnna, ale tęskniłam za Królewską Przystanią... Lady Velaryon jest naprawdę cudowna! Uczy mnie języków obcych i zna takie piosenki, jakich nie zna naprawdę nikt. Wszystkie są o morzu, o syrenach i trytonach... Myślę, że może jej być tutaj trochę smutno, bo z Czerwonej Twierdzy do morza jest kawałek drogi. Ale obiecałam jej, że będziemy chadzać na spacery kiedy tylko przyjdzie nam taka ochota i kiedy nie będziemy miały innych obowiązków.
Ekscytacja wręcz wylewała się z małego ciała. Chłopcy z pewnością byli spokojniejsi w obyciu, zwłaszcza starsi, jak Maelor. Dziewczynkom w wieku Viserei nie zamykała się buzia, zwłaszcza, gdy przez krótkie minuty chciały nadrobić stracone dwa lata.
- Daemon także się mną zajmował! Zabrał mnie nawet parę razy na grzbiecie Sunfyre. Z góry wszystko jest takie malutkie... A co z Maelorem? Jest zdrowy? Znajdę go w Twierdzy, prawda?
Re: Port
Wto Sie 20, 2019 7:04 pm Re: Port
Gość
avatar
Gość
Na przestrzeni czasu mógł zarzucić swojej żonie wiele. Była kapryśna, chimeryczna, skłonna do wywoływania kłótni i snucia intryg. Różnica temperamentów i charakterów pod tym względem była ogromna. Lucerys nie znosił kaprysów, ani niczyich humorów, do kłótni sprowokować było go łatwo, a knuciem się brzydził. Niemniej jednak nie mógł zarzucić księżnej, że była złą matką. Dzieci to właściwie jedyne co miała, gdy mąż żeglował po Wąskim Morzu, a ona uwięziona była w obcym kraju, wśród obcych jej ludzi. Obserwował z jaką czułością traktuje ich dzieci. Mógł więc mówić wiele złych rzeczy o Serrze Rogare, jednak była dobrą matką - oddaną, kochającą, a jej złe cechy często były odbiciem obaw o przyszłość jej dzieci. Obaw, których Lucerys wtedy nie podzielał. Zbyt zajęty był własnym życiem, braniem garściami z iluzji wolności jakim były lata spędzone na morzu. Nie myślał wtedy o przyszłości, ani swojej, ani swojego potomstwa. Dopiero teraz, zdał sobie sprawę z tego jak bardzo krótkowzroczny był. Chociaż nie życzył źle ojcu, okłamywałby się zakładając, że ojciec będzie żył w nieskończoność - ba, byłby głupcem - a ze śmiercią ojca wiązały się zmiany, takie których nie mógł przewidzieć. Takie, które zagrażały mu, i jego dzieciom.
Nie mógł zastąpić jej w żaden sposób matki. Miał jednak nadzieję, że towarzystwo lady Velaryon wpłynie na Viseree kojąco i złagodzi ból po stracie matki. Nie wiele mógł w tej kwestii zrobić. Dał jej czas by doszła do siebie, dał jej opiekunkę, która jego zdaniem była odpowiednia dla dziewczynki. Jednak mijały księżyce, a lato chyliło się ku końcowi. Musiała wrócić tam gdzie było miejsce jego rodziny.
Zaśmiał się. - Z pewnością nikt nie będzie tak nazywał - powiedział rozbawionym głosem. Faktycznie zapomniał jak to jest być dzieckiem. Jak to jest słuchać dzieci, przebywać w ich bliskości. Nie był zbyt obecnym ojcem, co nie znaczyło, że jego potomstwo było mu obojętne. Uważał jednak, że za ich wychowanie do pewnego okresu powinna odpowiadać matka. On odpowiedzialny był za wychowanie Maelora, na uczynienie z niego mężczyzny. W życiu syna był znacznie bardziej obecny niż w życiu Viserei. Nie wiedział jak poprowadzić tą rozmowę. Znacznie lepiej szło mu z kapitanami statków, lordami, handlarzami. Paradoksalnie konwersacja z córką wymagała od niego znacznie więcej. Chrząknął krótko, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. - Gdy byłem dzieckiem też byłem niewysoki, ale z wiekiem przerosłem Baelora i Viserysa - powiedział sztywno.
- Cieszę się, że podoba ci się jej towarzystwo. Miejmy nadzieję więc, że Lady Velaryon będzie mogła zostać u twojego boku na tak długo jak to możliwe - mruknął. Nie chciał uświadamiać córki, że to nie będzie trwało wiecznie, nie chciał też rozdzielać jej z opiekunką. Jednak lady Aelinor była młodą kobieta, nadobną i wywodzącą się z potężnego rodu. Tak też szczerze wątpił, żeby lord Pływów nie chciał uczynić z tego pożytku.
Zachowanie Viserei kontrastowało z wyważonym, poważnym Maelorem. Lucerys miał wrażenie jakby chłopiec nigdy nie chciał być dzieckiem, ciągnęło go do świata dorosłych. - Znajdziesz go. Z pewnością cię wypatruje. I nie martw się. Jest zdrowy chociaż jak zawsze za bardzo ponury.
Re: Port
Sponsored content

Skocz do: